Forum Forum Ferajny Strona Główna Forum Ferajny
Forum Świstaków
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dziewica Slytherinu
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Ferajny Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:34, 30 Cze 2009    Temat postu: Dziewica Slytherinu

1
Severus Snape wszedł do biblioteki i poraził go blask bijący od Dziewicy Slytherinu – Mierzei. Początkowo pomyślał, że to po prostu Mierzeja. Porażony blaskiem wyszedł z pomieszczenia. Dopiero na korytarzu przypomniał sobie legendę o Dziewicy Slytherinu – zwiastunie niebezpieczeństwa dla innych domów. Miała ona przynieść zwycięstwo Ślizgonom i pokonać ich największych wrogów. Jej jedynym zadaniem było: mdlenie na zawołanie i nie tylko, depresja, pogrążanie się w otchłani rozpaczy oraz walka z Dziewicem Gryffindoru.
„Ta Mierzeja nie robiła do tej pory nic innego niż to, co należało do obowiązków Dziewicy Slytherinu poza punktem ostatnim” pomyślał Snape „Ciekawe”
-Tylko gdzie jest ten jak mu tam.. A, Dziewiec – mruknął Severus przecierając oczy. – Ciekawe, czy on też tak mocno świeci?
I odpłynął do swych podziemi.


2
Tego wieczoru nic Snape’owi nie wychodziło. Jego prywatne laboratorium było pełne fioletowej substancji. Do mniejszych usterek można było zaliczyć: zbity zestaw przypraw, dziurawy kociołek („mój ulubiony, chlip”) i słoiczek ze smoczymi łuskami, które wpadły do roztworu i spowodowały wybuch. I dlatego kochany profesor brodził w tym fioletowym bagnie po kostki. Już zaczął się zastanawiać, co jest tego przyczyną, gdy do pokoju weszła profesor Trelawney. Błoto chlupnęło z gracją pod jej stopami.
-No ładnie, Severusie. – stwierdziła z niesmakiem.
-Nie marudź. Ta substancja wlewająca ci się właśnie do obuwia nie została jeszcze zbadana i nie ręczę, czy jest bezpieczna. A następnym razem patrz, w co wdeptujesz.
-Ale tu bałagan. Jak to mówią mugole: jaki pan taki kran.
-Kram. – poprawił Snape.
-Co za różnica?
-Duża i fioletowa.
-Ja wierzę tylko w to, co widzę moim wewnętrznym okiem – profesor Trelawney była oburzona. Snape był bliski wybuchu.
-Ja tu usiłuję myśleć, a ty mi wewnętrznym okiem głowę zawracasz. Mogłaś przewidzieć, w co wdepniesz.
Ciecz zabulgotała.
-Po co tu przyszłaś? – powiedział Snape już spokojniej.
-Twoja uczennica jest nieznośna!
-O kim mówisz? – Snape pogrążał się w rozmyślaniach o Dziewicy Slytherinu.
-Jak to o kim? – oburzyła się Trelawney. – Nie sądzę, by twoje wewnętrzne oko, mimo swych małych rozmiarów, nie mogło ci wskazać, kto to.
-Malfoy? – zapytał nieprzytomnie Snape.
-Jeśli Malfoy śpi w żeńskim dormitorium, to i jego dotyczy ta sprawa. – stwierdziła. – Severusie, czy ty się aby dobrze czujesz? – spytała Trelawney z troską. – Wyglądasz bardziej blado niż zwykle.
-Czuję się idealnie (źle – dodał w myśli). Więc kto tym razem ma dostać szlaban?
-Mierzeja, ta z importu. – powiedziała Trelawney.
-Co? – zdziwił się Snape. Fioletowa ciecz ponownie zabulgotała.
-Nie dziw się tak. Ona jest bardziej nieznośna niż wszyscy Ślizgoni razem wzięci.
-Ciekawe – zaczął zastanawiać się Snape – co takiego zrobiła? – był wyraźnie zaintrygowany.
-Dziś rano na lekcji zaproponowałam wróżenie z fusów. A ona stwierdziła, że tego nie zrobi, bo jest uczulona. Do niedawna nie miała alergii – to mnie zdziwiło. Wiesz, że na mojej lekcji uczniowie trzymają różdżki w torbach, prawda?
-Tak. Tylko po co...?
-By nie powodowali zawirowań energii. Nie zgadniesz, co zrobiła ta dziewczyna. Nawet bez różdżki jej moc była wyraźnie wyczuwalna – wręcz świeciła czymś złotym, ale w miarę delikatnie. Zamiast wypić herbatę, wylała ją do zlewu i umyła filiżankę.
-Myślałem, że dobre wychowanie i pewne umiejętności są cenione nawet w Hogwarcie. – stwierdził właściciel fioletowej galarety.
-Owszem, są. Oczywiście, że są. Ale ta twoja uczennica zrobiła jeszcze coś. Gdy zwróciłam jej uwagę i poprosiłam, aby nalała sobie jeszcze filiżankę, ona zareagowała bardzo dziwnie. Zaczęła się we mnie wpatrywać tymi swoimi dziwnymi oczami, a w mojej głowie pojawiła się informacja: „Nie znoszę fusów”. Jak śmiała? Potem wpatrywała się w mój dzbanek z napojem i on po prostu pękł.
-Może był bardzo stary? – zasugerował Snape.
-Nie. Ona zrobiła z tego przedstawienie.
-???
-Rzuciła kulą energii, tak od niechcenia. Bez dotykania różdżki!
-Aha. Dziękuję ci, kochana. – powiedział Snape. – Winni (tzn. Gryfoni) zostaną ukarani.
Po wyjściu profesor Trelawney Severus zabrał się do robienia porządków. Półgłosem zasugerował:
-To coś fioletowe mogłoby się przesunąć w lewo.
O dziwo przesunęło się. Snape spróbował jeszcze raz – również zareagowało.
-Mogłoby wleźć do kociołka i tam na mnie poczekać.
Wlazło. Snape galopem pobiegł do biblioteki.


3
Zajrzał na zakazaną półkę zakazanego działu. Na szczęście do tej pory nie dostrzegł Mierzei. Wybrał pozycję „Przepowiednie” – wiedział, że jest tam duża wzmianka o Dziewicy Slytherinu.
Z zainteresowaniem zaczął czytać: „Dziewica Slytherinu będzie nieobliczalna (i niebrzydka – tylko proszę uważać, gdy jej się to mówi). Jej omdlenia, depresja i tzw. „otchłań rozpaczy” nie są zaraźliwe. Niebezpieczna dla mugoli i magów (dla tych ostatnich bardzo). Jej wrogami mogą być tylko uczniowie, ale nauczyciele, którzy ją gnębili są również zagrożeni. (Tu Snape nerwowo przełknął tę wielką gałę podchodzącą mu do góry w gardle). Do podstawowych umiejętności Dziewicy należy rzucanie kulami energii (podstawowych, o zgrozo! – zawył Snape) różnego kalibru (A największy rozmiar – Severus nie znosił takich sytuacji). Ponadto może bez problemu hipnotyzować, teleportować się, jak również może mieć zdolności telekinetyczne i telepatyczne. Posiada ciało astralne jak mazoku (A co to jest to na a i m? – powiedział wiadomo kto). Wracając do omdleń: powodują one zebranie przez Dziewicę pewnej energii, jednak największe jej złoże to depresja. Z Dziewicą trzeba obchodzić się delikatnie. Gdy jej umiejętności się objawią, znaczy to, że Sam Wiesz Co, no więc to prawie wszystko. Ostatnia Dziewica pojawiła się nie wiem kiedy, chyba takiej jeszcze nie było. Osobę tą można łatwo zidentyfikować: ma alergie, które bardzo często zmieniają źródło. Jedyne stałe uczulenie dotyczy kotów. Jeśli kot jest animagiem grozi mu niebezpieczeństwo. Dziewica bez różdżki potrafi bez problemu zmienić animaga w coś innego, z czego nie będzie mu łatwo wrócić do swojej postaci.
-O nie! Oni mają teraz transmutację z McGonagall!!!


4
Szybko wbiegł na drugie piętro. Profesor siedziała na ławce w postaci (Ufff) kota. Mierzei nigdzie nie było. Severus podszedł do Malfoya i zapytał:
-Gdzie jest ta dziewczyna, z którą siedzisz?
-Która? – odpowiedział pytaniem na pytanie uczeń.
-Jest u pani Pomfrey – zamiast Draco odpowiedziała profesor Mc(wiadomo-kto) – miała straszny katar i świeciła. To anormalne.
-Aha. – stwierdził inteligentnie Snape i biegiem ruszył do skrzydła szpitalnego.


5
Mierzeję znalazł bez problemu.
-Kurde – pomyślał – Dlaczego nie było tam mowy o tym pięknym (zabójczo) głosie!?!
Mierzeja siedziała na krześle i wycierała nos. Nigdzie nie widać było pani Pomfrey. Po stole łaził jakiś robak.
-Pójdziesz ze mną.
-Aha – stwierdziła Mierzeja.
-Gdzie jest pani Pomfrey?
-E....
-Co „e...”? – Snape był wyraźnie poirytowany monosylabami uczennicy.
-Mało pan jej nie zgniótł.
-Co!?! Zamieniłaś ją w robaka!?!
-Tak przez przypadek.
Severus wyciągnął swoją różdżkę.
-Odsuń się.
-Ale po co się tak męczyć? – powiedziała Mierzeja i popatrzyła na robaka. – Jeśli pan tak bardzo chce, to mogę zmienić ją w jaszczurkę. To już potrafię.
-Jeszcze czego. – powiedział Snape, lecz w ten sposób ściągnął na siebie gniew Mierzei. Dziewica Slytherinu wrzasnęła tak, że Snape’a wgniotło w ścianę.
-Przestań! – wydusił Snape ledwo dysząc. Mierzeja zamilkła. Severus osunął się na podłogę.
-Uff – to jedyne, na co pozwalał mu obecny stan.
-Nic się panu nie stało? – spytała Mierzeja z troską.
-Nie – warknął Snape i zaraz tego pożałował
-Dlaczego to zawsze mnie spotyka?! – darła się Mierzeja. Severus zauważył początek reakcji świecenia. Łzy jak groch spływały jej po twarzy. Snape nagle skapnął się, o co chodzi.
-Przepraszam. – powiedział. Jak się zaczyna z Dziewicą Slytherinu, to trzeba się liczyć z konsekwencjami.
Mierzeja wycierała mokre oczy.
-Masz. – Snape podał jej chusteczkę.
-Dziękuję. – powiedziała i wytarła nos.
Gdy chciała oddać Severusowi chusteczkę, zaprzeczył.
-Możesz ją zatrzymać.
-Naprawdę? – zapytała Mierzeja powtórnie wycierając nos.
-Tak, a teraz odsuń się. – Snape wycelował różdżką w robala pełzającego po stole i przywrócił pani Pomfrey zwykłe ciało.
-Idziesz ze mną. – zwrócił się do Mierzei i wyszedł z sali zostawiając zdziwioną pielęgniarkę.
Mierzeja podążyła za Snapem cały czas wycierając nos czarnym materiałem.
-Bardzo mi się podoba. – powiedziała
-Acha – inteligentnie stwierdził Snape
-Te motylki wyhaftowane na czarnym aksamicie są śliczne.
Snape zarumienił się, a jego cera przybrała bardziej normalny kolor.
-Daj spokój.. – zrezygnował z dalszego ciągu tego zdania, gdy zobaczył łzy w oczach dziewczyny. Mierzeja znów wycierała nos w byłą chusteczkę Snape’a. Poprzedni właściciel patrzył z przerażeniem na to, jak czarny aksamit staje się zupełnie mokry.
-No, nie płacz już. – Snape był wyraźnie zakłopotany zaistniałą sytuacją. – Chodźmy do sali.
I zeszli do podziemi.


6
Na schodach stały koleżanki Mierzei z Gryffindoru: Chomik, Bu i Andromeda. Opadły im szczęki na widok przyjaciółki w towarzystwie profesora.
-Cześć. – powiedziała Chomik, jedyna istota w tym towarzystwie, która była zdolna mówić. Andromeda i Bu tylko wytrzeszczały oczy.
-Cześć. – odpowiedziała cicho Mierzeja i zniknęła za drzwiami.
-Dziś zajmiemy się wyższymi truciznami organicznymi. – zakomunikował Snape, gdy już wszyscy weszli do klasy – potrzebne: zestaw przypraw i korzonków nr 2 i 3, marynowana żaba (w occie) i łuski gryfa. Potrzebne instrukcje na stronie 628. Macie na to 30 minut.
Mierzeja zabrała się do siekania żaby
-Marynaty – obrzydlistwo. – stwierdziła – obrzydliwy ocet. – wytarła nos i tak już mokrą chusteczką
Malfoy siedzący z nią w ławce podsunął jej pod nos swoją żabę. Mierzeja skrzywiła się.
–Fe.
-Pomożesz mi ją posiekać. – zaproponował ze złośliwym uśmieszkiem. Szybko jednak tego pożałował. Mierzeja kichnęła i zawartość słoiczka poszybowała przez salę. Snape obrócił się i w ostatniej chwili uchylił się przed pociskiem żaby w occie.
-Co ty wyprawiasz, Malfoy? – warknął Snape
-Ja? – Ślizgon był zdziwiony – Pomagam jej przy eliksirze?
-Mierzeja. – tu zwrócił się do Mierzei – od dziś nie siedzisz z Malfoyem. (tym głąbem – dodał w myślach)
-Acha. – inteligentnie stwierdziła Mierzeja.
-Możesz zostawić ten eliksir. – powiedział Snape – i chodź za mną.
Dziewica Slytherinu posłusznie za nim poszła.


7
Gdy tylko weszli do środka Severus zapalił świecę i powiedział:
-Od dziś będziesz pracować ze mną, przynajmniej podczas moich zajęć.
Fioletowa maź wysunęła się bezgłośnie z kociołka. Snape nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie reakcja dziewczyny. Mierzeja odskoczyła pod samą ścianę. Severus popatrzył na nią, potem na galaretę i znów na Mierzeję.
To, co się teraz stało trudno opisać. Mierzeja zaczęła krzyczeć. Fioletowa galareta momentalnie schowała się do kotła i zaczęła dygotać. Severus stał na środku ogłuszony. Gdy wrzask nieco przycichł, sam użył głosu.
-Kobieto, zamknij się – jego głos jakimś cudem przebił się przez wspaniałe sopranowe „Aaaaaaaaaa! Co to jest?!” Mierzei. Takiego obrotu sprawy Snape nie przewidział. Dziewica Slytherinu zamilkła. Severus stał chwilę patrząc na uczennicę i próbując wywnioskować z jej miny, jakiego rodzaju ataku się spodziewać. Mierzeja wtuliła się w kąt.
-Przepraszam – bąknął Snape, ale było już za późno
-Ty – tu zwrócił się do galarety, pośpiesznie szukającej ukrycia – Właź do środka i już nie wychodź! Przynajmniej na razie.
Potem podszedł do Mierzei, która już zdążyła zalać się łzami i obecnie usiadłszy za regałem ocierała ten potok. Snape schylił się i pomógł jej wstać. Mina Dziewicy Slytherinu w pełni oddawała jej zdumienie.
-No już dobrze. – powiedział Severus. To tylko mój wczorajszy eksperyment.
-On on ży-żyje! – wydukała Mierzeja.
-A co myślałaś?
-Ja się tego boję i mam przez to katar.
Snape popatrzył na Mierzeję dziwnym wzrokiem, a następnie wręczył jej drugą już tego dnia czarną chusteczkę.
-Dziękuję – powiedziała Mierzeja.
-Proszę – Snape zaczął się zastanawiać – Co teraz?
-Przerwa. – stwierdziła Mierzeja.
-Aha, dobrze. Eliksiry sprawdzę na następnej lekcji.
-Ale ja muszę ten dokończyć.
-Doskonale wiem, że to potrafisz. – Snape nie miał ochoty ciągnąć tej rozmowy. – Na pewno potrafisz. Ta trucizna potrafi przeżreć rury, a tylko tobie przyszło do głowy, by ją zrobić w ramach relaksu. Prawda?
-Tak. – lakoniczna odpowiedź zdziwiła Snape’a.
-Tylko tyle? Nie zapytasz o moja źródło informacji?
-Nie.
Dlaczego ona mówi monosylabami? – pomyślał Snape.
-Chodź, wytłumaczysz mi to podczas obiadu.
-Aha.
-Kurde – pomyślał Snape – Chyba robię coś nie tak jak trzeba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:35, 30 Cze 2009    Temat postu:

8
Sala jadalna była już pełna. Snape zasugerował Malfoyowi, żeby ten się przesiadł.
-Dlaczego?
-Bo ja cię na razie proszę grzecznie – wycedził Snape – I zabierz ze sobą swój talerz.
Posadziwszy Dziewicę Slytherinu po swej prawicy warknął do reszty Ślizgonów przyglądających mu się dziwnie:
-Jeść, albo wynocha.
Podziałało. Najbliżsi uczniowie odeszli od stołu, a reszta kontynuowała posiłek.
-No więc – zaczął Snape – po co ci była ta trucizna?
-Na antidotum. – bąknęła Mierzeja i zaraz dokończyła – dla pani Norris.
-Pani Norris? – Severus zdziwił się bardziej niż myślał, że może się zdziwić. – Kotki Filcha? Po co?
-Ona się bardzo zatruła. Przewróciła się tuż przed naszym portretem „Wężowej Skórki”. Nie mogłam jej nie pomóc.
-O ile wiem, jesteś uczulona na sierść.
-Tak, ale ona tak cierpiała, profesorze.
-Jak tego dokonałaś? Przecież ona żyje. Nie zabiłaś tego kota.
-Malfoy pobrał próbkę. – bąknęła niechętnie Mierzeja.
-I jego w to wciągnęłaś. – Snape był wyraźnie poirytowany. Sala opustoszała. Nauczyciel niemal krzyczał.
-Tak. – Mierzeja była bliska łez.
-A antidotum na tę truciznę jest dostępne w jednej z ksiąg zakazanego działu, a ja ci pozwolenia nie dałem.
Mierzeja zerwała się z miejsca i wybiegła z głośnym płaczem.
-No ładnie. – pomyślał Snape – Chyba powinienem ją dogonić. Co ja właściwie robię? Za chwilę zaczyna się lekcja. Lekcja!!!
Snape zerwał się z miejsca i pobiegł w ślad za Dziewicą Slytherinu.
Przecież ona jest nieobliczalna! – przemknęło mu przez głowę.


9.
-Malfoy – zawołał Snape – widziałeś Mierzeję?
-Pobiegła na górę. – Draco cały czas był obrażony. Snape podążył jej śladem. Zobaczył ją na końcu korytarza (pustego – „Uf... Obyło się bez ofiar”) Podszedł do Dziewicy Slytherinu i powiedział cicho:
-Nie chciałem cię zdenerwować ani urazić.
Mierzeja głośno opróżniła nos w jedną z byłych chusteczek Snape’a.
-Naprawdę. A o tej truciźnie dowiedziałem się od Filcha. Rury w toalecie Jęczącej Marty były przeżarte. Chodź, wracamy do podziemi.
Mierzeja kiwnęła głową i jeszcze raz opróżniła nos.


10
Zeszli do lochu. W sali byli już wszyscy. Snape zapowiedział, że Mierzeja będzie od dziś pracować z nim, bo reprezentuje bardzo wysoki poziom. Wszyscy spojrzeli na Dziewicę Slytherinu z nieskrywaną zazdrością.
Tylko czego oni mi zazdroszczą? – pomyślała.
Snape sprawdził eliksiry. Malfoyowi dodał 5 punktów. Chomikowi odjął tyle samo tylko za złą konsystencję.
-A teraz spróbujcie zrobić antidotum. A ty – tu zwrócił się do Mierzei. – zrobisz je bez zaglądania do księgi.
O dziwo Mierzeja zrobiła. Snape się nie zdziwił, wierzył w jej talent. Nikt ze Ślizgonów ani Gryfonów nie był w stanie wykonać tego zadania, nawet Hermiona.
Snape uradowany dodał Mierzei 15 punktów.


11
Po skończonych zajęciach zaproponował jej, żeby została w lochach. Chciał z nią porozmawiać.
-Twoja odtrutka okazała się skuteczna.
-... – cisza
-No przecież pani Norris żyje. By zrobić dla niej odtrutkę wystarczyło pół miarki trucizny, więc resztę wylałaś do zlewu.
Mierzeja przytaknęła.
-Pozostaje jeszcze tylko jedna kwestia: skąd miałaś przepis?
-Nie miałam.
-Nie kłam. – stwierdził Snape – nie potrafisz.
-Aha. – przytaknęła Mierzeja.
-Kto udostępnił ci książkę? – zapytał spokojnie Snape siadając na krześle i wskazał drugie dziewczynie. Dziewica Slytherinu posłusznie usiadła.
-Opowiedz – ponaglił Snape – czyja to książka?
-Moja. – bąknęła Mierzeja.
-Co? – Snape był wyraźnie zdziwiony, bardzo zdziwiony. – Kto ci ją dał?
-Dostałam na imieniny. – Dziewica Slytherinu mówiła już szeptem. Głos jej drgał.
-Kiedy? – Severus tego nie zauważył.
-3 listopad. – szept nikł wśród chlipów.
-Sam, uspokój się – Snape podsunął jej filiżankę. – Wypij to.
Mierzeja powąchała i powoli wypiła napój. Od razu się uspokoiła.
-No, już dobrze. – Severus poklepał ją po ramieniu. – Chcesz herbaty?
-Nie. – Sam (czyli Mierzeja) pokręciła głową.
-28 tygodni temu dostałaś tę książkę – głośno myślał Snape. – Ile eliksirów udało ci się zrobić?
-... – cisza
-Powiedz, ta liczba nie powinna mnie przerazić.
-783.
-Co???
-Nie zrobiłam tylko 15, bo nie miałam wszystkich składników.
-I wszystko ci się udawało?
-Tak... – Mierzeja znów mówiła cicho.
-Po jutrzejszych lekcjach przyjdź tutaj. Porozmawiamy.
W tym momencie Mierzeja osunęła się na podłogę. Snape zerwał się z krzesła i przyklęknął przy dziewczynie.
-Chyba przesadziłem z dawką tego środka – mruknął Severus. Bez problemu podniósł Sam i zaniósł ją do skrzydła szpitalnego.


12
-Severusie, co jej się stało? – pani Pomfrey była zdziwiona powtórną wizytą Mierzei.
-Zemdlała albo to wpływ mojego eliksiru uspokajającego.
-Zaraz zobaczymy. – pani Pomfrey podniosła powiekę ofiary „uspokajacza” Snape’a. – Po prostu nieprzytomna. Twój środek spowodował tylko przedłużenie tego stanu.
-Nic jej nie będzie, mam nadzieję – powiedział Snape z troską.
-Powinna ocknąć się przed wieczorem.
-Uf. – westchnął Snape. – Jesteś pewna?
-Oczywiście. To tylko omdlenie, Severusie.
-No to dobrze. Potem odeślij ją do dormitorium. Nie zatrzymuj jej na noc.
-Jeśli wszystko będzie w porządku to tak zrobię.
-Dobrze, teraz muszę iść do biblioteki.
I Snape odpłynął w wiadomym kierunku.


13
Z zakazanej półki zakazanego działu wyciągnął dzieło Hermana z Portsmouth z 812 roku. Czytał:
„Opiekun domu powinien powiadomić dyrektora o pojawieniu się Dziewicy. Dziewic ukaże się kilkanaście dni po niej. Do tego czasu trzeba nauczyć ją panowania nad mocą. To czasochłonne zajęcie. Najprościej nauczyć ją animagii. Po prostu zmieni się w zwierzę, o którym intensywnie pomyśli”
-Dobrze, że ona nie zastanawia się nigdy zbyt długo.
„... Opiekun domu powinien wykazać się cierpliwością – Severus czytał dalej – a czytaniem zająć się dopiero po powiadomieniu dyrektora!!!”
Severus zatrzasnął książkę i spokojnym krokiem udał się do gabinetu dyrektora.
Już chciał zapukać, gdy usłyszał głos dobiegający z pomieszczenia.
-... i wtedy profesor Snape przyniósł ją do skrzydła szpitalnego, a ja mam się opiekować kimś, kto zmienił mnie w robaka...
Severus wszedł bez pukania.
-Dziękuję za relację, ale czy nie powinna pani być teraz przy Sam? – spytał chłodno.
-Odesłałam ją. – powiedziała pani Pomfrey.
-Hm. To dobrze. Czy mogłaby pani nas zostawić w takim razie samych.
-Dobrze – i pielęgniarka wyszła z obrażoną miną.


14
-Dyrektorze – tu Snape zwrócił się do dyrektora – mamy kłopot.
-O ile mi wiadomo to ty go masz, Severusie. – Dumbledore usiadł w głębokim fotelu i wskazał podobny nauczycielowi. – Nie potrafisz upilnować swoich uczniów, a konkretniej uczennic, a mówiąc jeszcze konkretniej: jednej uczennicy, jak mi powiedziała profesor Trelawney „z importu”, więc zastanawiam się...
-Nie mam czasu słuchać tych wywodów. – Snape przerwał dyrektorowi. – Problem istnieje i dotyczy Sam i tej przepowiedni o Dziewicy Slytherinu.
-To ONA??? – Dumbledore był zdziwiony.
-Najprawdopodobniej właśnie to ta pechowa Mierzeja. I to na mnie spoczywa obowiązek nauczenia jej, jak korzystać z mocy.
-Czyli Dziewic objawi swą moc koło świąt?
-Nie wiem. Może wyślij wszystkich Gryfonów na święta do domów.
-Wszystkich?
-No, to by było najlepsze wyjście.
-Może dla ciebie, Severusie.
-Dla wszystkich.
-Może – mruknął dyrektor – ale ty musisz zrobić miejsce dla Pottera, Granger i Weasleyów.
-Ty myślisz, że ja mam czas? Gdzieś tam – wskazał w nieokreślonym kierunku – chodzi Dziewica Slytherinu nie potrafiąca panować nad swą mocą – Snape niemal krzyczał – w kociołku w lochu siedzi coś żywego, fioletowego, ruszającego się i najprawdopodobniej cały czas trzęsącego się ze strachu po krzyku Sam, a ty mi mówisz, że będę zabawiał się w wyszukiwanie im domów na święta?!
-Spokojnie, Severusie, jeśli jesteś aż tak zajęty, zrobię to za ciebie.
-Wyślij ich jak najdalej!
-Dobrze. – Dumbledore był cały czas opanowany. – A co z Sam?
-Zostaje, choćby przyjechał po nią sam minister magii z Polski.
--Powiadomię o tym jej rodzinę, a ty Severusie idź odpocznij. I tobie i jej się to przyda.
Snape wstał i podszedł do drzwi.
-Jeszcze jedna kwestia – Dumbledore zatrzymał go w ostatniej chwili. – dzbanek Trelawney.
-Kupi się – mruknął Severus.
-Mogę zwolnić ją z zajęć, jeśli chcesz. Nie chciałbym, żeby komuś stała się krzywda.
-Ona jest niegroźna, jeśli nikt jej nie dokucza. – Snape opanował się.
-Tak, tylko nie chciałbym, aby powtórzyła się sytuacja ze skrzydła szpitalnego. – Dumbledore wstał i zaczął spacerować po gabinecie. Snape zamknął drzwi.
-Obejrzałem jej stopnie. Są idealne. Jeśli uważasz, że mogę zająć się jej „szkoleniem”, to od jutra nie pójdzie na zajęcia.
-Dobrze, więc powierzam ci tę Dziewicę Slytherinu.
-A była jakaś inna?
-Nie przypominam sobie. A tak w ogóle to co to jest to fioletowe w czymś tam zapakowane w lochu? – spytał Dumbledore.
-Nic. – uciął Snape.
-Aha, więc dobranoc. – powiedział Dumbledore, ale Severusa już nie było


15
-Tak więc – mówiła Andromeda Black, nauczycielka obrony przed czarną magią – należy być bardzo...
Przerwało jej gwałtowne otwarcie drzwi i do sali wbiegł zdyszany Snape.
-Przepraszam – rzucił pospiesznie. – Muszę zabrać Sam.
-Sam – Andromeda poprosiła dziewczynę – pójdziesz z profesorem Snapem.
Mierzeja kiwnęła głową i spakowała się.
-Czy ona wróci? – zapytała profesor Black.
-Nie – powiedział Snape, a zobaczywszy minę nauczycielki, dodał – Ma zwolnienie ze wszystkich zajęć do świąt.
-Szczęściara. – szepnęła Chomik.
-Te trzy z ostatniej ławki również zabieram – rzucił Severus patrząc nad głowami uczniów. Bu, Andromeda i Chomik pospiesznie się spakowały i wyszły za Mierzeją
-Wy trzy – tu zwrócił się do Gryfonek – idźcie po swoje miotły. Sam, idź do dormitorium i przynieś płaszcz.
-Płaszcz? – Mierzeja była zdziwiona.
-Tak. Jest na dnie twojego kufra.
-Aha, więc grzebał pan w moim kufrze?
Snape zignorował to pytanie.
-A wy – wrzasnął za dziewczynami – pospieszcie się.
Gdy tylko dziewczyny zniknęły na schodach, Severus zwrócił się do Sam.
-Jest trochę chłodno, płaszcz się przyda, a poza tym, jak już go znajdziesz, to zejdź do lochów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:35, 30 Cze 2009    Temat postu:

16
Po dłuższej chwili Mierzeja i Snape byli w podziemiach.
-Musisz się jeszcze wiele nauczyć. – rzucił Snape – Zacznijmy od działania myślą.
-Telepatia, panowanie nad umysłami, pożyczanie.
-O właśnie – Snape przerwał Mierzei – dobrze, że wiesz, o co chodzi. Teraz przejdźmy do praktyki. Viel – zawołał – chodź tu.
Z garnka coś wypełzło.
-To znowu ta fioletowa maź. – Mierzeja nie najlepiej znosiła jej obecność.
-Tak. Spróbuj jej wydać polecenie. Oczywiście myślą.
-Ale je nie potrafię. – Mierzeja była zaskoczona.
-Potrafisz. – tu zwrócił się do galarety. – Masz jej słuchać. Sam, skup się.
Snape wyczuł aurę.
Moc – pomyślał – wielka moc.
-Profesorze – głos Mierzei odbił się echem – pan myśli o jakiejś mocy. A to coś – wskazała na podłogę – o tym, jak się je marynowaną żabę. Ale ja nie potrafię..
-Potrafisz – rzucił Snape – skup się.
-Spróbuję.
Po chwili zaczęła delikatnie świecić.
-W prawo – myśli Mierzei płynęły do fioletowego czegoś na podłodze.
-Dobrze – mruknął Snape, gdy galareta się przesunęła. – A teraz przekaż coś mi.
Mierzeja przymknęła powieki i w głowie Severusa pojawiła się informacja: „Jeśli człowiek ma się skupić, to powinien przynajmniej siedzieć, bo..”
-Dobrze, jesteś gotowa. Idziemy.
...opanowanie umysłu...
Popatrzyła na Severusa wzrokiem, który spowodował, iż miał ochotę uciekać.
Nawet nie ruszyła się z miejsca.
-Sam, halo – Snape odsunął się z linii jej wzroku i pomachał ręką przed jej oczami.
Brak reakcji. Stała sztywno i po chwili wyciągnęła przed siebie rękę. Oktarynowe iskry, oktarynowe światło, moc.
Wszędzie tego pełno. – pomyślał Snape.
-SAM!!! – wydarł się jej wprost do ucha.
Nic. Kompletny brak reakcji.
Po chwili przesunęła się trochę, obróciła.
Severus uchylił się przed jej wyciągniętym ramieniem. Galareta skuliła się i po chwili błysnęło oślepiające światło i Snape łapał padającą na ziemię Mierzeję. Szybko sprzątnął wszystko ze stołu (konkretniej „Już mi stąd”) i położył ją na nim. Cera Sam przybrała szarą barwę, kompletny brak reakcji na bodźce („hej, rusz się” czy wszelkiego rodzaju szturchanie czy świecenie w oczy).
-Puls i oddech – przeleciało Snape’owi przez głowę. – Nie! Tylko nie to!
Dopiero po chwili zauważył dziwne zachowanie galarety...
-Czy to możliwe, że tak od razu...? Nie... A może jej się udało? – myślał.
Galareta podeszła ( a konkretniej podpełznęła) do stołu i zamarła w bezruchu. Coś powracało. Snape nie wiedział, na co ma patrzeć. Najprawdopodobniej gdyby taka sytuacja trwała dłużej, kochany profesor dostałby zeza rozbieżnego.
Sam zamrugała i usiadła. Rozejrzała się z zainteresowaniem po pomieszczeniu.
-Co się stało? – zapytała – widziałam świat z dziwnej perspektywy.
-Pożyczyłaś umysł – uciął Snape. – Czy aby na pewno dobrze się czujesz?
-Znakomicie. Możemy już iść do dziewczyn. Tylko, że mam ochotę pełzać.
-Ale zachowywałaś się dziwnie. Nie pamiętasz?
-Nie.
-No to chodźmy, choć wolałbym, abyś odpoczęła.


17
Gdy wyszli na dziedziniec, Snape powiedział:
-Mierzeja, to zadanie będzie trudniejsze. Musisz najpierw porozumieć się z nimi telepatycznie, a potem zobaczymy, co dalej.
-Aha. – powiedziała Mierzeja.
Severus zakomunikował Gryfonkom:
-Macie się ustawić na wysokości 20 m w odległości 30 m od siebie, najlepiej jedna za drugą.
-A co z trzecią? – była ciekawa Andromeda.
-Ona też. – zgrzytnął Snape.
Gdy już udało mu się tego dokonać (z wielkim trudem, bo Bu nie chciała wisieć w powietrzu jako ostatnia), zwrócił się do Mierzei.
-A teraz możesz z nimi porozmawiać.
-Jak? – pytanie Mierzei przedarło się przez dźwięki przyrody.
-Tak jak początkowo z galaretą, profesor Trelawney...
-Aha – stwierdziła Mierzeja.
Sam spróbowała. Z Andromedą poszło jej łatwo.
„Jak to jest, kiedy się słyszy cudzy głos pod własną czaszką?” – pytanie zostało wysłane. Andromeda zachwiała się na miotle, a może to był tylko wiatr.
-Dobrze. – stwierdził Snape. Po minie Gryfonki zrozumiał, że wiadomość została wysłana. – Teraz następna.
Znów moment ciszy, wiadomość i głos Chomika:
-Kurde, normalnie nie mogłaś zapytać?
-Hm. Całkiem nieźle. – mruknął Snape. – Może spróbujesz poznać myśli tej ostatniej?
-Nie potrafię. – głos Mierzei przebijał się przez wiatr.
-Umiesz. – uciął Snape. – tylko spróbuj.
Mierzeja wytężyła wzrok. „Poznać myśli”
Bu poczuła wzrok Mierzei na sobie.
„Nic nowego, przecież znam ją od dłuższego czasu” – pomyślała. To spojrzenie było jednak inne. Coś zimnego próbowało wejść do jej umysłu. Bu zareagowała błyskawicznie i przeciwstawiła się temu z całą stanowczością. To coś zaprzestało ataku i wycofało się pospiesznie. Zauważyła, że coś się dzieje na dole. Poderwała miotłę i poleciała w dół. Chomik i Andromeda już tam były.


18
Mierzeja chciała się tam dostać, ale przeszkodziło jej coś. I nagle bariera natarła na nią. Sam zatoczyła się. Szybko wyciągnęła chusteczkę i pochyliła się do przodu. Snape przeraził się. Podtrzymał tą nieszczęsną uczennicę, a następnie posadził na ziemi. Widział, że Gryfonki już tu lecą.
-Co one jej zrobiły? – myślał.
Gdy tylko Mirtle i Chomik wylądowały, Snape krzyknął:
-Gryffindor traci – tu przerwał – Hm. Wy dwie macie szlaban.
-A ona nie? – zapytała Andromeda, wskazując na Bu, szybko się zbliżającą.
-Ona też – Snape był wściekły. „To tylko krwotok z nosa” – tłumaczył sam sobie.
-To znaczy, że nie dwie, a trzy. – stwierdziła Chomik.
-Przemądrzała Gryfonko, zamknij się. – Snape nie wiedział, co robić dalej. – Niewidzialne nosze. – mamrotał pod nosem.
Oczywiście pojawiły się. Położył na nich Mierzeję i ruszył do skrzydła szpitalnego. Sam nie odzywała się. Bu, Andromeda i Chomik ruszyły za nim.
-Czego? – warknął Severus, gdy je zauważył.
Cisza.
-Przez najbliższy miesiąc będziecie czyścić nocniki w skrzydle szpitalnym bez użycia magii. Osobiście tego przypilnuję.
-Naprawdę? – spytał Chomik. – Cieszę się. – stwierdziła dziewczyna cała w skowronkach.
-Nie widzę w tym nic, co mogłoby cię uszczęśliwić. – rzucił.
-Pan jest taki wspaniały... – zaczęła, ale Severus szybko jej przerwał.
-Cicho bądź! Przestań mnie denerwować! Wszystko, kurde, przez tych Gryfonów!!!
Chomikowi opadła szczęka i razem z Andromedą zaniemówiły.
-A ty – tu zwrócił się do Bu. – stawisz się w moim laboratorium. I nie odzywać się.
Na rozmowę już nikt nie miał ani czasu, ani ochoty. Snape zniknął wściekły w drzwiach wraz z Mierzeją. Wprost dyszał złością i niemal pluł jadem (choć to było w zwyczaju Mierzei).


19
Okazało się, że to tylko w miarę niegroźny krwotok z nosa. Sam była wolna po półgodzinnej kuracji. Snape odetchnął głębiej, gdy wręczył niewidziane nosze Poppy.
-Dobrze się nią opiekuj. – mruknął. Potem wyszedł ze skrzydła szpitalnego i usiadł na parapecie, przeganiając stamtąd Gryfonki.
_Szlaban was nie ominie – powiedział stanowczo
-Ja nie chcę czyścić tych nocników – mruknęła Bu.
-Zamknij się – tu ryknął Snape.
-Choroba.. – szepnęła Andromeda. – Sam się zamknij, tłusty nietoperzu – dodała w myślach.
-Nie skrzeczcie. – wydarł się Snape.
-Pika? – przerwało mu pytanie Chomika.
Snape poczerwieniał, jeśli to było u niego możliwe.
-Dwa miesiące. – wydyszał. – I ani dnia mniej!
Sam blada wychyliła się zza drzwi.
-To na kim ja, kurde, będę trenować? – spytała z irytacją.
-Potter – rzucił Snape. – Granger, Longbottom... – Severus zaczął wyliczać na palcach.
-Ale oni będą protestować! – wrzasnęła Mierzeja, aż zadrżały szyby w oknach.
-Nie przejmuj się. – Snape poklepał Sam po ramieniu – znajdziemy tym tu czas.
-Ach, ten wzrok – zachwycała się Chomik.
-Uspokój się – szepnęła Andromeda.
Severus popatrzył na nie zgorszony.
-Ty dostaniesz dodatkową karę.
-Będę mogła posprzątać pana laboratorium? – Chomik popatrzyła na niego błagalnie.
-Chyba jej zupełnie odbiło. – mruknęła Andromeda.
-To wpływ Mierzei. – rzuciła Bu.
-Gryffindor traci 5 punktów. – oznajmił Snape.
-I znowu za nic! – burknęła Bu.
-Jeśli się zaraz nie uspokoisz, to...
-To co? – zapytała niewinnie Chomik.
-Sam, idziemy. Potrenujesz. Mam dość tych – nie dokończył i wskazał wymownie na Gryfonki.
-Dziewczyn? – spytała Sam.
-A co? Wyglądamy na chłopców? – spytała Chomik.
-Nie mam zamiaru słuchać dłużej tych bzdur. – powiedział Severus i powiódł Sam do lochów. Gryfonki podążyły za nim. Zauważył ich obecność dopiero w lochu.


20
Snape zniknął w swoim prywatnym laboratorium. Po chwili pojawił się w towarzystwie galaretki. Chomik popatrzyła na galaretę z czułością.
-Jaka słodziutka!!! – stwierdziła i uklęknąwszy na podłodze pogłaskała stworzonko.
-Was ist das? – spytała Bu.
Andromeda popatrzyła obojętnie na fioletową maź.
-Wolę niebieską. – stwierdziła.
Sam wytarła nos w czarny aksamit.
-Tylko nie to. – mruknął Snape. – A wy tu czego?! – wrzasnął do dziewczyn.
-Niczego. – burknęła Bu.
Andromeda trąciła ją łokciem.
-Uspokój się – odezwał się głos w głowie Bu.
-Kto to? – Bu rozejrzała się po pokoju. Głos mówił dalej.
-Ja.
-Jakie ja? – Bu zaczęła powoli i systematycznie historyzować.
-Kurde. – głos był wyraźnie poirytowany. – Rodzonej Mierzei nie poznajesz?
Tego było za wiele. Bu klapnęła wdzięcznie na podłogę, rozpryskując maź. Snape całkiem się tym nie przejął. Natomiast Chomik przestała przyglądać się galarecie i pomogła jej wstać.
-Co ci się stało - spytała z troską.
-Nic jej nie będzie – (głos w głowie Chomika)
-Profesorze Snape – odezwała się Andromeda. – Dlaczego one się tak dziwnie zachowują i słabo wyglądają? Czy się przypadkiem nie zatruły?
-Nie! – głosik w głowie Andromedy był niegłośny, ale stanowczy.
Severus zrozumiał nagle o co chodzi. Musiał wywnioskować to po minach Gryfonek.
-Slytherin otrzymuje 5 punktów. – oznajmił, co spowodowało, że dziewczynom do reszty opadły szczęki.
-Bardzo dobrze, Sam.
Po chwili dodał:
-Na dziś wystarczy. Idźcie sobie!!! – odwrócił się do Gryfonek. – Ty zostajesz – to powiedział do Sam.
Mierzeja wytarła nos. Bu, Andromeda i Chomik poszły sobie zgodnie z jego życzeniem.
-Jutro ćwiczysz z profesor McGonagall.
-Aha – potwierdziła Sam.
-Nie zapomnij chusteczek. – dodał po chwili.
-Yhmm. – stwierdziła inteligentnie Mierzeja i popłynęła do dormitorium.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:36, 30 Cze 2009    Temat postu:

21.
Snape obudził się z dziwnym uczuciem, że o czymś zapomniał.
-Która godzina? – mruknął.
-O kurde! – zerwał się z łóżka. – Zaspałem!!!
Szybko wdział szatę i pobiegł do sali profesor McWiadomoKto.
-Umówiłem z nią Mierzeję, ale zapomniałem ostrzec o tym uczuleniu – myślał gorączkowo, biegnąc w stronę schodów. W pewnej chwili wpadł na jakiegoś ucznia. Gdy tylko popatrzył na ofiarę nadmiernej prędkości, warknął:
-Potter! Gryffindor traci 10 punktów!
I pobiegł dalej.
-Tylko 10? – zdziwił się Harry po odejściu nauczyciela.


22.
Profesor McGonagall cofnęła się pod ścianę.
-Uspokój się. – starała się mówić spokojnie. – to, że byłam przed chwilą kotem, nie oznacza, że jestem groźna!!!
Mierzeja sunęła w jej kierunku z czymś tam wyraźnym w oczach. Nagle drzwi otworzyły się i do sali wbiegł Snape.
-Zdążyłem – zdążył wydyszeć zanim zrozumiał, co się dzieje.
-Sam – zaapelował – uspokój się. Ona obiecała, że więcej tego nie zrobi. – ostrożnie podchodził do Mierzei.
Mierzeja dalej szła w kierunku nauczycielki. Snape nie widząc innego wyjścia, (a przecież były jeszcze okna) wyciągnął różdżkę.
I to był jego błąd. Sam porzuciła ofiarę numer 1 i spojrzała na Severusa.
-Ups. – stwierdził i zaczął się cofać.
-Mierzeja! – rzucił pospiesznie. – Obiecuję, że wszystko dobrze się skończy.
„Koniec jest bliski” zabrzmiało w głowie Snape’a.
-Game over? – zapytał Severus cały czas się cofając. Nagle drogę przebiegł mu kot.
Sam strzeliła w niego kulą energii i trafiła. Snape nie próżnował i rąbnął Sam zaklęciem oszałamiającym. Bez rezultatu. Profesor McWiadomoKto zamieniła się w siebie i poprawiła dawką, która powinna powalić słonia. Też nic.
Severus postanowił inaczej. Zaklęcie rozweselające!
Sam usiadła bardzo powoli na podłodze i zaczęła wylewać na nią swe żale.
-Minerwo – stwierdził Snape – uciekaj i zamknij za sobą drzwi. Najlepiej mocnym zaklęciem. Już, uciekaj. – ledwo przekrzykiwał szlochy Sam.
Severus podszedł do dziewczyny, ukląkł na podłodze obok i objął Mierzeję ramieniem.
-Spokojnie – udało mu się powiedzieć, gdy dziewczynie zabrakło tchu na kolejną porcję „Nikt mnie nie chce (chlip), nikt mnie nie lubi (chlip), życie jest głupie (fryk)”.
-Życie jest beznadziejne! – wydarła się i wyrwawszy się Snape’owi wybiegła bez problemu z sali. Severus patrzył ze zdziwieniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą były drzwi. Szybko pozbierał się z podłogi i tempem maksymalnym pobiegł za Sam: tropem szlochów i mokrych plam na posadzce.


23.
Ślad urywał się przed drzwiami na trzecim piętrze. Snape wszedł bez pukania. Sam siedziała na stołeczku i zalewała się łzami.
-I jak ja mam ją uspokoić? – zastanawiał się Severus.
-Nie mam chłopaka!!! – darła się tymczasem Mierzeja.
-To ci go znajdę – mruknął.
-Dziewczyny też nie mam!!!
Severus popatrzył na nią dziwnie.
-Chcesz Hermionę? – spytał.
-Zostanie pan moim chłopakiem? – zapytała Sam.
-E.. – Severus nie wiedział, co powiedzieć. – Nie?
-Dlaczego? - oczy Sam były pełne łez. Kałuża na podłodze powiększyła się.
-Znajdę ci kogoś lepszego. – zaproponował pospiesznie Snape.
-Ale nikt mnie nie zechce!!! – darła się dalej Mierzeja.
Snape po chwili wręczył jej kolejną chusteczkę.
Jeśli będzie je tak szybko oblewać łzami, to haftować nie nadążę. – pomyślał.
-Jeśli tak bardzo chcesz – powiedział zrezygnowany. – to je mogę zostać tym twoim, jak mu tam? A.. chłopakiem. Założę ci harem, czy jak mu tam. A teraz – stwierdził – musisz mieć te zajęcia z profesor McWiadomoKto. Czeka cię ciężka próba.
-Jaka próba? – spytała Sam.
-Ja mam chyba sklerozę. – mruknął. – Masz walczyć z profesor McGonagall. Tfu. Nie, z tym, jak mu tam... – zaczął się zastanawiać. Sam patrzyła na niego dziwnie. – A. Dziewiecem Gryffindoru.
-A przypadkiem nie prawiczkiem? – podsunęła Sam.
-Nie! – zagrzmiał Snape. I to był jego kolejny błąd tego dnia.


24.
Broda Sam zaczęła dygotać i wrzask spowodował, że szyby wypadły z okien, a ramy okienne niedługo potem.
-Chyba przez nią to ja na starość głuchy będę – pomyślał.
-Kobieto, zamknij się! – wrzasnął.
Nic. Nie odniosło to oczekiwanego rezultatu.
-Proszę, uspokój się. – ton głosu Snape’a był bliski nie wiem czemu.
Nie widząc innego wyjścia, wyciągnął różdżkę i rąbnął Sam zaklęciem oszałamiającym. Ponownie nic.
Zwabiona krzykami, do pracowni weszła profesor Trelawney.
-Co się tu dzieje? – zapytał telepatycznie Severusa.
-To nie jest w porządku!!! – darła się Mierzeja telepatycznie i własnym głosem zresztą też.
Profesor Trelawney postanowiła działać.
-Bądź spokojna. – to do Sam telepatycznie.
-To nie fair, kurde blade no! – zachlipała Mierzeja.
-Zabieram ją na górę – Sybilla wyczarowała koc i otuliła Mierzeję, której szata była bardziej mokra niż porzucona na podłodze chusteczka Snape’a. Wyprowadziwszy Sam, zawróciła i powiedziała do osłupiałego Severusa:
-Zupełnie nie masz podejścia do dzieci.
„Do kobiet też” – pojawiło się w jego głowie i był pewny, że to Mierzeja.
-Współczuję tej galarecie. – powiedziała. – Jeśli traktujesz ją, jak tą dziewczynę, to będę musiała oskarżyć cię o znęcanie się nad magicznymi stworzeniami.
-Ja jej nie traktuję. – warknął Snape wytrącony dość wyraźnie z pionu myślowego, z poziomu też.
-Nie wiem, co gorsze. – burknęła Trelawney i zaprowadziła (po uprzednim zatrzaśnięciu drzwi tuż przed nosem Snape’a) dziewczynę na wieżę.
Severus był skołowany. Wyciągnął z szaty kociołek, kominek i inne rzeczy i uwarzył sobie napój uspokajający. Dopiero po zażyciu tegoż środka udał się do wieży Sybilli. Potem zdziwił się, skąd u niego miniaturowy kominek w kieszeni.


25.
Snape otworzył drzwi i zamarł. Profesor Trelawney siedziała nieruchomo. Mierzei nigdzie nie było. Usłyszał głos Sybilli we własnej głowie.
-Ona tu jest.
-Kto? Nie widzę. – mruknął.
-Bo ona może być niewidzialna. – inteligentna odpowiedź profesor Trelawney zbiła Severusa z tropu, więc usiadł.
-Czy ona nie może być widzialna normalnie?
-To twoja wina. – Trelawney kipiała złością. – tak ją zdenerwowałeś, że nie jestem w stanie pomóc jej stać się na powrót sobą. Wpędzisz ją w jakąś nerwicę, bo depresję to ona już ma.
-I o to chodzi. – skończył wywód Snape.
-To teraz ją zlokalizuj, bo ja mam tego dość. – Trelawney wyszła z wieży, trzaskając drzwiami i oknami, choć Severus nie miał pojęcia, jak tego dokonała. Podniósł się z podłogi i usiadł na krześle w końcu sali.
-No ładnie. – mruknął. – Sam, pokaż się, proszę.
Cisza – odpowiedziała cisza.
-Ładnie, a po świętach będzie jeszcze do tego Dziewiec Gryffindoru i to ja będę potrzebował psyhijatry.
-Sam, proszę, wróć! – tak zaapelował po kilku minutach.
Zero efektu.
-Głupia dziewczyna. – mruknął. Zaczęło się ściemniać.


26
Snape ocknął się z drzemki tuż nad ranem. Obudziło go pochlipywanie.
-Sam, jesteś tu? – zapytał.
-Chlip!?! Chlip!????!!!!
-Gdzie jesteś, Sam, pokaż się. – Severus zupełnie oprzytomniał.
-Ja chcę do domu!!! – darła się Mierzeja całkiem realnie.
-Spokojnie, Sam, skup się. Powiedz, gdzie jesteś.
-Stoję na biurku.
-Natychmiast zejdź. – rozkazała rozkazującym tonem.
-Bue!!! – wydarła się Mierzeja.
-Spokojnie. – Snape podszedł do biurka. – Nie płacz już, proszę. – dodał po chwili.
-Schodzę. – stwierdził zapłakany głos. Severus poczuł, że coś lub ktoś go przygniata. Zachwiał się na nogach i klapnął wdzięcznie czterema literami na podłogę, przygnieciony Sam. Głowa Snape’a uderzyła o podłogę i profesor pogrążył się w czarnej głębi nieświadomości.
Snape’a ocuciła woda, która z niewiadomych dla niego przyczyn lała mu się na twarz. Zresztą nie tylko woda, ale i coś, co przypominało sam nie wiedział co. Z oddali usłyszał chlipanie. Uniósł powoli powieki i natychmiast oprzytomniał. Szybko się podniósł. Na podłodze, tuż obok niego, klęczała Sam i to w dodatku całkiem widoczna.
-Sam, jesteś całkiem widzialna. – stwierdził inteligentnie.
Mierzeja w dalszym ciągu zalewała się nieprzerwanym potokiem łez i nie tylko. Zauważył też jedną ze swych byłych chusteczek w opłakanym stanie (w przenośni i rzeczywistości też) na podłodze, a drugą w akcji.
-Spokojnie. – Severus przysunął się di Sam i odebrał jej konewkę, którą z gorliwością polewała miejsce, gdzie jeszcze niedawno była głowa profesora. Odrzucił ręcznie niepotrzebny już sprzęt i objął Mierzeję ramieniem. Sam cały czas ryczała wniebogłosy, więc Severus ją przytulił do swej szerokiej (?) piersi (???). Miał nadzieję, że to ją uspokoi. Mylił się. Sam, początkowo zdezorientowana, uderzyła w płacz z pierwotną mocą i w niedługim czasie szata Snape’a była mokra od łez.
-I co ja mam z nią, kurde blade no, zrobić? – myślał.
-Nic. – bąknęła Mierzeja.
Wyciągnąwszy z kieszeni (jeszcze suchej) suchą chusteczkę, podał ją Dziewicy Slytherinu. Ta przyjęła ją z wdzięcznością i wydmuchała nos.
-Dobrze, że już cię widać. – bąknął Snape.
-Aha. – była to odpowiedź wiadomo kogo.
-Spałaś w ogóle? – spytał z troską.
-Tak
-To dobrze. – mruknął – A teraz chodź ze mną.
-Gdzie? – pytanie Mierzei było zapewne nie na miejscu.
-Do dormitorium. – stwierdził. – Musisz odpocząć.
Sam początkowo protestowała, ale zgodziła się. W końcu dywan tu nie był zbyt miękki.
-Gdybyś potrzebowała pomocy, skontaktuj się ze mną telepatycznie.
-Aha, ale tu dużo ludzi wokoło łazi.
-To dobrze – stwierdził, gdy dochodzili do „Wężowej skórki” – Mandragora – stwierdził i portret przesunął się. Severus wepchnął Sam do środka i następnie sam (to znaczy własną osobą) poszedł za nią.
-Ewentualnie możesz tu siedzieć. – stwierdził po oględzinach pokoju wspólnego (ściany w kolorze zielonym, sufit srebrny, podłoga – inny zielony).
-Przyślę ci jakąś książkę z Zakazanego Działu, ale chyba z jednej z Zakazanych (nie całkiem) Półek. – to powiedziawszy, posadził Mierzeję na fotelu. – Odpoczywaj. – Nakazał, ale Sam już go nie słyszała, bo zasnęła. Fotele tu okazały się dużo wygodniejsze niż dywan profesor Trelawney. Snape wycofał się. Był pewny, że Dziewicy Slytherinu nikt nie będzie przeszkadzał – zmienił hasło do pokoju. Po opuszczeniu pokoju zawrócił i zostawił dla Sam świecącą wiadomość: „NIE POŻYCZAJ*”, a następnie powiadomił Ślizgonów, że chwilowo nie mają dostępu do pokoju wspólnego.


*Chodzi o pożyczanie umysłów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:37, 30 Cze 2009    Temat postu:

27.
Mierzeja skontaktowała się z nim po trzech godzinach.
-Dobrze, że pana znalazłam – głos był zadowolony. – Dopadłam Draco na czwartym piętrze i to mi pomogło pana zlokalizować.
-To dobrze – pomyślał Snape.
-Ale jest mały problem: tak go przestraszyłam, że chyba spadł z tych schodów. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.
-Zaraz przyjdę i podam ci nowe hasło.
-Nie trzeba – bąknęła Mierzeja.
-To gdzie ty jesteś? – Snape się zdenerwował. – Sam, nie ruszał się stamtąd i powiedz, gdzie jesteś.
-W bibliotece.
-Idę po ciebie – i Severus ruszył z kopyta.
-Dobrze się czuję – zapewniała go Mierzeja przez cały czas jak katarynka.
Severus wtargnął do tegoż przybytku i zamarł. Sam siedziała obłożona tomiskami z filozofii i historii magii oraz, ten tom Severus rozpoznał bez problemu, „Animag zaawansowany” był teraz otwarty. Nad nim właśnie pochylała się Sam. To były na sto procent książki z Zakazanego Działu. Podszedł do Sam i zatrzasnął jej książki przed nosem. Mierzeja popatrzyła na niego nieprzytomnie i westchnęła wyrwana z innej rzeczywistości.
-Dlaczego tu siedzisz i czytasz zakazane książki? – warknął.
Mierzeja oprzytomniała.
-Bo mi się nudziło! To nie fair, że mnie pan zamknął w wieży Slytherinu, kurde, no! – stwierdziła.
-To jest biblioteka – zakomunikowała Hermiona.
-Nie wtrącaj się! – zagrzmiała odpowiedź Severusa.
Granger opuściła bibliotekę wraz ze swą torbą wypchaną po brzegi i Potterem pod pachą. Pomieszczenie opustoszało.


28.
Snape usiadł ciężko na krześle obok Mierzei.
-Jak się wydostałaś? – spytał wiadomo kto już spokojnie.
-Nie wiem. – odparła Sam.
-Przecież nie przeszłaś tak po prostu przez ścianę.
-Obawiam się, że tak. – stwierdziła Mierzeja.
Severus popatrzył na nią dziwnie, po czym wyprowadził na zewnątrz.
-Dobrze, że nie potrafisz się teleportować.
-Potrafię! – i po tych słowach Snape nagle znalazł się wraz z Sam na jednym regale w bibliotece.
-Co robisz?! – wrzasnął na przerażoną dziewczynę. Oczy Sam zaszły łzami.
-Ja nie chciałam – zaczęła, ale Severus wpadł jej w słowo.
-Zdejmij mnie z tąd. Nie znoszę być tak wysoko!
-Pan robi błędy ortograficzne w wymowie.
-Nie twój interes. Zabierz mnie stąd! – warknął.
Sam stanęła, chwyciła Severusa za szatę i następnie zamknęła oczy. Po chwili, rozdygotany nie mniej niż Mierzeja, stał bezpiecznie na podłodze... ale nie w bibliotece, tylko w gabinecie Dumbledore’a. Sam wyczerpana osunęła się na podłogę w dalszym ciągu ściskając szatę Snape’a. Severus podniósł ją z podłogi i posadził w jednym z foteli dyrektora, który nie protestował. Dumbledore podniósł głowę i spojrzał na tę parkę.
-To ona, tak? – spytał.
-A nie? – odpowiedział Severus.
-Ciekawe… - dyrektor wstał i podszedł do Sam. – Co ty jej zrobiłeś? – zapytał.
Severus poczuł się dziwnie, gdyż nie tak dawno sam komuś zadał takie pytanie.
-Trenowała teleportację. – bąknął.
-Ona!!!
-Tak, tylko musi popracować nad miejscem, gdzie zamierza wylądować.
-Jesteś dziwnie blady. – zauważył A.D. (Anno Domini? – przyp. red.) – Czy wylądowaliście w jakimś dziwnym miejscu?
-Regał w bibliotece. – Severus otarł pot z czoła.
-Ona cię wykończy. – stwierdził po chwili milczenia i dodał. – Accio fotel.
Severus usiadł ciężko.
-Może spróbujemy ją ocucić? – zasugerował Dumbledore.
-A może damy jej spokój! – mruknął Snape. – Czegoś takiego nigdy nie widziałem. Teleportowała się wraz ze mną, mimo że ja tego nie chciałem.
-Wielka moc, to wielka moc. – podsumował dyrektor.
-Nigdy o czymś takim nie słyszałem. – Snape zamyślił się. – Choć nie wiem, dlaczego, wydaje mi się, że ona panuje nad mocą tylko, gdy robi to sama i gdy ma święty spokój. Wówczas panuje nad nią bezbłędnie. Nie mogę jej do niczego zmuszać.
-Oczywiście – potwierdził Dumbledore.
-Ale czasami jest tak, jakby ta moc nad nią panowała i wówczas nikt nie ma na nią wpływu.
-Mówisz, że się razem z tobą teleportowała? – spytał Dumbledore z innej beczki.
-Tak. Zrobiła to szybko, nawet nie zauważyłem.
-Yhym. – zamyślił się dyrektor.
-A jeszcze jak zamknąłem ją w wieży Slytherinu, to bez problemu przeszła przez ścianę.
-C...co?! – pytanie ze strony Dumbledore’a było nie na miejscu.
-Przebiegła przez ścianę. Wężowa Skórka jej nie przepuściła, więc wzięła rozbieg i po chwili była na zewnątrz.
-Chwileczkę – zaczął Albus – przecież w Hogwarcie nie można się teleportować, ani tym bardziej przełazić przez ściany.
-Ona może i jej towarzystwo też.
-Wiesz co, ty chyba nie wiesz, co zrobić. Ale ja wiem!


29.
-Jak? – spytał mistrz eliksirów z trudem wstając z fotela.
-Zaklęcie usypiające albo coś w tym stylu.
-Aha. – stwierdził Snape. – To zaczynajmy.
Po chwili Sam otworzyła oczy i omiotła wzrokiem dwie postacie pochylone nad nią.
-Co się stało? Co ja tu robię? – spytała.
Snape pochylił się nad Sam.
-Z tym teleportowaniem to trochę przesadziłaś. – stwierdził. – Tu nie można tego zrobić, bo są odpowiednie przeciwzaklęcia.
-Wiem – stwierdziła Mierzeja, odgarniając niesforną blond szopę z czoła. – Ale to na mnie nigdy nie działało.
-Jak to? – Dumbledore zdziwił się.
-Mówiłem ci, że ona jest nieprzeciętna. – powiedział Snape. – A teraz jeśli pozwolisz – zwrócił się do Albusa. – zabiorę ją.
Po czym pomógł Sam podnieść się z fotela.
-Zabierz ją do skrzydła szpitalnego. – zawołał Dumbledore za odchodzącymi.
-Nie ma mowy. – stwierdził Snape, uginając się nagle, gdyż Sam uwiesiła mu się na ramieniu.
-Spać mi się chce. – stwierdziła ziewając.
-Dobrze. – odparł Snape do Sam, a nie do dyrektora. – Przydziel jej osobny pokój – zaproponował.
-Po co? – spytał zdziwiony Dumbledore.
-Może nie wiesz, ale Malfoy jest JUŻ nieprzytomny. – podkreślił przedostatni wyraz. – Leży w skrzydle szpitalnym.
-Mam nadzieję, że mocno go nie uszkodziła. – mruknął Albus. – Bo będą kłopoty.
-Nie – mruknął Snape, poczym dodał w myślach „I szkoda”
-Ona jest niebezpieczna dla otoczenia. – zaczął krzyczeć dyrektor.
-I nie tylko. – dokończył Snape, podtrzymując Sam, która ledwo trzymała się na nogach. – Ona musi odpocząć. – stwierdził.
Dam jej jakąś komnatę na szóstym piętrze. – ustąpił Albus. – Hasło „Pikantne babeczki”
-Dobrze, to może ja już ją zaprowadzę.
-Tylko jej dobrze pilnuj – zakomunikował dyrektor. – Bo jeśli będzie dalej sprawiać problemy, to będę zmuszony odesłać ją do jej kraju
-Czy ty wiesz, co mówisz? – Snape był bliski wybuchu. – To Dziewica Slytherinu, jej nie można odesłać!
-A… - ziewnęła Mierzeja jeszcze mocniej ściskając ramię Snape’a.
-Jutro będziesz trenować z profesor McGonagall. – tu Dumbledore zwrócił się do Mierzei. – Tylko na nią nie napadnij.
Sam go jednak nie słyszała. Severus złapał ją, gdy dyrektor kończył zdanie.
-No widzisz, co zrobiłeś – skomentował to Snape i odmaszerował niosąc dziewczynę w ramionach.


30.
Severus przeszedł po schodach i niezliczonych korytarzach. Wypowiedział hasło i „Wdowa w Bieli” się odsunęła. Snape wniósł Sam do komnaty. Była całkiem miła, a wielkość nie pozostawiała wątpliwości, że to apartament gościnny. Kufer Sam się tam znalazł. Snape położył Sam na łóżku z baldachimem w kolorze trawy. Potem przykrył ją kocem i usiadł w jednym z foteli, wyściełanych zielonym aksamitem i zamyślił się.
„Dumbledore okazał się odpowiedzialnym człowiekiem” – pomyślał omiótłszy wzrokiem komnatę. Severus podniósł się i dokładnie obejrzał pokój. Regały uginały się pod ciężarem opasłych tomów. Wyciągnął jeden z nich: „Zakazane zaklęcia”.
-Tak. Książki z Zakazanego działu. Dumbledore postarał się o wszystkie udogodnienia. – mruknął.
Potem otworzył jedna drzwi.
-Laboratorium. – stwierdził. – Zioła. O, wejście na wieżyczkę. – stwierdził z zadowoleniem otwierając kolejne drzwi. – Ups. – zamknął drzwi szybciej niż je otworzył. Zapewne była to toaleta.
Gdy upewnił się, że Sam ma zapewnione wszystko, co potrzebne i niezbędne i nie tylko, bo i zbędne, zostawił Sam samą, po uprzednim zostawieniu wiadomości o treści:
„Odpoczywaj i czytaj”
opuścił pokój.
Wyszedłszy z komnaty, zaczął się zastanawiać, dlaczego Sam dostała „Apartament Slytherina” – gdyż tak się ona nazywała.
-Będę mógł trenować z nią w tym pokoju. A uciekając może jedynie nadziać się na nauczycieli, gdyż tu jest to „wspaniałe” skrzydło, albo na Dumbledore’a – pomyślał. – Doskonale.


31.
Snape powrócił do Apartamentu po ciszy nocnej. Sam siedziała w jednym z foteli z „Zaawansowanym animagiem” na kolanach jedynym źródłem światła była Sam. Nawet na niego nie spojrzała.
-Sam?
-Tak – odpowiedziała Mierzeja
-Dobrze się czujesz? – spytał
-Tak
-Na pewno? – spytał
-Aha – odparła Sam znad książki
-Animagią się zajmujesz, co? – zapytał
-Aha – monosylaby Sam wyraźnie go irytowały, ale postanowił to jakoś znieść
-Zostaw tę książkę dla własnego dobra i chodź. – zaproponował – poćwiczmy
Sam posłusznie poszła za nim do laboratorium.
-Usiądź – nakazał Snape i Sam klapnęła wdzięcznie na stołeczek – Zacznijmy od animagii
-Ale ja nie potrafię! – stwierdziła Sam.
-Powoli – uspokoił ją Snape – możesz robić co chcesz
-Tak? –0 spytała Sam
-Oczywiście, a teraz zastanów się, jakie zwierzę lubisz najbardziej.
-Jeść?
-Nie, nie, nie!
-Koty – bez zastanowienia stwierdziła Mierzeja.
-Nie, nie! – Snape zareagował błyskawicznie – Może by tak coś innego? – zaproponował z czymś tam wyraźnym w oczach.
-Chomik – po namyśle stwierdziła Sam


32.
Sam nie miała fioletowego pojęcia, jak to zrobić, ale postanowiła zacząć. Skupiwszy uwagę na chomiku, spróbowała z innej beczki:
-Nie potrafię, do tego niezbędnie potrzebna jest różdżka.
-Nie. – próbował uciąć Snape, ale mu się to nie udało. Mierzeja ponownie stwierdziła, że to na nic.
-Accio różdżka Mierzei – warknął Severus i oczywiście zaraz się pojawiła.
-No to możemy zaczynać. – stwierdziła zadowolona. Dziewica Slytherinu delikatnie machnęła różdżką i wypadki potoczyły się błyskawicznie: Sam zaświeciła, zrobiła zdziwioną minę, a następnie nastąpił błysk oktarynowego światła, który pozbawił ją przytomności i różdżki też. Ta ostatnia uległa destrukcji, a Severus ledwo uchylił się przed nie wiem czym, ale zrobił to w porę, bo po chwili stwierdził, że ściana za nim jest poważnie uszkodzona przy użyciu nieprzytomnego w dalszym ciągu ogra (nie mylić z ogierem – osobnikiem męskim konia, którego łatwo rozwalić o ścianę, ale trudniej z niej zeskrobać). Szybko więc pozbierał się z podłogi i zobaczył Sam leżącą bez wyraźnej przytomności na podłodze.
-Znowu? – mruknął zdziwiony.
Podszedłszy do Dziewicy Slytherinu, próbował ją ocucić i udało mu się to (po dobrym kawałku czasu, bo kurant(?) wybił(?) północ(?)). Mierzeja ogarnęła pomieszczenie nieprzytomnym wzrokiem i spytała:
-Co ja na tej podłodze robię?
-Leżysz. – stwierdził profesor i pomógł jej wstać. – A teraz stoisz. Widzisz?
-Nie?
-Czego nie widzisz? – spytał zatroskany.
-Tamtej ściany. – Sam wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku ogra.
-Masz. – tu Severus wręczył jej okulary.
-O to chodziło albo i nie. – odpowiedziała Sam.
-Nie poparzyłaś się? – spytał z troską po raz kolejny.
-Raczej nie.
-To, no, bierzmy się za transmutację.
-Ale…
-Nie, spróbuj bez.
-Bez? – spytała Sam.
-Bez różdżki!
-Aha. – inteligentnie stwierdziła Sam. Po chwili po podłodze łaził chomik wielkości pięści w kolorze srebra.
-Bardzo gut. – mruknął Severus. Po bliżej nieokreślonej ilości czasu w jego głowie pojawiła się informacja.
-Co teraz? – oczywiście autorką był ktoś nie inny niż Sam.
-Może coś trudniejszego – odparł Severus po dłuższej chwili. – np. wąż Slytherinu?
-No… Jest pan przekonany? – zabrzmiało.
-Raczej tak.
-Raczej czy tak lub nie?
-Tak. Tak!
-Tak-tak. – usłyszał we własnej głowie. – karta do komórki.
-Jakiej komórki? – mruknął Severus. – A… To nie jest ważne. – stwierdził po chwili. – No już, zmień się.
-A jeśli coś nie wyjdzie?
-To wyjedzie. – odparł Snape.
-To zaczynam. – stwierdziła Sam. No i oczywiście wielki, zielono-srebrzysty wąż o łusce i wzroku budzącym grozę, pełzał po podłodze laboratorium.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:37, 30 Cze 2009    Temat postu:

33
W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł dyrektor i ni z gruszki, ni z pietruszki, ale ze śliwki, zapytał:
-Severusie, co ty tu robisz o tak nieprzyzwoitej porze z wężem w kieszeni i gdzie jest Sam?
-Tu. – tu Snape wskazał na węża.
-To coś? – spytał Dumbledore.
-Jakie coś? – zabrzmiało w jego głowie z mocą syreny alarmowej.
-Wierzę ci, Severusie. – mruknął dyrektor. – Ale to nie tłumaczy twojego takiego zachowania.
-Jakiego? – pytanie skierowane do dyrektora wytrąciło go z pionu myślowego.
-Sam, zamknij się! – ryknął.
-Ale ja nie chcę, a tym bardziej nie mogę, a tym bardziej nie wiem, jak wrócić do swej postaci, więc mamy problem.
-Widzisz, co narobiłeś. – dodał Severus do oniemiałego Albusa.
-Co? – spytał zdziwiony zainteresowany.
-Brak możliwości powrotu do własnej postaci. – skwitował Snape.
-Ja chcę do domu! – darła się telepatycznie wężowa szesnastolatka.
-Spokojnie. – to Severus do Sam. – Skontaktuj się z profesor Mc Wiadomo Kto.
-Po co? A raczej dlaczego lub w jakim celu? – spytała Dziewica Slytherinu.
-Nie pytaj. – głośno stwierdził Snape, niewyraźnie poirytowany. – No, pospiesz się. – syknął. Powinien przewidzieć, że coś takiego może spowodować niedokładności, gdy zdenerwuje Sam, więc powinien być również niezszokowany, gdy do pokoju wpłynęła (bez wyraźnego pukania) profesor Trelawney, a za nią osoba bynajmniej nie wołana w postaci Flitwicka oraz osoba nie bynajmniej wołana, czyli Minerwa.
Snape po chwili wymownego milczenia, stwierdził do profesora Flitwicka i Trelawney:
-A wy tu czego? Sztuczny tłok robicie, co?
-Sam wołała.
Severus popatrzył uważnie na węża i swych stóp.
-Nie przećwiczyłaś celności. – stwierdził. Odpowiedziało mu głuche milczenie Sam.
-Może ją zmienimy w nią na powrót? – zasugerował Albus.
-Może. – odparł (?) Snape.
-To się zdecydujcie. – usłyszeli, co było nieoczywiście stwierdzeniem autorstwa Sam.
-Niech Sam, sama to znaczy osobiście, spróbuje się przemienić. – zasugerował Flitwick.
-A może potrzebny nam ksiądz z bajki? – stwierdziła Minerwa.
-Książę. – poprawił Snape.
-Co za różnica? (dop. Aurora: tenże tekst wydaje mi się dziwnie znajomy) – spytała profesor Trelawney.
-To nie ma większego znaczenia. – podsunął Albus.
-Owszem, ma. – uciął Snape.
-Nie ma – to Minerwa.
-Nie zgadzam się.
-Ja tak.
-A ja nie
-A ja tak
-Nie
-Tak
-Nie!
-Tak!
-Czy macie zamiar długo tu siedzieć i się kłócić? – wszyscy spojrzeli w miejsce, gdzie przed chwilą pełzała Sam, ale tam stała Mierzeja, co zupełnie nie oznacza, że wężowi wyrosły nogi i nauczył się chodzić. Stała tam Sam w swej jak nienajbardziej nienormalnej postaci – Spać mi się chce. – stwierdziła po chwili jakże wymownego milczenia.. – A jutro – ostrzegła – idę na: zaklęcia, eliksiry, obronę przed czarną magią oraz transmutację. Na deser poproszę wróżbiarstwo, a teraz, jeśli pozwolicie albo i nie – tu przepchnęła się obok Albusa i Snape’a – udam się do mojej sypialni.


34
-Może i ona ma ten, no, a… charakternik.
-Charakterek. – warknął Snape.
-A tak na marginesie albo i nie, to byście mi mogli jakieś te no, korki z panowania nad mocą załatwić. – to Sam powiedziała wychyliwszy się zza drzwi. – A tak nawiasem mówiąc, to mi profesor Snape – powiedziała to też jakże oficjalnym tonem – obiecał mi chłopaka i fanklub; z drugiej części mogę zrezygnować, za to nr.1 jest nieodwołalny – i zamknęła drzwi.
Magom opadły szczęki.
-A – to znowu Sam. – nie życzę sobie: Pottera, Malfoya i jeszcze paru innych – tu Mierzeja wręczyła listę Albusowi, poczym wyszła.
-Co to są korki? – spytała po długiej chwili ciszy Minerwa.
-Buty piłkaryjskie. – odparła Trelawney.
-Piłkarskie. – poprawił Snape.
-To chyba nie ma większego znaczenia. – stwierdził Flitwick.
-Owszem, ma. – to tu Minerwa.
-Wydaje mi się, że jej chodziło o korepetycje. – zasugerował Albus.
-No coś ty? – sarknął Severus. – W życiu bym na to nie wpadł.
-Przenoszę się do naszej wieży. – usłyszeli szalony komunikat zza drzwi.
-To fajnie. – rzucił Snape. – O Boże! – i rzucił się do drzwi, jak zresztą i reszta nauczycieli.
Sam siedziała na czymś, co świetnie nadawałoby się do horroru, a mianowicie na latającym dywanie, który („o zgrozo” – to słowa Flitwicka) szczerzył wdzięcznie całe uzębienie. Obok niej stał a raczej chodził Bagaż – również z zębami.
-Co to jest? – wydukała Minerwa.
-Bagaż. – odpowiedziała zgodnie z prawdą Sam.
-No widzę, że to jest bagaż, ale dlaczego się tak szczerzy? – zapytał Dumbledore.
-To nie bagaż, tylko Bagaż. – stwierdziła Sam – A ja lecę do mojej wieży. Cześć. – rzuciła i „plum” – już jej nie było.
-Aha. – to była jedyna sensowna odpowiedź w tej chwili – szczególnie autorstwa profesor Trelawney.


35.
Sam ze swymi Bagażami spowodowało większe zamieszanie niż początkowo sądziła, ona Sama – osobiście się to znaczy. Gdy bez wyraźnej zapowiedzi wtargnęła do pokoju wspólnego Ślizgonów, reakcje ludzi (zwierząt też) wyglądały mniej-więcej w ten sposób:
-Co ty tu robisz? – to Malfoy.
-Nic. – krótka, zwięzła i jakże wymowna odpowiedź należała do Sam (a do kogóżby innego?). Sam skupiła wzrok na Malfoyu i w tej chwili wszyscy Ślizgoni z dość dużą prędkością opuścili pokój wspólny, kierując się, bez przestrzegania jakichkolwiek zasad ruchu drogowego, ku wyjściu.
Sam została SAM na SAM (nie widzę sensu tego dzielenia, bo to przecież wynosi jeden) w pokoju z Malfoyem. (Dop Aurora: Czy nie wydaje się to Wam nieprzyzwoite?)
-Co robisz ty tu? – wydukał.
-Zgadnij. – to stwierdzenie zostało opatrzone uśmiechem numer 2 i ¾.
-Nie wiem.
-To popatrz. – syknęła Sam i z jej palców strzeliły oktarynowe iskry. Malfoy próbował otworzyć usta, ale Sam osobiście zatoczyła dłonią krąg i Draco zaczął dławić się telefonem komórkowym (dop Aurora: Ciekawe, czy to była nokia?). Mierzeja popatrzyła na tego ludzia jakże niewymownie i oktarynowe nici oplotły go, powodując minimum histerię u ofiary.
-Teraz przynajmniej się nie rzuca. – z zadowoleniem mruknęła Sam, poczym usunęła telefon z gardła nieszczęśnika.
-Miło z twojej strony. – powiedział Malfoy.
-Nie podlizuj się! – wrzasnęła Sam, a przynajmniej tak się wydawało Draco, gdyż nie znał możliwości Dziewicy Slytherinu.
-No dobrze. – stwierdził Malfoy.
-Nie uśmiechaj się głupkowato! – ostrzegła Sam. – bo wydepiluję cię jak Gołębia.
Draco przestał się uśmiechać.
-No, teraz lepiej – stwierdziła Dziewica Slytherinu, zwana też wśród ludziów innej kategorii Allein (to imię ma w sobie wdzięk błyskawicy wraz z prądem na linii wysokiego napięcia), gdy Malfoy zbierał swą szczękę z podłogi, a konkretniej – z dywanu.
-Skoro już jesteś skrępowany – rzuciła, siadając wygodnie w jednym z foteli – to mogę zmienić cię w cokolwieka bądzia lub jeszcze w coś innego, co uczyni mą zemstę jeszcze piękniejszą, cudowniejszą itd.
Malfoy zbladł i miał rację.
-Co? – wydukał.
-Nic. – oktarynowe światło oplotło go pajęczyną i zamiast Draco pojawił się kajman w słoiczku. Allein bez problemu wdarła się do mózgu tegoż zwierza i stwierdziła w ulgą, że ten osobnik zupełnie nie ma pojęcia, o co chodzi, więc zamieniła go w żabę.
Żaba zaskrzeczała żałośnie w szklanym pojemniku.
-Nie marudź. – skomentowała jego zachowanie Dziewica. – Wyobraź sobie – rzuciła – że jesteś teraz przystojniejszy, o wiele.
Poczym schowała wyżej wymienionego osobnika do trzeciej od lewej, górnej kieszeni po prawej stronie, opatrzonej napisem „TRANSMUTACJA” i poszła na obiad (?).
Najstarsi górale próbowali dociec, dlaczego Sam chciała się mścić, ale doszli jedynie do wniosku, iż pogoda odbiegała od normy z niewytłumaczalnych skutków okultystycznych i nie tylko.


36.
Następnego dnia wczesnym rankiem na życzenie profesora Snape’a zostało zwołane zebranie, na którym pierwsze zdanie wyglądało tak:
Dlaczego tak wcześnie? – głos był zaspany, a właściciel w postaci właścicielki w postaci profesor Trelawney właśnie ziewnął albo raczej ziewnęła.
Severus był w doskonałym humorku, jeśli wiecie, o co chodzi (Czyżby marzenie o małym horrorku na eliksirach Gryfonów?). Na zebraniu nie mogło oczywiście zabraknąć niezwyciężonej Sam.
Dumbledore zaczął krzywo z mostu:
-Po co ci korki?
-Na pewno nie będę w piłkę grać! – skwitowała telepatycznie Sam.
-Nie popisuj się. – warknęła, również telepatycznie, Trelawney. Sam zrobiła minę urażonej niewinności i wydarła się na całe pół ćwierci jednej setnej gardła, co spowodowało poważne uszkodzenia murów szkolnych w postaci dziur. Snape po opadnięciu kurzu stwierdził:
-Teraz przynajmniej mamy możliwość wstawienia większego okna.
-Pocieszające. – stwierdziła Andromeda Black.
-Może coś zrobimy, aby ona była obecna, a jednocześnie np.. nieszkodliwa? – zasugerował konspiracyjnym szeptem Flitwick, pochylając się w stronę Dumbledore’a.
-Czyżbyś coś insynuował?
-Ależ skąd – zaprzeczenie należało do Sam.
-Znowu się popisujesz. – warknęła telepatycznie Trelawney.
-Nie, ja mam tylko dobry słuch.
-Sam, czy mogłabyś nas łaskawie opuścić. – syknęła Minerwa.
-Nie lubię gdybania, więc podam pewnik – nie mogłabym! Brak mi liny, ale nie tej Inverse.
-Zamrożenie – mruknęła Andromeda Black, co przyniosło jakże nieoczekiwany efekt w postaci deszczu nad głową właścicielki zaklęcia.
-Ładnie – skwitował Snape. – Nie dość, że o bladym świcie zrywacie mnie na zebranie, to…
-Chciałabym zauważyć, że to był twój pomysł – Andromeda Black nie mogła zatrzymać ulewy i już w tej chwili jej szatę można było uznać za przemoczoną.
-Nie przerywaj – syknął Snape. – Tak więc musimy tu mieć do cukru jeszcze i ulewę.
-Jakiego cukru? – to Flitwick.
-Tego do mojej herbaty – odparła profesor Trelawney.
-To dlatego jesteś w tak fatalnym nastroju – próbował zgadywać Dumbledore.
-Rozum postradałeś? – pytanie było jakże wymowne i niezaprzeczalnie odpowiednie dla osoby, która je wyrzuciła z siebie z siłą karabinu maszynowego. Tą osobą był Snape.
-Panie psorze? Czy pan nie zostawił przypadkiem czegoś gdzieś tam u siebie w pokoju? – szepnęła mu do ucha Sam, która zmaterializowała się tu w chwili, gdy wszyscy spojrzeli najpierw na Dumbledore’a, a następnie na Severusa.
-Chyba tak- wymamrotał pod nosem.
-Dokończycie bez nas – rzuciła niepewnie Dziewica Slytherinu. – Wiecie, jak to jest. Poproszę może kogoś ze Świata Dysku. – tu magowie wymienili zdziwione spojrzenia – ale najlepiej kogoś z kwalifikacjami i – tu znacząco poruszyła brwią – nie proszę o kogoś z Uniwersytetu, bo jak ktoś ma sto trzydzieści lat i jest nieciekawy życia, to trudno się z nim dogadać. – powiedziała i, chwyciwszy zdezorientowanego Severusa, który na skutek tej przemowy zupełnie stracił głowę, zniknęła.
Po chwili na stole wylądowała, jeśli można to tak nazwać, kartka z mugolskiego zeszytu, która zmaterializowała się na skutek czyjejś ingerencji. Na kartce napisano:

„Kwalifikacje:
• Dobra znajomość wszystkiego
• Kontrola wyładowań magicznych
• Dobry pedagog
• Miła osóbka
Mile widziana kontrola pola magicznego i osnowy rzeczywistości.”

Pod spodem widniał bazgroł – najprawdopodobniej czyjś podpis. I nikt z obecnych nie miał pojęcia, o co chodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:38, 30 Cze 2009    Temat postu:

37
Snape po odnalezieniu nici dentystycznej wyeksmitował Sam do biblioteki i to był błąd. Gdy wrócił, miał do niej masę pytań, lecz ona nie miała czasu. Wśród ksiąg, których góry piętrzyły się przed nią, było kilka bardzo dziwnych pozycji.
-Co to? – spytał, wskazując na jeden z tomów.
-Epire in ecko – rzuciła Sam.
-Aha… a to?
-
-Co? – pytanie było oczywiste.
-Wielki żółw. – to po klatchańsku. – dodała.
Severus nie miał ochoty pytać, po co, na co, dlaczego i w jakim celu ona to czyta. Źródło tych informacji i ksiąg było dla niego nieznane i raczej wolał, żeby tak pozostało.


38.
Severus po opuszczeniu biblioteki i pozostawieniu Sam samej sobie ( w dosłownym i nie tylko tego słowa znaczeniu), udał się do gabinetu Dumbledore’a. Weszłszy przez drzwi w postaci portretu na skutek wypowiedzenia hasła („Czekolada na gorąco? Mus czekoladowy? Pudding z rodzynkami? Piwo kremowe? Mugolskie landrynki? Coś na ząb? Cukrowy ząb? Czekoladowy ząb? Mentosy w czekoladzie? Niespodzianka w czekoladzie? Tabliczka czekolady? Mleczna czekolada? Jajko na patyku? Kozioł na rzemyku? Mleczna puszcza (paszcza?)? Mleko w proszku? Budyń czekoladowy? Waniliowy? Do stu piorunów! Dlaczego to nie jest zwykła czekolada?! – i obraz odsunął się), usadowił się na jednym z foteli usytuowanych tu najprawdopodobniej w celu wiadomym, acz niekoniecznie zrozumiałym dla przeciętnego maga. Choć Snape nie był przeciętny. On był ponad to (tamto zresztą też) i nie tylko. Dumbledore skoncertował (?) swój wzrok na czymś, co było w tej chwili lewym uchem Severusa.
-Mamy gościa. – oświadczył rozmarzonym tonem, tonąc w otchłani (wiadomo czego) i robiąc maślane oczy tym razem do prawego oka Severusa.
-Profesorze Dumbledore – zaczął Snape – Czy pan czuje się na pewno dobrze tu, teraz i w ogóle?
-Jak najniebardziej. – mruknął. – Goście są.
-Nie zauważyłem. – wtrącił wiadomo kto. Po chwili dodał – Więc kto przyjechał?
-Ona jest cudna, piękna, inteligentna, miła, wszechstronnie uzdolniona, stateczna, dobrze sytuowana – wprawdzie w małej mieścinie, ale jednak z manierami i…
-Albusie, czy masz zamiar głosić te pochwały do wieczora? – pytanie skierowane zostało przez Snape’a i nie pozostało bez rezultatu.
-Ty nie rozumiesz potrzeb serca. – skwitował Dumbledore, poczym chciał kontynuować – nawet otworzył w tym celu usta, lecz Severus uprzedził ewentualny potok słów.
-A ta druga osoba?
-Mniejsza o to.
-Ale kto to jest?
-Orangutan – bibliotekarz. Więc ona jest… - ciągnął dyrektor.
-Ona jest orangutanem i jest ich trzech. – doszedł do zaskakujących wniosków Severus. – Dziwię się tobie, do taj pory nigdy nie pałałeś szczególną miłością do zwierząt. Czy ona jest magiczna?
Do Dumbledore’a nie dotarły pierwsze strofy wywodu Severusa, więc stwierdził:
-Ona jest czarownicą z innego świata, ale to dla mnie nic nie znaczy i…
Tu Snape ponownie stwierdził, przerywając:
-Wiedźma, orangutan i bibliotekarz – zabójcza mieszanka. A to ciekawe.
-Nie, ona nie jest orangutanem.
-A bibliotekarzem?
-Też nie. Ona jest cudowna. – tu Albus rozmarzył się.
-Ale nie jest orangutanem? – upewnił się Severus.
-Nie.
-Ani bibliotekarzem?
-Nie.
No to, do jasnej ciasnej szpary w drzwiach! – Snape podniósł głos o kilka stopni. – Kim jest orangutan?!
-Bibliotekarzem Niewidocznego Uniwersytetu. – spokojnie stwierdził dyrektor.
-Czyli mamy gości. – mruknął Severus.
-Mówiłem o tym od początku. – wtrącił Dumbledore.
-Przybyła nauczycielka do Sam? – ucieszył się Snape na myśl o tym, że nie będzie musiał już wysłuchiwać Allein i jej stosu problemów „od zaraz” i „na dzisiaj”.
-Nie ma mowy. – zjeżył się Albus. – Ona jest moja i nie oddam jej nawet tobie. – popatrzył na Severusa i dodał po chwili: – A szczególnie tobie.
-To nauczycielka dla Dziewicy Slytherinu… - próbował jakoś argumentować Snape.
-Nauczycielka czy nie – rzucił wojowniczo w stronę Snape’a – to nie obchodzi mnie.
-Nawet nie czujesz, kiedy rymujesz. – burknął Snape.
-Co? – pytanie było absurdalnie niepoprawne pod względem gramatycznym. Wyglądało więc okropnie, gdy zawisło w powietrzu, czekając na odpowiedź idealną, lecz niekoniecznie upragnioną, która na szczęście (albo i nie) nie pojawiła się. A brzmiałaby mniej-więcej tak: „Jak się wyrażasz?! Jedyneczka, Kotuniu!”
-To takie mugolskie sformułowanie.
-Aha.
-Zamierzasz się z nią ożenić? – spytał spokojnie Snape.
-Tak.
-Może zanim popełnisz to głupstwo albo i nie – dodał, widząc wzrok dyrektora – mógłbyś mnie z nią zapoznać?
-Chcesz być moją przyzwoitką? – zapytał bez ogródek Albus.
-No, może czymś na kształt.
-Ale ona jest moja? – upewnił się Dumbledore.
-Oczywiście – zapewnił go Severus. – Więc jak ona się nazywa?


39.
-Więc jak ona się nazywa?
-Powiedziała tylko jedno zdanie: „Jestem Niania Ogg i przybyłam tu przez osnowę rzeczywistości i światów ze Świata Dysku na skutek ingerencji kogoś, kto się zwał jakoś Allein Nehrung Jungfrau Mierzeja Dziewica Slytherinu i dlatego, że babcia leczy odciski” – i wówczas utonąłem w jej oczach, które patrzyły na mnie jak na robaka w skarpecie.
-Robaka? – spytał Severus.
-Takie odniosłem wrażenie. – powiedział Dumbledore.
-I?
-Wiesz jak to jest z kobietami.
-Nie. – odparł Snape.
-Ale ona?
-Ona jest za młoda, nie uważasz?
-Ale ona.
-Ona nie jest w moim typie – warknął Snape – i nawet niej nie lubię.
-Ale…
-Ale ona jest DZIEWICĄ we wszystkich i nie tylko tego słowa znaczeniach, więc dlaczego mnie nią dręczysz?! Pewnie zaraz tu przybiegnie, a raczej przebiegnie twój ukochany obraz wejściowy i wyleje swe żale na mą szatę albo mnie znienawidzi i Hogwart oraz świat legnie w gruzach.
-Ale to nie stoi na przeszkodzie…
Jak na zawołanie w pokoju pojawiło się widmo Allein i zachlipało, poczym stwierdziło:
-A ja myślałam, że pan mnie choć trochę lubi. – wydukało widmo, które nagle stało się Sam w całej okazałości.
-Sam, zrozum, ja…
-Tu nie ma nic do rozumienia i niczego nie trzeba mi tłumaczyć. Pan po prostu nawet mnie nie lubi, więc co to kogo obchodzi – łkała w najlepsze. – Pańskie chusteczki! – rzuciła małą paczuszkę na kolana Snape’a – wyprane, zdezynfekowane i wyprasowane! Nic się panu nie stanie. Gwarancja potwierdzona laboratoryjnie.
I wybiegła, o dziwo, nie rozwalając ścian, drzwi, obrazów, mebli itp. Snape zerwał się z fotela zszokowany i nie tylko.
-Co ja zrobiłem?! – wydukał po dłuższej chwili (Ależ dramatyczne! – dop Aurora).
-To, co należało. – mruknął Dumbledore. – Pozbawiłeś ją złudzeń.
-Złudzeń? – Snape omiótł nieprzytomnym wzrokiem pokój. – CO JA ZROBIŁEM?! – zaryczał jak na wpół zdechły osioł znaleziony przez rozentuzjazmowanego sępa.
-Nic. – Albus wstał i próbował go pocieszyć w jakiś nieznany jeszcze światu i nie tylko sposób.
-Zraniłem ją. – doszedł do zaskakującego wniosku.
-Nie, zdawało ci się.
-Oddała mi chusteczki. – popatrzył na czarną paczuszkę przewiązaną czarnym sznureczkiem. – Ona mnie rzuciła. – stwierdził i ciężko usiadł w fotelu.
-Nie, Severusie, ona cię nie rzuciła.
-Dlaczego tak sądzisz? – spytał zdziwiony Snape.
-Bo ty nigdy z nią nie chodziłeś, a tak w ogóle to o co chodzi z tymi chusteczkami?
-Dałem jej moje chusteczki – zaczął Snape, lecz Dumbledore go uprzedził w kontynuowaniu tegoż toku myślowego i stwierdził, wyjąwszy paczuszkę z rąk Snape’a.
-Gdzie nauczyłeś się tak fajnie haftować?
Mina Severusa pozwalała poznać wiele rzeczy, między innymi szok i konkretnie niezaprzeczalną dezorientację.
-O co chodzi? – spytał po chwili.
-Bo widzisz, to jest tak. – tu wyciągnął z kieszeni szaty fioletową chusteczkę i pomachał przed nosem Snape’a materiałem z haftem złotym i czerwonym oraz początkiem ażuru na brzegu. – Bo widzisz – wskazał – tu wyszło mi trochę krzywo, a na obrąbku całkiem się nie znam.
Snape zerwał się z fotela i bez problemów wybiegł na hogwarckie korytarze w poszukiwaniu Sam. Dumbledore popatrzył na fotel, potem na własną chustkę i mruknął:
-On chyba oszalał albo na punkcie Sam albo chusteczek. Ale muszę przyznać – dodał po chwili – że ta dziewczyna ma wyczucie czasu i miejsca, a jej wyjścia i wejścia coraz bardziej mnie zaskakują.
Poczym poszedł szukać Niani.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:38, 30 Cze 2009    Temat postu:

40
Sam siedziała w kącie pokoju wspólnego. Tu Severus nie spodziewał się jej znaleźć. Ale była tu niezaprzeczalnie i niepodzielnie i na pewno, bo Lucinda Norks z nią rozmawiała. Allein wyglądała w miarę normalnie. Nigdzie nie było widać Malfoya.
-Sam – tu Severus zwrócił się do Sam, uprzednio podszedłszy do fotela w najciemniejszym końcu (o ile pokoje mają końce) pokoju. – Norks do dormitorium. – syknął.
-Sam, chodź tu. – poprosił. Jej reakcja była zdumiewająca.
-Nie.
-Sam.
-Nie! Nigdzie z panem nie pójdę. Może pan mówić, co chce, ja nie mam zamiaru dłużej tego znosić.
-Czego? – spytał zdumiony.
-Tego! – dotknęła palcem jego czoła i zobaczył te wszystkie durne rozmowy, zanim zrozumiał, kim ona jest a także potem to znaczy następnie(Boże, jaki romans! To woła o pomstę do nieba! – dop Aurora). I rozmowy o niej z innymi ludźmi. Widział to tak, jakby był zewnętrznym obserwatorem. Jego własne słowa dudniły mu głucho w głowie. Ostatnia rozmowa z Dumbledorem wywołała szok i ocknął się.
Sam siedziała zwinięta na fotelu i patrzyła na niego. Usiadł naprzeciw. Nie miał fioletowego pojęcia, jak zacząć.
-I to by było na tyle. – powiedziała cicho, nie płakała, nie darła muru pazurami, nie znikała – po prostu powoli wyszła z pokoju wspólnego. To zrobiło wrażenie. Snape, nie wiedząc czemu, poszedł za nią.


41.
Tymczasem w pokoju Dumbledore’a Niania, popiwszy sobie nieco nalewki, powiedziała:
-Ile lat ma ta mała?
-Szesnaście. – to Albus.
-A Snape?
-Trzydzieści sześć.
-E… to jeszcze nie jest duże różnica wieku.
A potem zaczęła śpiewać „Laska maga ma na czubku gałkę” i „Tylko jeż przelecieć się nie da”. Dumbledore był wniebowzięty i nie tylko.

***

Sam poszła do biblioteki. Severus też chciał wejść, ale drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem.
-Co to za zaklęcie? – mruknął i wyciągnął różdżkę.
Nic.
Z drugiej strony drzwi orangutan pokiwał z aprobatą głową i pomyślał, że nie ma jak dobry, ciężki regał pod drzwiami.


42
-On jest w gruncie rzeczy dobry. – to Sam.
-Uuk – bibliotekarz zawahał się.
-Jak wyjdę, znów będzie za mną łaził.
-Ik.
-Masz rację, przecież on ze mną nie chodził.
-Uuk.
-Kto by mnie chciał?
-Uuk. – tu bibliotekarz poklepał Sam po ramieniu.
-Tak, wiem. Każda mandragora znajdzie swego aromatora albo coś w tym stylu.
-Uuk. – pokręcił przecząco głową.
-Masz rację, chyba coś przekręciłam. – tu Sam klasnęła w dłonie i na jej kolanach wylądowała spora kiść bananów. – Smacznego. – poczym wyciągnęła zestaw do herbaty z dolnej szuflady biurka. Po chwili ciecz o kolorze przynajmniej zbliżonym do bursztynowego zamierzenia wylądowała bezdźwięcznie w filiżankach.
-Chcesz? – spytała Allein. Orangutan wyciągnął włochate ramię i postawił sobie filiżankę na barku.
-Widzisz – kontynuowała – chcesz usłyszeć moją historię?
-Iik. – kolejna historia nie mogła mu już zaszkodzić.
-Zaczęło się od tego, że…
Zza drzwi dochodziły dziwne dźwięki, przywodzące na myśl jakieś czarne msze z użyciem kowadeł i nie tylko, a także zdanie, które brzmiało po przejściu przez regał:
-Sa…puszc…nie!
Po chwili namysłu bibliotekarz przeprosił Sam i dostawił jeszcze dwa regały, poczym usiadł słuchać tego, co miała do powiedzenia Dziewica Slytherinu. Tylko on nie wiedział, kim ona jest.

***

Niania Ogg wyczołgała się spod stołu i, wyciągnąwszy przenośną kryształową kulę, oznajmiła:
-Snape się chyba w niej zadużył (zadłużył i nie tylko)
-Co? – Albus zajrzał jej przez ramię.
-Nic, tak sobie myślałam – poczym poprawiła kapelusz, który ledwo trzymał się na jednym zaczepie.
-Ym?
-Masz tu gdzieś jeszcze trochę tej nalewki?
-Oczywiście. Służę uprzejmie. – poczym podszedł do skrytki w ścianie, o której tylko zaufany skrzat miał pojęcie. Podejście to można opisać jako usilną próbę utrzymania pozycji przypominającej, przynajmniej w założeniu, pion.


43
-Nikt mnie (chlip!) nie (chlip!) chce – chlipanie Sam niosło się echem w przestrzeni międzywymiarowej.
-Uuk.
-Nie pocieszaj! To zbyteczne! – rzuciła.
-Iik ik.
-Naprawdę? Ja nigdy nie myślałam w ten sposób.
-Uuk iik ank ki.
-Ech… westchnęła – to, że ci się podobają ze względu na grubość, kolor i ich ilość w postaci długości na mojej głowie nie świadczy, że mam dobrego perukarza, czy też, że hoduję je w celach zarobkowych.
-Uuk?
-Po prostu to jest nieopłacalne. – głośno wytarła nos.
-Uuk?
-Tak, wiem. Fajnie pachną.
-Uuk!
-Nie. To nie jest naftalina. – odparła Sam.
Zza regałów dobiegł stłumiony głos:
-Proszę, błagam, nalegam! Wpuść mnie!

***

Dumbledore starał się zogniskować wzrok na szklanej kuli.
-Dziwne. – zdziwił się – Nianiu?
-Tak?
-Wypiłaś więcej, a nie masz problemów w postaci komplikacji. Jak ty to (hik!) robisz?
-Tajemnica zawodowa.
-Aha.
-Dlaczego ten człowiek jest taki uparty?
-To Severus Snape.
-Więc to wiele wyjaśnia.
Dumbledore westchnął.
-Co on w niej widzi?
-Kobietę! – rzuciła Niania i łyknęła sobie.
-Co? – pytanie było niewyważone.
-Nic. – burknęła Niania i zapatrzyła się w kulę na pozór w niczym nie przypominając swym wzrokiem srokę z wiadomo czym.
Dumbledore próbował utrzymać dobrą pozycję leżącą, ale coś mu nie szło.

***
Puk. Puk. Puk.
-Wpuść mnie! – Severus ochrypł od darcia się pod drzwiami. Ludzie dziwnie mu się przyglądali, bo któż nie przyglądałby się dziwnie komuś, kto przeszkadza spać, waląc w drzwi biblioteki i krzycząc na całe gardło coś w stylu: „Nie chciałem” i „To były tylko żarty”. Któż by nie próbował go jakoś uspokoić? Oczywiście nikt, bo któż zacząłby tą niebezpieczną rozmowę z mistrzem eliksirów w stanie wiadomo jakim.


44
Drzwi się uchyliły i…
Bibliotekarz zobaczył Severusa, jak ten próbował wstać.
-Mogę wejść? – spytał. – Chcę tylko z nią porozmawiać. – głos miał jak zepsuta piła łańcuchowa.
-Uuk. – Bibliotekarz wychylił się. Niósł Sam.
-Co jej zrobiłeś? – pytanie padło zanim zastanowił się nad treścią.
-Uuk!
-Co?
-Uuk.
-Aha – Severus podszedł do orangutana. Zwierzak spływał wodą, a na przydługich ramionach trzymał Sam.
-Uuk ik.
-Wezmę ją.
-Uuk.
-Dobrze, zrobię to ostrożnie.
-Uuk?
-Nie bądź nieprzyzwoity. Zaniosę ją do dormitorium.
-Uik?
-Nie, nie swojego! Jej!
-Uik ek!
-Wiem co zrobiłem. Jak myślisz? Dlaczego tu jestem?
-Uuk. – bibliotekarz wzruszył ramionami mimo Allein, co nie przeszkodziło mu uzyskać efektu worka kartofli na tylnym siedzeniu samochodu.
-Ona śpi? – spytał Severus.
-Uuk uuk.
-To dobrze. – tu wziął Sam na ręce. Orangutan wskazał na własne futro.
-Przynajmniej nie musisz oddawać go do pralni. – rzucił odchodząc.
-Iik. – odparł bibliotekarz i wzruszył ramionami.


45.
Severus przemierzył korytarz I, II, V, VII, XXII i CXVII, poczym warknął na obraz „Zjeżdżaj” i wszedł do pokoju wspólnego. Następnie przemieścił się bezszelestnie do żeńskiego dormitorium, gdzie zlokalizował łóżko Sam. Ściągnął narzutę i okrył nią dziewczynę. Zdążył prawie wyjść z dormitorium w chwili, gdy usłyszał głos „Profesor Snape byłby fajny, gdyby…”
-Czy ona mówi przez sen? – pytanie skierował do siebie.
Jego potknięcie się w innej rzeczywistości o czyjś kapeć spowodowało, że jakaś potwora z wałkami na głowie podniosła się i zaczęła krzyczeć:
-Tu jest mężczyzna!
Severus wykazał się refleksem, kneblując dziewczynę zaklęciem i usypiając. Ocierając pot z czoła opuścił dormitorium. Ostatni raz czuł się tak w siódmej klasie, gdy chciał zwrócić na siebie uwagę Lily. Chciał wymazać te wspomnienia z pamięci.


46.
Severus zszedł na śniadanie zły na siebie, cały świat oraz własną głupotę. Pokonawszy w wielkich boleściach schody, wszedł do sali.
Allein już tam była. Siedziała i nic nie jadła, tylko siedziała i gapiła się na talerz. Malfoya nigdzie nie było.
Usiadł u szczytu stołu.
-Prince! – warknął do prefekta.
-Tak!
-Po co krzyczysz?
-Przepraszam.
-Widzisz? – Snape wskazał Sam.
-No… - to Prince.
-Jakie no? – zirytował się Severus.
-No, ona jest.
-Jaka? – próbował dowiedzieć się Miszczunio.
-No, trochę przyblada.
-Trochę?
-Jest wręcz przezroczysta. – doszedł do wniosku Prince.
-Mam do ciebie prośbę. – tu Snape nachylił się i konspiracyjnym szeptem dodał – Zajmij się nią jakoś.
Zdumione spojrzenie wyrażało całkowite zdumienie.
-No wiesz… - zaczął po chwili.
-Nie. – Prince był zdezorientowany.
-Nałóż jej coś dobrego na talerz, czy coś w tym stylu.
-Aha.
-No to do roboty. – mruknął Snape. Gdy tylko Prince sobie poszedł, dodał pod nosem: - To szczenięca miłość – i wypił kolejne piwo, bo miał kaca moralnego.

***

Dumbledore na śniadanie zamówił cztery kawy z cytryną na skutek wczorajszej balangi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:39, 30 Cze 2009    Temat postu:

47
-Chcesz kanapkę? – zaczął Prince. Sam omiotła go wyżej wymienionym wzrokiem i pokręciła przecząco głową.
-A może soku? – spytał z nadzieją w głosie.
Całkowity i oszałamiający brak jakichkolwiek rozumnych oznak przejawiających chęć kontaktu ze światem bardziej zewnętrznym niż koniecznym.
Prince zrezygnował z dalszych kulinarnych propozycji i nie tylko. Podreptał do Severusa i oświadczył:
-Sam nie chce jeść.
-Aha – mruknął Snape, popijając kolejne piwo. – Co?!?!?! – wydarł się Miszczunio, poczym zerwał się z miejsca, rozlewając bursztynowy płyn na swoją szatę, a wszystko to zostało wydarzone, by chwycić Prince’a za kołnierz szaty i wycedzić mu do ucha słowa bynajmniej nie wymagające zachodu i przedsięwzięcia ofiar w postaci piwa i plam na szacie.
-Jesteś idiotą!
-Tak jest. – odparł bez zastanowienia prefekt. Cała sala zamilkła. Cała sala patrzyła wyczekująco na rozwój wypadków. Cała sala była ciekawa, co powie Dumbledore i co odważniejsi zerkali nerwowo w jego stronę. Jak jednak wiadomo, choć może nie wszystkim, Albus był zbyt zaabsorbowany skutkami ubocznymi wieczornej libacji i osobą pani Ogg, by przejąć się lub przynajmniej zauważyć tę ciszę, która niepodzielnie i niezaprzeczalnie zaległa na sali (co było niemałym wyczynem dla samej ciszy – przekrzyczeć hordę rozwydrzonych ludziów).
Severus potrząsnął dla pewności jeszcze raz wyrostkiem, który udawał szmacianą kukiełkę w rękach profesora najprawdopodobniej tylko z czystej przyzwoitości. Bez jego dobrej woli Snape w tej chwili wisiałby u kołnierza dwóch metrów owłosionego i umięśnionego słupa w postaci Prince’a oraz zapewne pieniłby się na siebie i nie tylko, co byłoby całkowicie zrozumiałe.
Severus puścił szatę. Prince przeszedł kilka kroków (słownie dwa) według zasady „piersi są ostatnimi” – czyli chodzimy tyłem. Jak już uprzednio wspomniałam – cała sala czekała na rozwój tej karty historyi i się doczekała.
-Czego się gapicie?! – wrzasnął Miszczunio. Cała reszta, która najwidoczniej nie była całą salą, tylko kimś innym, ze zdumieniem spojrzała na profesora. Efekt poczynań Severusa był całkowicie odmienny od początkowych zamierzeń (względem ludzkości i nie tylko).
-Wracać do posiłku albo do tego, co tam robiliście. – warknął. Cisza eksplodowała wrzaskiem w postaci paplaniny o dużym natężeniu. (Definicję tego można zapisać następująco: profesor Snape w dziwnej akcji + ofiara + zbawienny i niekoniecznie wpływ Sam + duża liczba ludzi w pomieszczeniu + brak dyrektora w celu używalności publicznej + skutki uboczne = hałas + ~ciszy. W dużym skrócie: błona bębenkowa drżała i nie wiedziała, w którą stronę więcej ma się wygiąć. Zabrakło jej wymiarów, a do Piekielnych nie miała zamiaru zaglądać). Wrzący kocioł ludziów próbował jakoś wciągnąć Sam do swego wnętrza, lecz coś mu się to nie udawało.
Severus podszedł do Sam i, korzystając ze zgiełku, wyprowadził ją z sali. Musiał użyć przemocy, bo, gdy zorientowała się, że to on, zamigotała i chciała zwiać w inną czasoprzestrzeń, ale złapał ją za szatę i przyprowadził bezpowrotnie. Wydostawszy się z pomieszczenia i upewniwszy się, że Dziewica Slytherinu to Nehrung, udał się, a przynajmniej próbował, jak najdalej od jakiejś ilości uczniów. Sam nie miała ochoty nigdzie iść i oczywiście postawiła na swoim, umieszczając swe stopy idealnie na podłodze. Severus czuł się, jakby ciągnął coś, co się z reguły nie rusza.
-No rusz się. – poprosił.
-Nie.
-Tak.
(Cisza była tym, co go zaniepokoiło bardziej niż powinno).
-Idziesz do skrzydła szpitalnego. – zakomunikował Snape.
-Nie.
-Tak. – tu Severus wyciągnął różdżkę.
-Nie ma mowy. – stwierdziła Sam.
-Idziesz i już. – odparł Snape, poczym wypadki potoczyły się zupełnie inaczej niż to początkowo miało wyglądać, a mianowicie inaczej. Sam została podcięta przez Severus celem umieszczenia jej pod opieką pani Pomfrey w skrzydle szpitalnym. Cel ten był jej znany, a osoba, która właśnie starała się pozbawić ją równowagi, przejawiała już wszelkie oznaki zniecierpliwienia. Mierzeja też nie miała najlepszego humoru, z czego Snape najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy lub udawał, że nie zdaje.
Jungfrau nie miała również zamiaru tolerować kogoś, kto:
a)poprzedniego dnia palnął głupotę większą niż ta – „masz wąsy”, a po chwili zastanowienia stwierdza: „ale nie przejmuj się, inni też je mają”. Należy dodać, że powiedziano to dnia 27 listopada 2001 roku. Autorem tych słów jest XXXXXXX (były gimnazjalista i nie tylko)
b)właśnie próbował zachwiać jej chwilową równowagę, co było niebezpieczne dla obu stron, ale zdecydowanie bardziej dla tej drugiej.
c)chce ją zaprowadzić do skrzydła szpitalnego
Jako że profesor Snape spełniał te wszystkie wyżej wymienione warunki, znalazł się w poważnych tarapatach. Sam, niewiele myśląc, uderzyła go łokciem w żołądek, co spowodowało chwilową zmianę pozycji Severusa z pionowej na poziomą z elementami dodatkowymi. Dziewica Slytherinu oddaliła się nieśpiesznym krokiem w kierunku bliżej nieokreślonym. Gdy tylko Severus zdołał się pozbierać z podłogi, poszedł chwiejnym krokiem za nią. I to była jego życiowa pomyłka (chyba już trzecia). Gdy Sam pognała dalej na skutek zobaczenia profesora, ten, niewiele myśląc (po raz kolejny) pobiegł za nią.

***

-Są takie chwile w życiu – zaczęła Niania – gdy najważniejsza jest miłość.
-Tak. – dodał Dumbledore, wychylając się zza jej ramienia, by spojrzeć bynajmniej nie na obraz w szklanej kuli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:39, 30 Cze 2009    Temat postu:

48
Czasami szczęściu sprzyja przypadek, a czasami schody i wszystko zależy od tego, co kto uważa za szczęście lub pecha (bynajmniej nie dotyczące ust po jedzeniu i tej gumy do żucia).

***

Sam postanowiła uciec dalej. Wbiegła na schody. Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści stopni – była już w połowie, gdy Snape pokonywał pierwszy stopień i wówczas zaczęły się obracać.
-Nie! – wrzasnęła wiadomo kto. Stała na ostatnim stopniu – schody się zatrzymały.
-Owszem (uff) tak (uff)! – stwierdził z triumfem Severus. – Idziesz do skrzydła szpitalnego.
-Nie.
-Sam – spokojnie powiedział Snape – Wiem, że potrafisz być asertywna, ale zrozum – to dla twojego dobra.
-Dobra, dobra, dobra… - zanuciła Dziewica Slytherinu, poczym po chwili dodała: - Nie!
-Sam, nie zmuszaj mnie do użycia przemocy. – zaapelował Snape.
-Do niczego pana nie zmuszam. – odparowała Mierzeja z siłą karabinu maszynowego, nie pomijając jego prędkości. Poczym wyszła na zewnątrz schodów, co do tej pory Severusowi wydawało się niemożliwe, zarówno praktycznie, jak i teoretycznie. Dlatego chciał złapać Sam, ale złapał powietrze. Ona unosiła się w powietrzu, on nie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż nie uda mu się wyhamować Vk ciała spadającego, co dawało mu poczucie własnej kruchości na skutek spotkania z gruntem kilka pięter niżej.
Mierzeja nie miała zamiaru patrzeć na to, co miało się stać, i złapała jedną z dłoni (bo powszechnie wiadomo, że człowiek ma dwie) Miszczunia. Grawitacja pociągnęła oboje w dół, co Sam odkryła chwilę wcześniej i co pozwoliło jej na odpowiednie hamowanie, poczym zjechała jeszcze dwa piętra w dół i powiadomiła Prince’a, że Snape nie czuje się chyba najlepiej, bo leży bez ducha na podłodze w korytarzu XI.

***

-Nic mu nie będzie. – oznajmiła pani Pomfrey. – Chłopak się przepracował. Albo przestraszył. – dodała po chwili namysłu. – bardzo przestraszył. – dokończyła.


49
-Chorujemy? – spytał Severusa znajomy głos.
-Nie! – odparł.
-To co tu robisz? – Syriusz Black z kpiącym uśmieszkiem wskazał na pomieszczenie skrzydła szpitalnego.
-Leżę? – oznajmił pytaniem.
-Dumbledore powiedział, że masz kłopoty, więc jestem. – stwierdził Syriusz.
-O Boże. – Severus otworzył niechętnie jedno oko. – Czego znowu?!
-Mieć kłopoty z nastolatką. – Black pokręcił głową. – Nieładnie.
-Czyżbyś coś insynuował? – spytał Severus, otwierając drugie oko.
-Ależ skąd. – odparł Syriusz. – Po prostu cię nie rozumiem. Ona jest miła, całkiem ładna, a ty najpierw jej nie zauważasz, potem ją przemęczasz morderczymi ćwiczeniami, następnie zapewniasz dyrektora, że jej nie znosisz, przy czym zdajesz sobie sprawę, że ona ciebie lubi i to nawet bardzo, co nie jest jej winą i że cię słyszy w tej chwili.
-Ale – Severus próbował mu przerwać, ale Syriusz wyraźnie go nie słuchał.
-Poczym – tu Black powrócił do przerwanego tematu. – ganiasz za nią po szkole i skaczesz z zawrotnych wysokości.
-Czy to już wszystko, co ci powiedziała? – spytał Snape.
-Ona mi nic nie powiedziała. – oznajmił Syriusz. – Wszystko co wiem to informacje od Dumbledore’a.
Severus czuł się paskudnie.
-A tak dla twojej informacji, to dziś jest ósmy grudnia – byłeś nieprzytomny dwie doby. Jak masz ochotę na śniadanie, to zawołaj panią Pomfrey. – rzucił Black.
-Syriusz. – warknął Snape. – Ani się waż ją podrywać. To Dziewica w pełnym tego słowa i nie tylko znaczeniu. I taka ma pozostać.
Łapa popatrzył na Miszczunia wzrokiem zbitego psa.
-Dobrze.
-Zrozumieliśmy się?
-Być może. – oświadczył Syriusz.
-Jeśli przez ciebie Hogwart legnie w gruzach, to ci łeb odstrzelę od reszty tego zapchlonego ciała. – ostrzegł. – A jeśli ją w sobie rozkochasz, to zrobię ci oprócz tego jeszcze parę ciekawych rzeczy typu topienie, sępy itd. I nic lub nikt ci nie pomoże.
Syriusz zaczął się wycofywać w kierunku drzwi.
-Wiesz, ona jest nawet ładna. Ale jest małolatą. – dodał po chwili namysłu. – Ale mimo to – zaczął, ale wzrok Severusa pałał żądzą mordu i nie tylko.
-Ona tu była – powiedział Łapa. – nie tak dawno i stwierdzam, że to będzie trudne zadanie. – poczym zniknął za drzwiami.
Severus był wściekły. Nie wiedział, co zrobić, więc cisnął nocnikiem w drzwi, a że miał do czynienia z porcelaną, osiągnął upragniony efekt, ale to nie pomogło za bardzo. Po chwili pojawiła się pani Pomfrey i obrzuciwszy resztki czegoś, co kiedyś było całością, wzrokiem, oznajmiła:
-Zachowujecie się jak maluchy (fiat 126p?) z pierwszej klasy. – i oznajmiwszy to, wyszła.


50
Po południu tegoż dnia Severus opuścił skrzydło szpitalne. Pierwszym, co zobaczył, był Syriusz pędzący gdzieś z naręczem jakiegoś zielska. Po chwili namysłu nasz bohater wydedukował, że były to kwiaty, gdyż jakieś kokardki widział. Czym prędzej pobiegł do pokoju wspólnego Ślizgonów.

***

Pierwszym elementem, który zobaczył, były wyżej wspomniane badyle + dekoracja.
-Co to tu robi? – warknął do Lary Nox. – Wywal to. – polecił.
-Niestety, nie mogę. – odparła zgodnie z prawdą Ślizgonka. – Diese kwiatki należą do Sam i dotykanie ich grozi przedwczesnym zgonem i nie tylko – poczym zapytana odpłynęła w czeluści pokoju wspólnego.
Snape chwycił kwiatki i wystawił je za portret, gdzie ktoś je porwał na cele dekoracyjne. Nikogo więc nie zdziwił widok kwiatków Sam, które w cudowny sposób pojawiły się w wieży profesor Trelawney.
Sam siedziała na fotelu i coś czytała. Oderwała wzrok od tekstu i spojrzała na pokój. Oczywiście zauważyła Severusa i ostentacyjnie odwróciła jednym gestem przy użyciu mocy fotel tak, że Snape mógł podziwiać jej plecy i to nie całe, bo mu fotel zasłaniał.
Severus zacisnął zęby i wyszedł z pokoju. Zapowiadał się kolejny ciężki dzień. Gdy przechodził korytarzem XXXIII, wyprzedziła go Sam z bardzo wielką, kolorową paczką. Zniknęła za portretem Grubej Damy. Zza niego dochodziły dźwięki, wrzaski itp. Przypomniał sobie, że Ślizgoni wyśmiewali się z Bu, że jest najmłodsza na roku. Dziś wypadały jej urodziny.
-Zostawiła mnie SAMEGO. – pomyślał. – A tam Syriusz bawi się razem z nimi! – zazgrzytał zębami i poszedł do laboratorium, walcząc z przemożną chęcią dostania się do wieży Gryfonów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:40, 30 Cze 2009    Temat postu:

51.
Snape czatował na Sam. Miał zamiar zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie robił (bez skojarzeń!), a mianowicie przeprosić kogoś. Zadanie okazało się niezwykle trudne, gdyż charakter osoby, która miała być przepraszana, wyraźnie Severusowi nie odpowiadał pod względem wybuchowości. Usłyszał kroki, a następnie rozmowę.
-…oczywiście, że to jest niebezpieczne – głos należał DO SYRIUSZA, więc Severus zacisnął zęby ukryty w cieniu za rogiem (jakim rogiem???).
-To nie jest aż tak niebezpieczne. – odparła Sam. – Wystarczy tylko zrobić tak. – tu pstryknęła palcami i na podłodze zmaterializował się wazon z kwiatkami. – Więc – tu Dziewica Slytherinu kontynuowała swój wywód – rzecz tu leży – tu Sam stworzyła niematerialny obraz ludzkiej czaszki wraz z zawartością. Czerwony punkcik wskazywał odpowiedni obszar. Rozmowa dotyczyła materializacji, jakby ktoś nie wiedział.
-Aha. – wydukał Syriusz.
-To do zobaczenia. – rzuciła Sam i zniknęła niekoniecznie za portretem.
-Przeszła…przez…portret! – wydukał po raz kolejny tego dnia Łapa.
-I dobrze ci tak. – oświadczył, wychylając się z mroku, Severus, co zrobiło niemałe wrażenie.
-Szpiegujemy. – powiedział Black, gdy zdążył ochłonąć.
-Nie. – odparował Snape trochę zbyt szybko.
-Próbujemy się podlizać? – zgadywał dalej Syriusz.
-Nie. – rzucił beztrosko Snape – W przeciwieństwie do ciebie, ja nie bawię się w głupie kwiatuszki, paczuszki, liściki, randki itp.
-Tak. Rozumiem. – przerwał mu Black. – Od razu przechodzisz do sedna sprawy, mam rozumieć.
-Tak…Nie!!! – wrzasnął Snape. Po chwili dodał. – Znowu coś insynuujesz.
-Ależ nie. – odparł Syriusz z miną urażonej niewinności.
-Nie wierzę ci. – ruszył w stronę Syriusza, który za sobą miał ścianę, przed sobą gniew Snape’a, a boczne wyjścia obstawiał przypadek, więc jego sytuacja nie przedstawiała się najlepiej. Severus wycedził mu do ucha następujące słowa:
-Obiecałem ci odpowiednią nagrodę za próbę rozkochania tej małolaty. – cedził dalej. – A tak w ogóle to czy ona ci się podoba? – spytał.
-Jest wyjątkową osóbką o niepowtarzalnej wiedzy i światopoglądzie mogącym przenosić góry, morza też i nie tylko.
-Dobra. – przerwał mu Severus. – zakończ ten wywód, o złotousty.
-Pytałeś mnie o coś, więc odpowiadam. – odparował Łapa.
-Bez takich. – Snape chwycił go za kołnierz szaty. – tekstów. – dokończył.
-Może…
-Ostrzegłem cię przed konsekwencjami – warknął Miszczunio. – Miałeś wybór, teraz go nie masz. – oświadczył. – Stawaj do pojedynku.
-O ile sobie przypominam, ostatnim razem pojedynkowaliśmy się w trzeciej klasie. Ja dostałem szlaban, a ty krwotok z nosa. Fajnie było. – dokończył rozmarzonym głosem.
-Bez sentymentów. – warknął Severus. – Stawaj!
-Jak sobie życzysz. – odparł Syriusz. Poczym obydwaj wyciągnęli różdżki (nie mylić z móżdżki, różki czy nóżki, bynajmniej nie w galarecie i bynajmniej nie związane z tematem i nie tylko). Tak więc bohaterowie stanęli naprzeciw siebie w odpowiedniej ilości jardów (na jaką pozwalał akurat korytarz) w pozycji (bocznej ustalonej – dop. Chomik) bojowej. Snape bledszy niż zwykle, o ile to możliwe, i Syriusz z miną pozbawioną wszelkiej wesołości.


52
-Głąby. – wybełkotał Dumbledore znad butelki jabłkownika.
-Masz rację – odparła Niania Ogg, pochylając się, by lepiej widzieć ewentualny rozwój wypadków.

***

-Zdajesz sobie sprawę, że mieliśmy ją szkolić – rzucił Syriusz.
-Oczywiście.
-To dlaczego dajesz jej zły przykład?
-Jeszcze nie daję, a tu chodzi o mój honor i…
-Dobrze, dobrze – uśmiech zagościł na twarzy Syriusza – Nie mów mi teraz, że to twój rycerski obowiązek i że bronisz też honoru swojej damy i…
-O czym ty mówisz? – spytał Severus, zatroskany o zdrowie swojego przeciwnika.
-A nie to chciałeś powiedzieć? – spytał Black.
-Nie. – odparł Severus.
-A to przepraszam. – powiedział Łapa.

***

-Czy oni nigdy nie zaczną? – zapytała Dumbledore’a pani Ogg.
-Po co się śpieszyć? – odparł dyrektor.


53
Snape otoczył korytarz zaklęciem wyciszającym i nie będę tu cytować wszystkich zaklęć, bo by się można było powiesić na skutek załamania łaciną i nie tylko.
Tak więc dwóch magów przystąpiło do pojedynku. Zamieszczony poniżej opis nie będzie trzymał się w jednym kawałku, ale sądzę, że to jest bez znaczenia, bo udało mi się pominąć dokładnym opis uzbrojenia „obu armii”, co nie wyszło Homerowi i musiał na to poświęcić osiemset wersów, a ja ani nie mam na to ochoty, ani, tym bardziej, miejsca, niezbędnego do takiegoż wyczynu literatury niekoniecznie światowej.
Ale jeśli znalazłby się jakiś maniak opisów (ewentualnie maniaczka), mogę wtrącić kilka zdań opisu ciszy przed burzą (niekoniecznie z wyładowaniami i niekoniecznie elektrycznymi). Tak więc, gdy gdzieś tam wyżej wymienieni bohaterowie pojawili się i postanowili walczyć, nic nie mogło ich powstrzymać. Byli jak wichura, jak rozjuszony jak (razy dwa), jak…
A to chyba nie jest aż tak ważne, bo odnoszę wrażenie (proszę mię poprawić, jeśli jestem w błędzie). Więc: szata Severusa powiewała na wietrze (ewentualnie przeciągu). Natomiast jego włosy pozostawały niewzruszone na skutek obciążenia żelem i nie tylko (najprawdopodobniej jednak przeładowanie łojem nie tylko własnej produkcji).

***

Sam wyjęła Malfoya w postaci żaby ze słoiczka. Napełniła odpowiednim sprzętem akwarium (woda i kamyczki + dużo much) i wsadziła tam Ślizgona w celu wygodnickim i nie tylko. Mierzeja pomachała Draco i poszła spać, po uprzednim zgaszeniu światła. Myśli Malfoya przedstawiały się następująco:
-Dlaczego tu jestem? – pytanie było jednakże niekonieczne – odpowiedź była oczywiście żadna, bo Sam poszła spać.
-Ona jest fajna. – doszedł do zaskakujących wniosków. – Syriusz ma fioła na jej punkcie, o Snape’ie nie wspominając, i potrafi być stanowcza. – mruknął przeżuwając kolejną muchę.
-Mógłbym zostać jej żabą na wieki. Ale wolałbym dostać coś lepszego do jedzenia, hm… Może jakieś chrząszcze. – Po chwili doszedł do zaskakujących wniosków numer dwa. – Jako człowiek mam u niej większe szanse! Hej! Wypuść mnie! – zaczął się drzeć po żabiemu.


54
-Co się dzieje – spytała Niania Ogg. – że te wszystkie chłopy i nie tylko interesują się Sam?
-To wpływ Dziewictwa w pełnym tego słowa i nie tylko znaczeniu. – palnął Dumbledore. Był bliski prawdy, gdy wymarzony facet Sam stwierdził, że jej nie lubi, cała reszta ludziów płci odmiennej (od niej, nie od Severusa ma się rozumieć) uznała za swój moralny obowiązek zauważyć jej nieprzeciętną urodę, moc, wiedzę itp. i pocieszyć ją na wszelkie możliwe sposoby.
Nie mam pojęcia, dlaczego te ludzie wiedziały o tym, co się stało u dyrektora. Może im Niania Ogg powiedziała, to jest jednak mało prawdopodobne. Z orangutanem też by się nie dogadali, bo on nie rozpuszcza plotek. Poza tym wpływ Dziewictwa na Snape’a był jeszcze lepszy, bo, gdy ją odrzucił, dostał w łeb (tak się czuł, jak po uderzeniu sporym kowadłem z odpowiedniej wysokości) na skutek jej mocy i zdał sobie sprawę, że był głąbem – co jest całkowicie zrozumiałe i bynajmniej nie magiczne. Syriusz natomiast chciał początkowo zrobić wszystko na złość Snape’owi, ale się zadużył i to nie był wpływ magiczny, tylko czysty przypadek i nie tylko.

***

Sam postanowiła wyjść z Malfoyem na spacer, bo nie chciał dać jej spać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:41, 30 Cze 2009    Temat postu:

55
Severus palnął zaklęciem rozweselającym na dobry początek. Syriusz zdążył jedynie uchylić się, a już dostał w łeb „ogłuszaczem” pomysłu Snape’a. Podziałało w sposób odpowiedni, ale spowodowało tylko zachwianie się i oparcie o ścianę w postaci przeciwnika. Syriusz wystrzelił ognistą kulę, która z założenia miała podpalić szatę Miszczunia, ale osmaliła ona tylko brew Severusa, który pałał żądzą mordu i nie tylko. Wpadł w szał bojowy i, wykrzykując kolejne zaklęcia, ruszył do ataku. Syriusz udawał, że paruje je bez problemu, a tak naprawdę to mu się pomysły skończyły. Wyczarnął więc linę długości odpowiedniej i, co nie jest chyba najważniejsze, odporną na miotane przez Snape’a zaklęcia.
Gdy tylko Miszczunio to zauważył, postanowił to jakoś zatrzymać i wazonem (tak, tym samym, który został zmaterializowany przez Sam) cisnął w Syriusza. Lina upadła na podłogę ze względu na chwilowy (2 sekundy) brak koncentracji i na skutek przyłożenia wyżej wymienionym elementem dekoracyjnym w sam środek czoła, co dawało Severusowi przewagę i pretekst do wykrzyknięcia:
-Poddaj się! – co oczywiście nie poskutkowało, gdyż Black oprzytomniał.
-Nigdy – odparł, masując guza. – To było nie fair!
-Żaden kodeks pojedynków – zaczął Severus – nie zabrania mugolskich środków przymusu bezpośredniego podczas walki. Poleca się za to kowadła. Patrz. – tu Severus rzucił Łapie książeczkę pt. „Pojedynki i nie tylko” – drobnym maczkiem napisano: „Wszystko, co chcesz wiedzieć i wiele innych rzeczy autorstwa Kameli Carpenter Bookcase Noticeboard Blind Washbasin Wall – 1927 (1982, 1993, 1997, 2003).
-Nie jest to przypadkiem przestarzałe? – spytał.
-Nie. – odparł Snape.
-A wiesz, tak tylko pytałem, bo tu dużo różnych dat jest i ona nazwisko ma śmieszne.
-Jak już przeczytałeś, to oddaj podręczny podręcznik. – zasugerował Severus.
-Dobra. Uwaga, leci!
W dużym skrócie: Snape nie dostał w łeb, tylko w prawą przednią dolną koniczynę w postaci przeszczepu, a spowodowało to wrzask typu:
-Au! Coś ty narobił, durniu!
Tu Severus miotnął przekleństwem na Syriusza, co, na skutek zaskoczenia i nie tylko, zmiotło go z nóg (dwóch).
-Co robisz?! – wrzasnął, podnosząc się z podłogi, Syriusz. – To oszustwo. – syknął, rozcierając obolałe części ciała.
-W żadnym wypadku. – odparował Snape, masując obolałe (także) odnóże. Tu Snape przygniótł zaklęciem Syriusza do podłogi. Następnie spróbował wstać. Po kilkunastu próbach udało mu się.
W tym momencie Sam wtargnęła do sfery ograniczonej ciszą zaklęcia, prowadząc na smyczy żabkę. Można wspomnieć, że zwierzaczek miał obróżkę (róż) i wstążeczkę (również róż). Gdy tylko jedno z zaklęć ogłuszających wycelowane w Blacka (w dalszym ciągu rozpłaszczonego na podłodze) trafiło w żabcię, wróciła ona do w miarę normalnej postaci tzn. Draco Malfoya niekoniecznie we własnej osobie. Zaklęcie oczywiście podziałało i Ślizgon legł bez wyraźnej przytomności na podłodze.
[Proszę mi tu nie próbować przytaczać fragmentu dramatu Wiliego Szczepspira pt. „Omlet”, gdzie tytułowe danie zwraca się do Ofeli (przyprawy)
-Czy mogę lec na waćpanny łonie? (Co to ta wać, to je nie mam pojęcia – może tu chodziło o watę?) Odpowiedź była oczywista.
-Nie.
Była to mówiąca wszystko odpowiedź. Następnie spytał Omlet:
-To znaczy: czy mogę wesprzeć swą głowę na (…)?
Tu nastąpiła zgoda, a potem Omlet wzniecił monolog, gdzie była mowa o nagich nogach kurczaków i nie tylko. Gdyby Ofelia się o tym dowiedziała, nie czułaby się szczęśliwa, ale, jak powszechnie wiadomo, przyprawy mają słaby słuch, a wata jeszcze gorszy. Ucho i oko wewnętrzne jest tak przytępione jak to tylko możliwe, więc kończę ten wykład o padaniu, wspieraniu i nie tylko].
Sam popatrzyła na Malfoya i się wkurzyła.
-Co to ma znaczyć? – wycedziła.
-Nic? – odpowiedzieli zgodnym chórem.
-Więc co to jest? – tu Mierzeja wskazała na Syriusza w dalszym ciągu przygniecionego do podłogi oraz na Snape’a, który starał się utrzymać równowagę, stepując jedną koniczyną.
-Pojedynek? – zasugerował Malfoy, któremu akurat wróciła przytomność.
-Zamknij się i zapomnij! – oznajmiła Dziewica Slytherinu i teleportowała gdzieś Draco.
-Gdzie on jest? – spytał Severus, rozglądając się nerwowo.
-Mam nadzieję, że w skrzydle szpitalnym. – odparła. – Taki miałam bowiem niezaprzeczalny zamiar.
-To dobrze. – odetchnął z ulgą Snape i to wystarczyło, by Syriusz wyłamał się spod jego zaklęcia i rzucił małą klątwę mającą na siłę olbrzymiego bólu głowy. [W podręczniku napisano: „Ból gwarantowany! Siła kowadła rzuconego z trzeciego piętra + żona stolarza na tymże kowadle.” (nie wiem, o co w tym chodzi, ale to szczegół)]. Snape mógł jedynie złapać się za głowę. I złapał się, a następnie zwinął w kłębek na podłodze.
Sam popatrzyła na zaistniałą sytuację, pokiwała głową i powiedziała tylko jedno słowo – do tego dość cicho, ale również na tyle wyraźnie i z odpowiednim akcentem, dykcją itp., że pani F postawiłaby jej za to piąteczkę. Tym słowem było:
-Stop.
Severus popatrzył przed siebie. Świat widział z perspektywy podłogi, do tego mając ją bliżej lewego oka. Nagle obraz wyostrzył się, a potem… zgasł.
Syriusz popatrzył na przeciwnika, który „leżał bez ducha”, i wzruszył ramionami. Należałoby wspomnieć, iż to Syriusz tym razem doznał krwotoku z nosa na skutek wazonu. Dziewica Slytherinu momentalnie teleportnęła całą (wszystkich ludziów) grupkę z korytarza do skrzydła szpitalnego. Syriusz był święcie przekonany, że nikt nie może się telepać w Hogwarcie. Okazało się, że jest w błędzie i to sporym, co wywołało szok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:41, 30 Cze 2009    Temat postu:

56
Pani Pomfrey była wściekła. (Oczywiście nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdyż nie toczyła piany z pyska – mogła ewentualnie z ust, ale one nie są chyba do tego przystosowane).
-Co oni sobie wyobrażali?! – syknęła, doprowadzając do porządku twarz Syriusza.
-Nie jest to moją winą, że… – zaczął Łapa, ale Sam wychyliła się zza ramienia pani Pomfrey i odezwała się telepatycznie:
-Zamknij się! – stwierdzenie było dobitne i niezaprzeczalnie poważne. Black zamilkł posłusznie.
-W bohaterów mi się bawili – zmięła w ustach i nie tylko przekleństwo. (Poppy to powiedziała, nie Sam, bo Sam nie mieli przekleństw w sensie wyrazów, tylko rzuca przekleństwa na prawo i lewo).
-Jak się czuje profesor Snape? – spytała telepatycznie Dziewica Slytherinu.
-Dobrze. 0 odparła normalnie (tzn. w sposób ludzki ma się rozumieć) Pomfrey.
-Na pewno? – upewniła się.
-Tak.
-To dlaczego jeszcze nie odzyskał przytomności? – dopytywała się w wiadomy sposób Sam.
-Zrozum – tu Pomfrey odciągnęła Mierzeję w kierunku odmiennym niż Sam samodzielnie poczatkowo chciała., ale, na skutek przypadku, nic jej się nie stało (odnosi się to do Poppy).
-Chłopak – zaczęła, ale przerwała w celu zastanowienia się, co właściwie może powiedzieć komuś, kto do tej pory lądował w skrzydle szpitalnym osiemaście razy częściej niż „zwykły człowiek” [bez skojarzeń do Mugoli / Mugolów nie wiem, jak to się odmienia Wink ].
-Tak więc – zaczęła ponownie, lecz zerknęła nerwowo na Sam, która była trochę zirytowana na skutek zachowania Syriusza i nie tylko. – Więc – próbowała jakoś przebrnąć przez wstęp, ale podpatrzyła pełne złości, gniewu i czegoś tam jeszcze spojrzenie Nehrung. Wiadoma osóbka usiadła na wygodnym łóżku i stwierdziła zrezygnowanym tonem:
-Tak?
-No…
-Wyduś to z siebie, kobieto!!! – wrzasnęła Sam trochę (chyba) zbyt głośno, bo pani Pomfrey wyraźnie zmieniła położenie w kierunku poziomym i napotkała na swej drodze ścianę.


57
-Twe usta jak maliny (hik!), twe… - tu Dumbledore zaczął się zastanawiać, co może powiedzieć o tej kobiecie.
-Tak? – Niania Ogg siedziała w fotelu i zastanawiała się, co może chcieć od niej ten facet (mag), który w tej chwili starał się utrzymać pozycję pionową przy użyciu tegoż wyżej wymienionego fotela. Pozycję przynajmniej pionową. Zadanie było praktycznie niewykonalne po wypiciu tylu butelek jabłkownika i wina zeszło (i poszło) rocznego.
-Pro… - zaczął Albus słaniając się na nogach.
-Promocja? – zgadywała Niania.
-Nie… Pro…
-Prokariota?
-Nie… Pro…
-Problem?
-Nie! Pro…, pro…
-Produkt? – zasuderowała Niania nieco zirytowana.
-Nie, pro…
-Prohibicja?
-Nie. Pro…
-Proteza
-Nie
-Propozycja niemoralna?
-Nie. Pro… szę! – dokończył i podał Niani pucharek lodów.
-Dziękuję. – odparła. – Całkiem miły gostek. – pomyślała. – Tylko trichę dziwny. – dodała.


58.
Pomfrey ocknęła się na podłodze. Omiótłszy spojrzeniem salę, stwierdziła:
-Co tu się dzieje? – spytała się, dostrzegłszy pochyloną nad nią Sam.
-Była pani nieprzytomna. – odparła zgodnie z prawdą Sam.
Pani Pomfrey podniosła się z podłogi i z zadowoleniem zauważyła pacjentów w liczbie dwóch osób w stanie nienaruszonym i nienadgryzionym we własnych łóżkach. Odetchnęła z ulgą.
-Powinna się pani położyć. – zasugerowała Sam.
-A ty powinnaś dać mi święty spokój. – odparła bez zastanowienia Poppy. Zastanowienie pomogłoby jej uniknąć pewnych kłopotów dotyczących kilku podstawowych spraw w tym
1)siły Sam
2)wartości bezwzględnej z Sam, co daje zawsze Sam do kwadratu
3)wartość pierwiastka z Sam, podniesionego do kwadratu, co daje zaskakującą wartość Sam do potęgi czwartej
4)Sam ma zawsze rację
5)nie zaczynaj z Dziewicą (szczególnie zdenerwowaną i z rozstrojem nerwowym i nie tylko)
6)akuratnego stanu psychicznego otoczenia
więc zupełnie nie spodziewała się, że Dziewica Slytherinu po prostu przestanie się do niej odzywać normalnie, tylko wydrze się na nią telepatycznie.
-JESTEŚ OKRUTNA I NIE INTERESUJĄ CIĘ SPRAWY WAGI NAJWYŻSZEJ!!!!!!
-Przepraszam – wydukała w przerwie między dobitnymi słowami tekstu.
-No! – odparła Sam. – Więc czemu on jeszcze się nie ocknął?
-Zrozum. – Poppy postanowiła powiedzieć całą prawdę. – Profesor Snape przemęczał się i żadne środki magiczne nie zastąpią mu odpowiedniej ilości odpoczynku.
-Rozumiem. – odparła Sam. – Powinien odpocząć, najprawdopodobniej zaprzestać nauczania, dobrze się odżywiać i mieć święty spokój bez alkoholu, uczniów i problemów.
-O właśnie. – dodała Poppy.
-Tak więc – kontynuowała Sam. – jego organizm jest osłabiony i obudzi się za – Sam spojrzała na zegarek – trzynaście minut, dwadzieścia osiem sekund.
-Cóż za dokładność. – mruknęła Pomfrey.
-Syriusza można wypisać. – odparła Dziewica Slytherinu.
-Tak? – spytała.
-Nie wątp w moc Dziewicy. – dopiero teraz Pomfrey spostrzegła dziwny kolor oczu Sam. Najwyraźniej moc brała górę nad osobowością i charakterem dziewczyny. – gdyż – kontynuowała Sam. Poppy zauważyła również, że Sam świeciła, a moc wirowała wokół jej ciała, które wyraźnie nie dotykało podłogi (sufitu, ścian itd.). Pomfrey odsunęła się od Sam, przebiegła, a przynajmniej próbowała pokonać odległość dzielącą ją od drzwi, lecz powietrze zachowywało się minimum dziwnie na skutek mocy i nie tylko. Przypominało swą konsystencją coś, w czym poruszanie jest niebezpieczne, choć niebezpieczeństwo zagraża tylko temu, kto chce się poruszać, a Poppy chciała. Sam opanowana mocą oplotła ją świetlistą pajęczyną, poczym uderzyła siłą o mocy wystarczająco dużej, by pani Pomfrey straciła przytomność podczas uderzenia o ścianę.
Sam teleportowała się, ale nikt nie wiedział gdzie, bo:
a)Severus był nieprzytomny, a on by wiedział
b)nikt nie chciał wiedzieć
c)a po co komu takie informacje?
Więc dopiero po kilku minutach ktoś zauważył brak pani Poppy (Sam zresztą też, bo jej już tu nie było). Tą osobą był Syriusz, który zapytał:
-Sam? Gdzie jesteś?
Odpowiedziała mu cisza, więc zawołał inaczej:
-Poppy! Siostro Poppy, gdzie się siostra podziała?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:41, 30 Cze 2009    Temat postu:

59
Severus ocknął się w wyznaczonym miejscu, w wyznaczonym czasie. Był w skrzydle szpitalnym i nie przejawiał chęci zostania tu, więc wstał z łóżka. Wówczas zauważył Syriusza, który właśnie musiał doprowadzić się do stanu używalności publicznej.
-Severusie, ubierz się! – zasugerował rozkazującym tonem Syriusz. Wówczas Snape spostrzegł, iż ubrany jest w piżamę („O zgrozo!” – to myśli Miszczunia) w misie (gleba). Szybko odział się jak należy. Gdy zakładał szatę, dobiegły go dziwne dźwięki. Komuś one mogły wydawać się normalne, ale ów ktoś musiałby mieszkać gdzieś, gdzie nie tylko diabeł mówi dobranoc – cała reszta również.
Właścicielem owego głosu okazał się Syriusz, który znalazł pierwszą dziurę w murze Hogwartu, która nie była zamaskowana, czy to na sposób mugolski, czy też nie. Treść wypowiedzi Black była mniej-więcej (czyli) taka:
-Hej! Snape! Popatrz, co się tu działo!
Severus pełen niepokoju podpłynął do owego (tzn. tego  dla niezorjentowanych) otworu (wytworu?).
-Nigdy czegoś takiego nie widziałem. – Łapa dotknął muru, który doznał poważnego uszczerbku na cegłach
-Nie dotykaj! – ostrzegł go Snape.
-Za późno. – odparł Syriusz.
-Ci Gryfoni. – wycedził Severus.
Mur był na tyle niecały, że można było przejść do pomieszczenia obok.
-W życiu czegoś takiego nie wiedziałem – oznajmił Syriusz, podziwiając komnatę. – Severusie, chodź, zobacz. – zawołał wiadomo kogo.
Snape niechętnie przełożył swe odnóża przez powstałe na skutek tego czegoś – był pewien, że wielkiej mocy – przejście.
-W życiu nie byłem w takim miejscu. – kontynuował Łapa. – A znam niemal cały Hogwart jak własną kieszeń!
-Cudzą też. – mruknął Severus.
-Co?
-Nic. – odparł Miszczunio.
Teraz dopiero Severus zauważył, co miał na myśli Syriusz. Komnata była ogromną salą. Na ścianach wisiały gobeliny i takie tam. Podłogi pokrywały dywany. Wszędzie było pełno złota, ozdób i takich tam, ale nie to tak zdziwiło Snape’a. Wyczulony na magię Dziewicy (bo przecież trzeba mieć wprawę – tylko bez skojarzeń), zauważył olbrzymią moc – moc miejsca poza czasem. W dużym skrócie:
-To jest Awalon. – powiedział Severus.
-Co????! – odparł pytaniem na pytanie Łapa.
-Awalon. – powtórzył Severus i dodał: – Mam nadzieję, że wiesz, co to jest.
-To te historie o Arturze, mieczu, Keju, Merlinie, dziwnym małżeństwie na skutek śmierci męża i przybycia zakochanego wroga pod jego postacią trzy godziny po śmierci autentyka, kolistym stole, większej ilości mieczy, zbrojach, Lancelocie, Złotym Gralu, Pani Jeziora itd.? – spytał Syriusz.
-Tak. – potwierdził Snape – ale może zobaczymy, co kryje następne przejście. – zasugerował.
-I zostawimy tę legendę tu? – zdziwił się Syriusz.
-Tak. – odparł Snape, ciągnąc Blacka za szatę (i bynajmniej nie za łapę)
-I… - tu wskazał wymownie.
-Tak. Zostawiamy to i idziemy szlakiem dziur w murze. – stanowczo stwierdził Severus, poczym dodał – Nie zmuszaj mnie, bym cię ciągnął na smyczy!
-No dobra. – zgodził się niechętnie Syriusz.

***

Sam pozbawiona kontroli nad własną mocą – to było to, czego Nianie Ogg nie lubią najbardziej – nie lubią wcale, ale mają na to znikomy wpływ. Co innego orangutany. Ich nie imają się jakiekolwiek zasady, nawet ortografia średniowieczna w postaci jerów (jarów?). W związku z tym orangutan postanowił wkroczyć do akcji. To miała być bardzo ciekawa i niebezpieczna akcja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:42, 30 Cze 2009    Temat postu:

60
Dumbledore był skołowany, bo:
1)był środek nocy
2)moc Sam uaktywniła się, a to było gorsze niż cokolwiek innego
3)Niania sobie poszła
4)pani Ogg się na niego pogniewała
5)zapowiedziała, że jej syn zajmie się nim, jak będzie natrętny
6)właśnie dostał w twarz
Tak więc jego sytuacja nie zapowiadała się zbyt dobrze.
-Przynajmniej nie mam w tej chwili na głowie Sam. – pomyślał.

***

Miał rację. Ta chwila okazała się chwilą zupełnie odmienną niż to było założone w normalnym tego słowa znaczeniu, ale to szczegół. (Ludzie, ratunku! Co się tu dzieje! Nie wiem, co się tu dzieje! Ale co mi tam, piszę dalej! Większych głupot to ja jeszcze nie czytałam i w dalszym ciągu nie wiem, o co chodzi, albo i nie oraz i nie tylko).
Sam wylądowała wdzięcznie na biurku Knota. Problem w tym, że dziewczyna ni stąd ni zowąd tylko z Hogwartu, która nagle ląduje na biórku (wg. pisowni Mickiewicza), nie należy do codzienności. Sam najwyraźniej wcześniej była gdzie indziej (tylko gdzie! – to pytanie pozostaje bez odpowiedzi), gdyż jej ubranie stanowiły teraz: spódniczka odpowiedniej długości, bluzeczka z odpowiednim dekoltem w kolorze odpowiednim, oraz nieodłączna szata. Należy wspomnieć o butach – takiego obcasa to Sam nawet nie widziała. Gęsty włos koloru blond powiewał jej na wietrze (przeciągu), a rozpuszczone kłaki za nic nie chciały wyglądać normalnie.
Więc Sam wylądowała na biurku Knota – Anglika w postaci ministra magii. Włosy opadły na nią, biurko i nie tylko. Knot uratował się ewakuacją do innej części pokoju przy użyciu blatu do pisania i krzesła na kółkach („Pomysłowi ci Mugole, he he).
Gdy Dziewicy Slytherinu udało się opanować nieład na głowie, stwierdziła, że siedzi na czymś niewygodnym i postanowiła wstać. Stanęła i… po chwili ponownie leżała – tym razem na podłodze.
-Do cukru, co jest… - zaczęła, ale przerwało jej wymowne kaszlnięcie ze strony Knota.
-Ehm?
-Czego tam? – burknęła Nehrung.
-Chciałbym zauważyć, że to moje biuro! – oznajmił Knot. – A pani się tu wdarła.
-Tak? – spytała Sam i oczy jej rozbłysły (wiadomym blaskiem), poczym podniosła się i dokuśtykała do krzesła Knota, mrucząc pod nosem:
-Kto zrobił takie buty! Co to za bluzka! Gdzie moja trampki! – i tak w kółko.
W tym czasie Knot zdążył odgrodzić się od „napastniczki”, jak ją nazwał w myślach, krzesłem.
-Który dziś?!? – spytała nie wiedzieć czemu rozkazującym tonem.
-Dwudziesty dziewiąty sierpnia. – odparł zgodnie z prawdą minister, nie wiedząc:
1)dlaczego odpowiada
2)po co odpowiada
3)po co komu te informacje
4)kto to jest
-Będę musiał pomówić z moją sekretarką.
-Cofnęłam się aż o tyle? – zdziwiła się dziewczyna.
-Kim jesteś, bo będę musiał użyć środków przymusu w postaci pojedynku.
-Jak miło. – Sam uśmiechnęła się słodko. – Więc o co się pojedynkujemy?
Wystarczy wspomnieć, że Knot nie był zachwycony przyjęciem wyzwania.
-No, o co? – dopytywała się, nerwowo stukając obcasem w nową podłogę w gabinecie.
-O uniewinnienie Syriusza Blacka? – spytał o pierwszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy.
-Zgoda! – odparła.
-Nie krzycz.
-Przepraszam.
-To zaczynajmy. – stwierdził Knot.
-Mam pytanie. – zauważyła Dziewica Slytherinu.
-Tak? – Knot był zły. Jego propozycja pojedynku została przyjęta, a to niewybaczalne.
-Czy można używać mugolskich środków przymusu bezpośredniego i nie tylko? – spytała.
-Nie!
-Na pewno?
-Tak!
-To dlaczego nigdzie tego nie zapisano? To znaczy, że nie można.
-Nie mam pojęcia – odparł Knot zgodnie z prawdą.
-A podręczny podręcznik nie stawia takich wymagań.
-To bzdura. – Knot opuścił różdżkę.
-To można czy nie? – dopytywała się dziewczyna.
-Nie! – urwał dyskusję zirytowany Knot.
-Nie chciałabym ci zrobić tego, co pani Pomfrey.
-Co?
-Nic.
-To była groźba. – Knot się zdenerwował.
-Nie. – odparła ?Dziewica Slytherinu.
-Nie wiem, co jej zrobiłaś, ale mnie nie pokonasz ani nie przestraszysz.
-To można czy nie? – dopytywała się dalej Sam.
-Rób, co chcesz. – i uderzył do ataku.
Sam uchyliła się bez problemu i, chwyciwszy biurko, skupiła siłę woli (wole to ma kura – dop. Chomik), poczym je podniosła i zablokowała Knota razem z jego zaklęciem. Minister padł zemdlony. Sam popatrzyła na niego, pokiwała głową i zniknęła.
Gdy Knot się ocknął, stwierdził, że przegrał.
-Poszła sobie. – pomyślał. – i nikt mnie nie zmusi, bym dotrzymał słowa.
Był skłonny w to wierzyć do czasu, gdy zobaczył małe pudełeczko (+ kokardka) i liścik.
„To na wypadek, gdybyś zapomniał.” – brzmiała treść liściku. Wiedział, że pudełeczko zawiera nagraną rozmowę.
-Sprytna. – stwierdził. Zauważył, że na spodzie pudełka jest coś napisane:
„Nie dotrzymasz słowa, to ja tu wrócę” – brzmiał napis.
-To muszę się wywiązać – stwierdził niechętnie. – Proszę przynieść mi kartę 23 21324 W28 – zażądał od sekretarki. Po chwili dodał:
-I konferencję dla prasy zwołać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Ferajny Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 1 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin