Forum Forum Ferajny Strona Główna Forum Ferajny
Forum Świstaków
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dziewica Slytherinu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Ferajny Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 8:36, 04 Lip 2009    Temat postu:

147
-Co ty tu robisz? – spytał Rasemus Vilages, widząc Sam przemierzającą z dość dużą prędkością korytarz.
-Idę. – odparła, zatrzymując się. – A teraz stoję, widzi pan?
-Powinnaś być na lekcjach, a za włóczenie się po szkole podczas zajęć będę musiał odjąć ci punkty i zaprowadzić do wychowawcy.
-Co to to nie! – i oznajmiwszy te słowa numerologowi, telepnęła się parę metrów dalej, co dało jej przewagę, więc zwiała.

***

-Ehm… panie Filch? – spytał Łapa.
Zapytany łypnął na niego groźnie i odpowiedział pytaniem:
-A ty, Black, czego tu?
-Ehm… no… tego… mógłby pan nam pomóc w szukaniu dwóch Ślizgonek? Zamek jest duży, no i jakoś się…
-Tak?
-…zapodziały. – dokończył Łapa.

***

-Niech no ja dorwę Blacka. – mamrotał Miszczunio w swoim gabinecie.

***

Czwarte piętro było spokojne. Syriusz rozejrzał się po korytarzu i nic.
-Kogo ja właściwie szukam? – zaczął się zastanawiać. Na horyzoncie zamajaczyła jakaś sylwetka. Sam! Stój! – krzyknął i pognał k’niej. Najwyraźniej Jungfrau nie uśmiechała się perspektywa spotkania z kimkolwiek, więc zaczęła uciekać.
-Stój! – polecił, ale ona oczywiście go nie słuchała. Skręciła w boczny korytarz i zniknęła mu z oczu.
-Do jasnego cukru, gdzie ona jest? – zastanawiał się, oglądając dokładnie ścianę. – Cukier! – zaklął i uderzył w mur pięścią. Ściana obróciła się, pokazując przejście. – O tym nie wiedziałem. – doszedł do wniosku Łapa i wszedł do jasno oświetlonego korytarza. Przemierzył go szybkim krokiem. Na końcu były drzwi, do tego były otwarte, były…
Przekroczywszy próg, Black znalazł się w dość dziwnym pomieszczeniu. Zewsząd gapiły się na niego błękitne oczy. Wzdrygnął się. Mierzeja stała na środku i uważnie mu się przyglądała.
-Proszę dać mi spokój. – poleciła ni z tego, ni z owego i obróciła się do niego plecami, demonstrując w ten sposób swe niezadowolenie z obecności Syriusza.
-O co ci chodzi? – spytał.
-Może to ja powinnam zadawać pytania?!
-Nie rozumiem, o co chodzi. – skwitował.
-Może o to? – tu rzuciła k’niemu nieco zwiędłą czerwoną różę, tą samą, którą znalazła podczas lunchu dnia poprzedniego na swoim talerzu. – I to, co wisiało w Wielkiej Sali podczas śniadania?
-To nie… - Łapa wskazał na kwiatek.
-A mnie to cukier obchodzi pańskie zdanie, kiedy znam prawdę! – tu wyciągnęła dłoń przed siebie i na ścianie pojawiła się scena, gdy Syriusz układa kwiatek, poprawia bilecik i chyłkiem wychodzi. – To niby nie był pan?!
Black milczał.
-A dzisiejszy popis był tym, co przepełniło czarę! – kontynuowała. – Potrafi się pan tylko naśmiewać i niszczyć!
Spokojnym krokiem wyszła z sali, zostawiając Łapę własnym myślom na pożarcie.
Syriusz stał przez chwilę i przyglądał się napisowi nad drzwiami: „Transformator blokujący”.
-Czyli w Hogwarcie jest takie miejsce. – doszedł do wniosku Łapa, poczym sobie poszedł.


148
Lunch okazał się czasem niezwykłym i nie chodzi tu o ilość jadła, czy czegoś tam innego na półmiskach, tylko o słowa skierowane do ogółu:
-Nalegam, byście postarali się w końcu znaleźć swoje koleżanki. – co z wiadomych przyczyn wywołało początkowo zdziwienie, zaskoczenie i szok, a następnie dziki pęd ludzi w kierunku wyjścia. Pragnę zauważyć, że:
1)Sam, Lara i Severus byli z przyczyn różnych (czytaj: nieznanych jeszcze autorowi) nieobecni
2)Następne lekcje upłynęły nauczycielom na godzinach lekcyjnych bez uczniów
3)Jedynymi obecnymi były Hermiona i Chomik, bo jakżeby tu „zmarnować godzinę lekcyjną”?
4)Albus był zdziwiony tym pospolitym ruszeniem
5)”Szukajcie, a znajdziecie” nie okazało się w tym przypadku odpowiednim tekstem obrazującym sytuację, bo:
a)gdzie kucharek sześć, tam myszy harcują
b)to, co wisi, nie utonie
c)baba z wozu, kotu lżej
d)gdzie dwóch się bije, tam reszta też
e)niekiedy trafia się ślepemu koniowi ziarno.
Z wyżej wymienionych powodów ludzki tłum spowodował tylko:
1)nieliczne straty materialne
2)duże urazy psychiczne u Pani Norris
co z kolei wprowadziło niezdrową atmosferę.

***

Sam wbiegła do pierwszego lepszego gabinetu. Była ścigana i postanowiła się ukryć. Pech chciał, że był to gabinet Miszczunia.
-Mówiłem precz!!! – krzyknął, gdy usłyszał, że ktoś jednak próbuje się tu dostać. – Precz!!!
-Powtarza się pan. – zauważyła chłodno Sam.
-Co ty tu robisz? – Snape spojrzał na nią zdziwiony.
-Uciekam, jak pan widzi. – poinformowała go, zamykając drzwi jakimś zaklęciem.
-Gdzie ty masz laskę? – spytał z naganą w głosie, zmieniając temat.
-Tu. – pokazała mu dłoń. Na środkowym palcu miała pierścionek – srebrzysto-zielony, przypominający kształtem węża.
-Sprytne. – ocenił.
-Teraz wszyscy mnie szukają. – tym razem to ona zmieniła temat.
-Dlaczego? – spytał zdziwiony.
-Nie mam pojęcia, ale mnie szukają. – stwierdziła.
-Może mi to jednak wytłumaczysz. – zaproponował Snape.
-Nie mam zamiaru panu czegokolwiek tłumaczyć. – ostrzegła.
-Znowu mówisz do mnie per „pan”. – poinformował ją.
-A powinnam inaczej? – spytała.
-Umawialiśmy się - zaczął jej tłumaczyć Severus. – że mówisz mi po imieniu.
-Dlaczego?
-Cały czas tylko pytasz, więc odpowiem inaczej. Jak byś do mnie mówiła, gdybym był twoim mężem?
-?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 8:36, 04 Lip 2009    Temat postu:

149
-Jesteś niesprawiedliwa w ocenia sytuacji. – powiedział Voldemort po przeczytaniu listu. – Czy ja chcę tak wiele?

***

-To nie ma sensu. – doszedł do wniosku Piecek.
-Ależ oczywiście, że nie ma. – przytaknęła Mirtle.
Szli właśnie jednym z korytarzy trzeciego piętra, gdy dołączyła do nich Chomik.
-To jest jak szukanie czegoś, co jest szybsze i lepiej wyposażone od nas. – oznajmiła.
-Mrówki? – spytała Mirtle.

***

-Może mi pan powiedzieć, o co panu z tym mężem chodziło? – Sam patrzyła na niego dziwnie.
-A ty cały czas swoje. – oburzył się. – Czy nie przechodzi ci przez usta moje imię?
-A co to ma do rzeczy? – Sam była zdziwiona.
-To, że powinnaś wywiązywać się ze zobowiązań.

***

-A może poszukałbyś w końcu tych dziewczyn? – zasugerował Redgrave Vilagesowi.
-A po co?

***

-Ja ich w życiu nie znajdę. – poinformował Łapa sam siebie.

***

-Jakich zobowiązań? – spytała Sam, patrząc na niego nieufnie.
-Mniejsza o to. – odparł Snape. – Może mi powiesz, przed kim uciekasz?
-Przed ludźmi.
-To całkiem zrozumiałe.
-Nic nie jest zrozumiałe! – odpaliła. – Nic pan nie rozumie!
-I znowu mówisz do mnie „pan”. – poinformował ją.
-A co to ma do rzeczy? – uważnie lustrowała Severusa wzrokiem.
-To chyba jest zrozumiałe.
-Nie.

***

Puk! Puk!
-Severusie, jesteś tam? – to był Łapa. Naj(nie)wyraźniej postanowił sprawdzić, czy Miszczunio w dalszym ciągu się dąsa.
Snape nakazał Sam gestem, by milczała, a osobiście krzyknął:
-Precz!
-Mógłbyś wymyślić coś nowego, bo to staje się nudne. – poinformował go Syriusz.
-Idź precz!
-To już było. – dobiegł ich głos Blacka.
-Idź precz, pomiocie szatański! – oznajmił Severus.
-Tylko bez takich! – zagrzmiał protest zza drzwi.
Sam podeszła do Snape’a i szepnęła mu cos do ucha. Severus uśmiechnął się i powiedział:
-Lass mich in Ruhe!
-Całkiem ciekawe. – powiedział Łapa.
-Hinaus! – dodał Snape.
-To może ja nie będę ci przeszkadzał. – to powiedziawszy, Syriusz oddalił się. Snape rozejrzał się za Sam, ale jej już nie było.


150
Biegła szybciej i szybciej, a gonił ją upiorny śmiech dochodzący zewsząd i znikąd jednocześnie.

***

Snape otworzył drzwi i pech chciał, że korytarzem przechodziła grupa Gryfonów z Chomikiem na czele oraz Bu i Mirtle na przeciwległym końcu. Chomik, dojrzawszy Severusa, oznajmiła wszem i wobec (tylko nie mam pojęcia czego):
-Pan żyje!
-Jaka szkoda. – mruknęła Bu. – Miałam nadzieję, że się gdzieś zapodział.
-Parvati mówiła – szepnęła Mirtle. - że zamknął się w swoim gabinecie i nie chce wyjść.
-Obraził się na Syriusza. – dodał Ron.
W tej chwili grupa minęła Snape’a, więc wszyscy uśmiechnęli się do niego, Chomik zrobiła maślane oczęta, Ginny zerknęła na profesora [a jej wzrok był pytaniem jednym z tych w stylu „Co ja robię tu (u-u!)?” lub „Czy jak spojrzę na pana bardziej krzywo niż zwykle, to dostanę szlaban?” – pytania te nie były jednak pytaniami błahymi, bo Ginny nie miała pojęcia, jak zareaguje Snape. Zresztą nikt nie miał pojęcia.), Mirtle zaczęła chichotać, Piecek był zły, a Pottera nigdzie nie było.
Severus popatrzył na tą czeladkę i oznajmił:
-Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów za włóczenie się po korytarzu w czasie zajęć!
-I znowu za nic! – zaprotestowała Bu. – Jak pan może?!
Z nieznanych nikomu przyczyn na horyzoncie pojawiła się Sam i powiedziała:
-No właśnie!
Panie profesorze!
Jak pan tak może!
-Zamilcz, niewiasto! – polecił.
-Ani mi się śni
milczeć wtedy gdy…
-Czy wyrażam się jasno?
-Nie.
Gryfoni stali zdziwieni tą sceną. Mierzeja natomiast kontynuowała niezrażenie:
-Nigdy nie wyrażał się pan bardziej ciemno.
-Myślałam, że szukamy Sam. – Szepnęła Mirtle. – Ale jak widać na załączonym obrazku, wcale nie trzeba jej było szukać. Osobiście się znalazła.
-O czym ty cukrzysz, dziewczyno? – Miszczunio skierował te słowa do Sam.
-Ja?
-Tak.
-O tym, że znowu pan niesłusznie odejmuje komuś punkty. – poinformowała go.
-Nie ma ich na lekcjach!
-To nie moja wina!
-Więc o co chodzi?
-O bezprawie! – oznajmiła.
Severus nie bardzo rozumiał, o co chodzi, więc wrzasnął na Gryfonów:
-Hinaus!
Nie trzeba było ich poganiać. Gdy tupot nóg umilkł, Miszczunio zwrócił się do Sam.
-Dlaczego znów mówisz do mnie „pan”?
-Dobrze, jeśli ci tak na tym zależy, Severusie, to nie będę się do ciebie odzywać! – to powiedziawszy, poszła sobie.
-Jestem idiotą. – doszedł do wniosku Snape i wrócił do gabinetu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 8:36, 04 Lip 2009    Temat postu:

151
-Czy ja zawsze muszę osiągać sukces po trupach? – spytał Voldemort Glizdogona.
-Aż tak późno? – dało się słyszeć pytanie. Autorką była Marianna.
-Co ty tu…? – zaczął, ale babcia przerwała mu w taki sam sposób, jak robiła to Sam:
-Nie twoja sprawa!
-?
-Ostrzegam cię! Jeśli nie dasz nam spokoju, to osobiście postaram się, by twoje święta wyglądały dla ciebie gorzej niż dla nas.
-Nie rozumiem dlaczego… - zaczął Voldemort, ale babcia obróciła się na pięcie i telepnęła się gdzieś.
Voldemort usiadł w fotelu, pokręcił głową i westchnął:
-Ach, te kobiety…

***

Dobiegła do drzwi. Otworzyła je jednym szarpnięciem i zamarła. Stał tyłem do światła i nie widziała jego twarzy, ale była pewna, że się uśmiecha i nie był to miły uśmiech. Wyciągnął rękę w jej kierunku i poczuła, jak unosi się w górę, poczym uderza w ścianę. Potem świat zgasł.

***

Piecek maszerował w kierunku Sam, która siedziała na parapecie. Podszedłszy do niej, spytał:
-Widziałaś Chomika?
-Biblioteka. – padła węzłowata odpowiedź.
-Dzięki. – rzucił, odchodząc.
-Pilnuj Malfoya. – odbiegł go jej głos. Gryfon obejrzał się i spytał:
-Dlaczego?
-Nie pozwól, by stanął z Nim oko w oko. – mówiła matowym, pozbawionym czegokolwiek własnego (w sensie osobistego przekonania).
-Z kim?
-Idź. – poleciła i telepnęła się gdzieś.

***

-Same z wami kłopoty. – oznajmił uczniom przy kolacji Snape i wyszedł.
-Czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co chodziło? – spytał Dumbledore.
-O to. – Minerwa wskazała na Syriusza i Lupina.
-Ale oni nie są uczniami. – poinformowała wszystkich Andromeda Black.
-To nie szkodzi. – włączyła się pani Sprout. – Zachowują się gorzej niż wówczas, gdy byli uczniami.

***

-Czy ktoś widział Larę Nox? – spytała Patis.
-Nie. – odparł Shark. – A widziałaś Malfoya?
-Nie.
-A, to trudno.

***

Dumbledore usiadł za biurkiem i wziąwszy do ręki pióro, zaczął się zastanawiać.
-Kurde, jak to zacząć?

***

-Sam! Hej! – Potter zauważył ją, gdy sunęła do dormitorium.
-Hej! – odpowiedziała i już zupełnie innym tonem warknęła: - Czego?
-Voldemort coś… - zaczął, ale mu przerwała.
-Szykuje. Wiem.
-Aha.
-Miło, że zauważyłeś. – i poszła sobie.


152
Był późny wieczór. Sam chwyciła swoją książkę od numerologii i oznajmiwszy wszem i wobec, że wychodzi, poszła na dach wieży Sybilli. Czekała na nią paczka dostarczona przez wielką czarną sowę, która w tej chwili spoglądała z zaciekawieniem na dziewczynę rozplątującą sznurki, papierki i tego typu rzeczy. Sam przyjrzała się temu, co wyciągnęła.
-Co to, do jasnego cukru, jest? – zobaczyła bilecik i pokręciła głową. Treść brzmiała:
„Twoja matka w ferworze zajęć zapomniała o Mikołajkach, więc postanowiłyśmy ci przysłać prezent łączący te dwie uroczystości. Zakładam, że wiesz, o co mi chodzi i już nie dziwi cię termin.
To jest nowy rodzaj miotły. Podobno premiera rynkowa zapowiedziana jest na 19.XII. w Montrealu (nie wiem po co tak daleko). „Sza” – bo tak nazwała ją twoja matka (nie rozumiem dlaczego) jest najprawdopodobniej dużo lepsza od twojego ostatniego Nimbusa i taj Błyskawicy z którymś tam numerkiem.
Zawsze pamiętająca
Babcia
PS: Nie zapominaj o szaliku.
PS2: Twój brat zdał jakiś mugolski test i stryjeczny dziadek Cecyl urządził imprezę.
PS3: Swoją Błyskawicę oddaj komu chcesz, bo mi już się komórka na miotły zapchała i posiadam wszystkie możliwe modele mioteł. Postanowiłam zorganizować mugolską akcję „Pozamiataj chodnik”, ale to dopiero wiosną, wówczas pozbędę się tych gratów.
PS4: Strzeż się dziadka (wiesz którego)
PS5: Twój dziadek ograł w karty jakiegoś zamożnego mugola i teraz czeka na ciebie nowy dom (zimowy – jak to ujęła twoja matka) pod Warszawą – na zupełnym odludziu. Przeprowadzkę uznałam za bezsens, ale i tak się przeprowadziliśmy.
PS6:Rodzice Andromeda pytają się o nią; o Bu też się pytają; tata Chomika chce wiedzieć, czy była u okulisty. Ogólnie głowy rodzin twoich koleżanek chcą wiedzieć, czy dobrze się odżywiacie i czy nosicie czapki, oraz czy nie macie zapalenia gardła.
PS7: Odeślij Kropkę do domu wraz ze swą tą połamaną różdżką, to ją Iwanowicz odrestauruje w miarę możliwości.”
-Masz. – Sam dała sowie mały płócienny woreczek. – Lecz!
Ptak bezszelestnie poruszył skrzydłami i po chwili zniknął w mroku.

***

Sam przyjrzała się uważnie miotle. Była inna. To można było zauważyć na pierwszy rzut oka. Rączka podobna nieco do błyskawicy miała liczne rzeźbienia, które Sam zinterpretowała jako zdanie po klatchańsku o treści: „Odwal się, głupia krowo, bo jak mi nie zejdziesz z drogi, to pożałujesz!”. Rączka lśniła, witki w ogonie też lśniły, więc Sam, nie widząc przeciwwskazań siadła na miotłę. „Sza” sunęła w powietrzu.
-Nieźle. – oceniła Sam. – Może szybciej?

***

Syriusz wpatrywał się nieprzytomnym wzrokiem w okno. Nagle zobaczył złotą smugę. Poderwał się, ale doszedł do wniosku, że to były zwidy.

***

-Chodź, kochana. – Filch szedł korytarzem. – Mamy robotę.

***

Sam wleciała przez otwarte okno do sypialni Ślizgonek, nie budząc nikogo. Schowała miotłę pod łóżko i udała się do łazienki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 8:37, 04 Lip 2009    Temat postu:

153
Syriusz myślał, że to senna mara, ale najwyraźniej nią nie była. Najwyraźniej była to Sam odziana w białą, długą, sznurowaną pod szyją koszulą nocną. Jej włosy powiewały na przeciągu, a Black nie miał pojęcia, co ona na tym zimnym korytarzu robi, do tego bez kapci czy też innego materiału izolacyjnego służącego do ochrony stóp. Zbliżała się bardzo szybko, a jej wzrok budził grozę.
-Co ty tu robisz? – spytał, uważnie jej się przyglądając.
-On tu był. – stwierdziła.
-Kto?
-On. – odparła i poszła dalej.
-Hej! A ty gdzie idziesz? – spytał.
-Tam. – wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku. – Proszę obudzić panią Pomfrey i Severusa.
-Jesteście po imieniu? – spytał zdziwiony.
-Jeśli ma pan jakieś problemy z tego powodu, to mogę i panu mówić po imieniu. – to powiedziawszy, poszła sobie.
Łapa stał nieco zdezorientowany, poczym pognał do pokoju Severusa.

***

Severusa wyrwał ze snu dźwięk, który właściwie nie był dźwiękiem, tylko łomotem.
-Kto to? – jęknął, przewracając się na drugi bok, i zatkał ewentualny dopływ dźwięków poduszką, jednak nie udało mu się osiągnąć zamierzonego efektu. Zrezygnowany wstał, otworzył drzwi i siląc się na groźny ton, spytał:
-Czego?
-Sam powiedziała, że mam cię obudzić. – głos Syriusza wyrwał Snape’a z błogiej (jeszcze) nieświadomości.
-Co?
-Sam…
-Co ty tu robisz? – Miszczunio spojrzał zdziwiony na tego człowieka, który śmiał go obudzić.
-Budzę cię. Sam powiedziała, że idzie tam, że On tu był, choć ja nie mam pojęcia, o co jej chodziło. Kazała obudzić ciebie i Poppy, więc idę do niej, a ty się ubierz. – spojrzał na długą, czarną piżamę Severusa.
-Co? – niestety, nie uzyskał odpowiedzi, bo Syriusz poszedł sobie.

***

-Poppy! Wstawaj! – Syriusz szturchnął pielęgniarkę.
-Cco? – podniosła głowę znad biurka.
-Zasnęłaś, a ja cię budzę.
-Po co, Syriuszu? – spytała nieco nieprzytomnie.
-Sam prosiła, aby cię obudzić.
-Więc co ci się stało? – spytała.
-Nie mi, tylko nie wiem komu.
-To po co mnie budzisz? – zdziwiła się.
-Chodź. – ciągnąc ją za rękaw wyprowadził ze skrzydła szpitalnego.

***

Severus otrzymał telepatyczną wiadomość o następującej treści: „Znalazłam ją w łazience Marty”. W dalszym ciągu nie rozumiejąc, o co chodzi, przebrał się i udał na drugie piętro. Dogonił go Syriusz prowadzący zaspaną Poppy.
-Wiesz, o co tu chodzi? – spytał Łapa.
-Kogoś znalazła Sam.. – warknął Snape.
-Aha.
Weszli do łazienki i pierwszym, co zobaczyli, była Marta.
-Hi! Hi! Hi!
-Precz! – warknął Severus.
-Krzyczy pan na mnie! (chlip!) – duszyca zalała się łzami i zniknęła za ścianą.
Sam trwała pochylona nad Larą.
-Co się stało? – spytał Severus.
-On tu był. Ma Malfoya i Katy.
-O czym ty mówisz? – spytała Poppy.
-Nie mam czasu. To lista obrażeń. – wręczyła ją Severusowi. – Nie pozwolę ich tam zaciągnąć. – to powiedziawszy, telepnęła się. Syriusz wykazał się refleksem, bo w ostatniej chwili chwycił Sam za rękaw koszuli.
-Cukier. – zaklął Severus.
-Spokojnie, czym się przejmujesz? – odezwała się Poppy. – Są młodzi i…
-Dobrze się czujesz, kobieto? – spytał Severus.
-Tak.
-To masz tą listę obrażeń i zajmij się nią, bo ja idę do dyrektora. – to powiedziawszy poszedł sobie.
Pomfrey popatrzyła na oddalającego się Miszczunia nieco mętnym wzrokiem i, zapoznawszy się z listą obrażeń, przetransportowała Nox do skrzydła szpitalnego.

***

-Albusie, otwórz te drzwi do ciężkiego cukru! – te słowa wyrwały dyrektora ze snu.
-Kto zakłóca ciszę nocną? – spytał, zapalając świecę i powoli zwlekając się z łóżka.
-To ja, Severus Snape. – padła odpowiedź.
-Slytherin traci dziesięć punktów. – stwierdził zaspany dyrektor.
-Pragnę zauważyć – odezwał się Snape – że nie jestem uczniem tylko nauczycielem i nie możesz mi odejmować punktów.
-Szkoda. – mruknął dyrektor i otworzył drzwi. – Po co mnie budzisz?
-Sam się telepnęła.
-Robiła to wielokrotnie.
-Ale teraz wraz z Syriuszem. – argumentował Miszczunio.
-O ile się nie mylę, to z tobą też to robiła. Teraz czas na Syriusza.
-Odnoszę wrażenie, że twe słowa, Albusie, mają przynajmniej dwuwymiarowy wydźwięk. – Snape miał naganę w głosie.
-Nie miałem takiego zamiaru.
-To dobrze.
-Mam nadzieję. A tak na marginesie, to tylko po to mnie obudziłeś?
-Sam znalazła Larę. – odparł Severus.
-Jak się telepnęła?
-Nie, wcześniej.
-A, to dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 8:37, 04 Lip 2009    Temat postu:

154
-Niech się pan trzyma. – dobiegło Syriusza stwierdzenie Sam.
-Ale czego? – pomyślał, zaciskając palce na rękawie koszuli Sam.

***

-Co jej? – zainteresował się Albus, wchodząc do skrzydła szpitalnego.
Poppy podała mu listę.
-Rany kłute? – zdziwił się. – Szarpane?
-A czego się spodziewałeś? – zakpiła Poppy. – Króliczka doświadczalnego?
-To może ja sobie pójdę. – zaproponował Albus, wycofując się w kierunku drzwi.

***

Syriusz obudził się. Nad sobą miał niebo. Tak przynajmniej sądził. Po kilku minutach doszedł jednak do wniosku, że niebo owszem jest, ale jakieś gałęzie widok mu zasłaniają. Niezaprzeczalnie był dzień, co nieco zdziwiło Łapę. Nie chciało mu się wstawać. Leżenie na trawie z poduszką pod głową bardzo mu odpowiadało. Zaczął analizować fakty i spostrzegł, że:
a)poduszka się rusza
b)poduszka jest ciepła
Doszedł do wniosku, że:
a)to nie jest poduszka
b)w takim razie co to jest?
Szybko usiadł i ocenił sytuację. Zdecydowanie nie była to poduszka.
Sam przeciągnęła się.
Syriusz doszedł do wniosku, że coś jest nie tak.
-Co ja tu robię? – spytała dziewczyna.
-Nie wiem. – odparł zgodnie z prawdą. Odetchnął z ulgą i dziękował niebiosom, że obudził się pierwszy, bo byłoby z nim krucho, gdyby to ona pierwsza oprzytomniała. Zapewne nie spodobałoby jej się, gdyby pierwszym, co zobaczyła, była jego głowa na jej biuście.

***

-Glizdogonie – polecił Czarny Pan. – podnieś klapę.

***

-To pańska wina! – oznajmiła Sam zdziwionemu Syriuszowi.
-Co? – spytał zdezorientowany.
-Przez pana źle obliczyłam kąt i wylądowaliśmy tutaj.
-W sensie gdzie? – spytał.
-Mnie pan pyta?! – żachnęła się dziewczyna. – Wmieszał się pan ze swoją masą i parametry lotu się nie zgodziły!
-To co teraz?
-Teraz to ja idę jak najdalej od pana. – to powiedziawszy, wstała, a spostrzegłszy się w stanie takim, a nie innym, tylko piżamowym, jednym gestem przewdziała się w normalny strój hogwarcki.
-Czekaj! – zawołał Łapa za oddalającą się Sam. – Idę z tobą!
-Jeszcze czego. – dobiegł go z oddali jej głos.
Syriusz chciał wstać, ale natychmiast zaprzestał działań mających na celu uzyskanie pozycji pionowej. Wzrok utkwił w jednym punkcie. Tym punktem okazał się grot strzały. Black otworzył szerzej oczy. Miał dziwne wrażenie, że ma zwidy. Łucznik albo raczej łuczniczka nie wyglądała na człowieka. Wyglądała na…
-Elf? – spytał sam siebie.
-A czego się spodziewałeś, człowieku?


155
Magię było czuć na każdym kroku.
-Gdzie ja właściwie jestem? – zaczęła zastanawiać się Mierzeja. – Na pewno nie tu miałam trafić.

***

-Co on sobie myśli?! – powiedziała Marianna, czytając list, który otrzymała z rana. – Kim on jest, że…
-Mamo, daj sobie spokój. – dał się słyszeć głos z oddali.
-Jolka, ja lecę do tego całego dyrektora, a ty zajmij się strojem na prezentację tej miotły.
Gdy za babcią zatrzasnęły się wrota (niekoniecznie piekieł) z ostatnich drzwi po prawej wychyliła się rozczochrana głowa, zdecydowanie żeńska. Z jej ust padło jedno zdanie:
-Nie mów do mnie „Jolka”.

***

-Proszę, intruz. – teraz Łapa nie miał już szans na ucieczkę. Otoczony przez dwunastu Elfów nie zdążyłby nawet wyciągnąć różdżki, a gardło przeszyłaby mu strzała.
-Zaraz przyprowadzimy tu tę dziewczynę. – zapewniła go Elfka.
-Zostawcie Sam w spokoju. – warknął Syriusz.
-Znalazł się obrońca. – prychnął najbliżej stojący Elf.
Spomiędzy drzew wyłoniła się Sam z laską w dłoni.
-Witam. – powiedziała lodowatym, acz uprzejmym tonem.
Bez zapowiedzi strzały pofrunęły w jej kierunku. Wprawiła laskę w ruch i odbiła wszystkie – żadnej magii, tylko czysta fizyka.
-Co zrobiłaś z Less i Browny? – spytał Elf, ponownie napinając cięciwę.
-Żyją. – odparła Sam, uznając taką odpowiedź za wystarczającą.
Kolejna seria potraktowana została podobnie.
-Wypuśćcie Syriusza, a nikomu nie stanie się krzywda. – powiedziała Mierzeja.
-Mamy zaufać człowiekowi? – oburzyła się Elfka.
-To my mamy przewagę. – powiedział złotowłosy Elf, uśmiechając się tajemniczo.
-Nie sądzę. – powiedział Syriusz.
-Zamknij się. – poleciła Sam, do czego Black się szybko zastosował.
-Możecie strzelać w nieskończoność. – powiedziała do Leśnego Ludu.
-My może tak, ale ona na pewno trafi. – tu wypuścił strzałę z łuku, co uczynili też jego koledzy. Jednocześnie krzyknął: - Selise!
Sam mogłaby zbagatelizować ów okrzyk, gdyby nie fakt pojawienia się jeszcze jednej postaci na i tak już przepełnionej scenie. Osobniczka ta została zlokalizowana przez Syriusza w odległości około trzydziestu metrów od Sam. Mierzeja natomiast nie spostrzegła jej, bo było zajęta kręceniem młynka laską celem uniknięcia trafienia.
-Sam! Uważaj! – wrzasnął Syriusz.
Dziewica Slytherinu zerknęła przez ramię i najwyraźniej nic nie zobaczyła.
-Nie ruszaj się. – polecił złotowłosy Elf. – Selise nigdy nie chyba.
-Kto? – spytała Sam.
-Ona. – wskazał Syriusz.
-Przecież tam nikogo nie ma. – oznajmiła Mierzeja, postępując krok naprzód celem pokazania, że tam rzeczywiście nikogo nie ma. W tejże chwili doszła jednak do wniosku, że coś jest nie tak. Jak się zaraz okaże, była to trochę spóźniona konkluzja.
Sam zauważyła tylko szybko zbliżającą się strzałę, zdecydowanie za szybką. Jak łatwo wywnioskować, nie zdołała jej odbić. Kolejny wniosek nasuwa się sam (nie Sam): jeśli strzała nie została obita, to znaczy, że musiała gdzieś utkwić, a to, że utkwiła w prawym ramieniu Sam, nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem.
Mierzeja najprawdopodobniej jednak była zaskoczona, na co wskazywał jej komentarz i odpowiednio dobrana mina. Komentarz brzmiał ni mniej, ni więcej, tylko tak:
-Cukier! Cukier! Cukier! Jasny cukier!
Syriusz niezatrzymany przez Elfów, bo ich uwagę zaprzątnęła Jungfrau, podszedł do Sam, która w tej chwili wskazywała na Selise, bo najwyraźniej ją zauważyła.
-T… to… ty! To przez ciebie! – poczym (tzn. po tej dramatycznej przemowie) padłaby na murawę, gdyby nie Syriusz, który ją złapał i ułożył na trawie, unikając dotykania feralnej strzały.
-O co chodzi? – spytała Elfka nazywana Selise.
-Ty się jeszcze pytasz?! – oburzył się Łapa. – Przecież to TWOJA WINA!
Selise spojrzała na niego nieco zdziwiona, poczym spytała:
-O co chodzi?
-Odsuń się! – warknął Syriusz, wyciągając różdżkę. – Precz!
-Spokojnie. – powiedział blond-Elf.
-Precz!!! – wrzasnął Black.
-E… dlaczego mierzysz do mnie z tego badyla? – spytała Selise.
-Mam powody. – oznajmił, siląc się na zdecydowanie spokojny ton.
-Widzę. – powoli podeszła do Łapy i Sam.
-Odsuń się!
-Nie jestem pewna, czy nie uszkodziłam żadnych ważnych narządów.
-To już twój problem! Mogłabyś sobie iść? – warknął. Różdżka drżała w jego dłoni.
-Pragnę zauważyć. – powiedziała Elfka. – że coś tu jest nie tak.
Black nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale na wszelki wypadek wyciągnął przed siebie dłoń i powiedział:
-Odwal się, głupia krowo!
Selise, jakby popychana niewidzialną ręką, zaczęła się cofać.
-Nie tak ostro. – zasugerowała.
Co wy sobie wyobrażacie?! – Łapa popatrzył groźnie na Leśny Lud. – Napadacie na ludzi, a potem udajecie wielkodusznych?!
-Chodziło nam o nią, a nie o ciebie, magu. – stwierdziła Once Mori.
-Jest mi niezmiernie przykro. – sarknął Syriusz. Z jego różdżki wystrzeliły błękitne iskry.
-Zacukrzona strzała! – usłyszał przekleństwo z wysokości własnego kolana. Sam najwyraźniej oprzytomniała i zamierzała przeżyć, co niezaprzeczalnie podniosło Łapę na duchu. – Cukier!
-Chyba nic jej nie będzie. – doszła do wniosku Selise. Reszta Elfów niepostrzeżenie wymknęła się i ukryła w zaroślach.
-Jak ja… - zaczął Łapa, ale mu przerwano.
-Korniszon!
-Co? – spytał zdziwiony.
-Nie wiem, kim jesteście, przybysze, ale powinniście a nami iść. – Selise zamierzyła ich wzrokiem.
Sam także zmierzyła ją wzrokiem z odpowiedniej perspektywy i stwierdziła:
-Nie.
-Musicie… - zaczęła, ale Mierzeja jej przerwała.
-Skąd go masz?
-Co? – spytał Syriusz.
-Medalion.
Łapa przyjrzał się Elfce i powiedział:
-No właśnie.
Srebrny łańcuszek z małym zielonym wężem Slytherinu niezaprzeczalnie wisiał na szyi Elfki.
-Znalazłam.
-To należy do Katy. – stwierdziła Sam.
-?
-On tu był. – powiedziała Mierzeja. – Musimy Go znaleźć. – wstała, podpierając się laską, która w jednej chwili znalazła się w jej dłoni.
-E… tego… no… - zaczął Syriusz.
-Tak? – spytała.
-Tego… strzała…
-Aaa… - Sam spojrzała na swe ramię i położyła dłoń na brzechwie. – wyjmie się.
-Kiedy? – zainteresował się Łapa.
-Już? – strzała w dość dziwny sposób znalazła się poza ciałem Sam. Syriusz patrzył zdziwiony.
-Aha. – inteligentnie stwierdziła Selise.
-To przez ten wisiorek. – kontynuowała Sam, choć nie mam pojęcie, o który wątek chodziło.
Elfka była nieco zdezorientowana.
-?
-On nałożył na niego czar. – powiedziała Sam. – Czar międzywymiarowej bariery.
-Co? – spytał Syriusz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:51, 05 Sie 2009    Temat postu:

156
-Skoro nie mogę ujrzeć mej córy, to przynajmniej wnuczkę zobaczę. – mamrotał Czarny Pan. Glizdogon zaczynał dochodzić do wniosku, że Voldemort albo
1)ma jakieś problemy w postaci problemów
2)coś tu jest nie tak
3)jakaś kobietka kolejny raz zrobiła szefowi wodę z mózgu
4)ten nowy psychoterapeuta nie spełnia swojego zadania i należałoby go zwolnić.
Tymczasem szli tym ciemnym korytarzem prowadzącym z Miodowego Królestwa do Hogwartu. To nie była miła przechadzka.

***

-Jesteś pewny, Potter? – spytała McWiadomoKto.
-Tak, pani profesor. – odparł Harry zgodnie z prawdą.
-Jazda do dyrektora. – poleciła Minerwa, wypychając Pottera z gabinetu.

***

-Rozległo się pukanie i do gabinetu Dumbledore’a wmaszerował Harry.
-A ten tu czego? – warknął Severus, który akurat siedział na jednym z foteli.
-Ja nie do pana, panie profesorze. – powiedział Harry.
-Wnioskuję z tego, że przyszedłeś do mnie. – Albus wyłonił się z klapy w podłodze dźwigając kilka butelek jakiegoś trunku (bynajmniej nie alkoholowego). – Masz jakieś problemy, Harry?
-Rona nie ma. – padło lakoniczne stwierdzenie.
-Może pan Weasley znalazł sobie dziewczynę i nie może już spędzać z naszą gwiazdą tyle czasu co do tej pory. – powiedział Snape, ustawiając butelki podawane przez Albusa w jednej z szafek.
-Nie sądzę. – chłodno stwierdził Harry.
-Coś jeszcze? – spytał Snape.
-Voldemort… - zaczął Harry, ale Severus mu przerwał.
-Drugi raz w tym roku?! Potter, czy ty się dobrze czujesz? Może masz temperaturę?
-Czy pan coś sugeruje? – spytał Harry. – Może to, że jestem niespełna rozumu?
-Dajcie sobie spokój. – polecił Albus, siadając za biurkiem.
-Potter, nie patrz takim pożądliwym wzrokiem na te butelki. – powiedział Snape. Harry zauważył, iż profesor nie raczył odjąć mu punktów. Snape wydawał się dziwnie przygnębiony. Potter wywnioskował, że to wpływ braku Sam.
-Dziękujemy za informację. – powiedział Dumbledore.
Harry wyszedł, cały czas zastanawiając się, gdzie jest Ron, gdzie jest Sam, gdzie jest Syriusz i co się właściwie dzieje.

***

-Daj to. – powiedziała Sam do Selise. Medalion zerwał się z łańcuszka i wylądował w dłoni Mierzei.
-? – zareagowała Elfka.
-Jak On mógł?! – wysyczała Sam, zaciskając pięść. – Dajcie mi jakąś brzozę!
-Co? – spytał Syriusz.
-Ty, co ty bredzisz? – spytała Selise.
-Brzozę! Drzewo! Z liściami! – powiedziała dobitnie Sam.
-Ale po co? – spytał Syriusz nieco zdezorientowany.
-By zneutralizować. – warknęła.
-Aaa…

***

-Glizdogonie, jesteś pewny, że nie pomyliliśmy drogi? – spytał Czarny Pan.
-Raczej tak. – wydukał sługa.
-To gdzie jest wyjście?! – warknął Voldemort.
-Chyba tu. – Peter wskazał na klapę w suficie.

***

Lunch upłynął pod znakiem marchewki i groszku. Snape grzebał widelcem w talerzu. Coś było nie tak.

***

-Wyjdziemy, gdy zapadnie zmrok. – powiedział Voldemort do Glizdogona.
-Ale tu jest ciemno. – zauważył sługa.
-Nędzniku! – warknął Czarny Pan. – Ale jak głośno.
Glizdogon podniósł klapę i jego oczom ukazał się widok następującej treści: małe stopy miotające się tam i z powrotem.
-Chomik, pospiesz się! – dobiegł do głos z oddali.
-Ale nie mojego ołówka B4! Tego kupionego dwa tygodnie temu. – stwierdził poirytowany głosik.
-Chyba Hermiona go pożyczyła.
-Aha, to ją znajdę! – to powiedziawszy stópki wymaszerowały z pomieszczenia.
-Wyszły. – powiedział Glizdogon.
-Ostrożności nigdy za wiele. – stwierdził Voldemort, siadając na podłodze. Peter wzruszył ramionami.

***

-Ta się nadaje. – powiedziała Sam, wbijając medalion w korę drzewa. – To możemy się telepać.
-Gdzie? – spytał Syriusz.
-Do Hogwartu. Teraz już nic nie zrobię. – powiedziała.
-To nas opuszczacie? – spytała Selise.
-Ty idziesz z nami. – powiedziała Sam z uśmiechem i chwyciwszy Syriusza za rękaw, a Elfkę za rękę, telepnęła się.


157
Harry odczuwał dziwny niepokój i jak się okazało, miał k’temu podstawy. Sam telepnęła się akurat tuż przed jego nosem wraz z Syriuszem i…
-Yyy… - zaczął niepewnie Harry. – Kim ty właściwie jesteś? – tu wskazał na Selise.
-Elfa nie widziałeś? – spytała Sam.
-Nie. – przyznał Potter.
-Selise, to jest Harry Potter, pogromca smoków, żab w czekoladzie, nauczyciela O.P.C.M. i paru innych rzeczy. – powiedziała Allein na jednym oddechu. – Harry, to jest Selise. Przekażcie sobie znak rozpoznawczy i zajmijcie się czymś pożytecznym.
-To znaczy czym? – spytał Syriusz.
-Poszukajcie Rona. – zasugerowała Sam.
-Aha.

***

Snape zszedł do lochu i zastał tam Gryfonów i Ślizgonów w pełnym składzie (oprócz Katy i Malfoya). Otworzył z niedowierzaniem oczy i spytał:
-To ty?
-Która „ty”? – zainteresowała się Chomik, mając nadzieję, że to słowo skierowane było do niej.
-Cieszę się, że nic ci się nie stało. – kontynuował Miszczunio.
-Ehm… - głos należał do Syriusza, który wyszedł z prywatnej pracowni Snape’a.
-A ty tu czego?! – warknął Severus. – Do budy!
-Umyj włosy – zasugerował Syriusz. – bo ci łój na szatę kapie.
Dało się słyszeć westchnienie, którego niezaprzeczalną autorką była Mierzeja. Jej wzrok był pełen nagany i kilku innych składników.
-Słabo ci? – spytał z troską Syriusz. – Może ta strzała była zatruta? – zasugerował.
-Jaka STRZAŁA?!?!?! – spytał Snape.
-Możemy się zając czymś innym? – zasugerowała Dziewica Slytherinu.
-Czym? – spytał Łapa. – Czyż twe zdrowie…
Jednak jego wywód przerwał komunikat o następującej treści: „Profesor Black do mojego gabinetu”, co nie było głosem Albusa.

***

Syriusz miał niejasne przeczucie, że nadciągają kłopoty i miał rację. W gabinecie dyrektora były babcia Sam i Niania Ogg oraz butelka jabłkownika. Zdecydowanie coś było nie tak.

***

-Gdzieś ty był? – spytał Potter Weasleya po eliksirach.
-Nie twój interes. – warknął Ron i przyspieszył kroku.

***

-To jest Selise. – powiedziała Sam do wszystkich obecnych. – Ma magiczny łuk i elficką skłonność do magii i będzie was chronić. Macie się nie rozłazić! – pierwszoroczni Ślizgoni w milczeniu przyjęli tą nowinę. Nikt się nie sprzeciwił. – I żadnego łażenia po zamku, bo kark skręcę. – ostrzegła Mierzeja. Nikt przy zdrowych zmysłach jej się nie przeciwstawiał i tak też było i tym razem. – I traktować ją z należytym szacunkiem!

***

-Wezwałam tu pana – powiedziała Marianna. – gdyż doszły mnie słuchy, że przeszkadzał pan mojej wnuczce w teleportacji.
-Muszę przyznać, że jest to prawdą. – westchnął Syriusz.
-To było głupie posunięcie, młody człowieku. – powiedziała Niania, dolewając sobie jabłkownika.
-Zdaję sobie z tego sprawę. – stwierdził Łapa, a stwierdzenie tego faktu nie przyszło mu łatwo. – Jestem skłonny ponieść wszelkie konsekwencje mojego zachowania.
-O czym ty mówisz? – spytał Albus, podając mu szklankę.
-O konsekwencjach. – powiedział Syriusz.
-Czyżbym o czymś nie wiedziała? – spytała Marianna.
-A tak właściwie o co chodzi? – spytał Albus.
-Mam go dość. – powiedziała Niania, pociągając łyk ze szklanki. – Jego wypowiedzi są bez sensu. Idź stąd, młody człowieku. – poleciła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:52, 05 Sie 2009    Temat postu:

158
Kolacja upłynęła spokojnie, ale nie obyło się bez komplikacji. Na ścianie pojawiła się krwawa informacja „Ślizgoni precz!”, którą zinterpretowano we właściwy sposób. Selise odprowadziła pierwszoroczniaków i spytała Sam:
-Czy wy nie macie wychowawcy?
-Mamy, ale on jest trochę dziwny.
-Przyznaj się – powiedziała Elfka, udając oburzenie. – że rzuciłaś na niego urok.
-Ależ oczywiście. – sarknęła Sam. – Nie miałam nic lepszego do roboty.
-Żartowałam.
-Wiem. – i Mierzeja poszła sobie.
-I co ja mam tu robić? – spytała Selise, nie oczekując odpowiedzi.
-Zagrasz w szachy? – spytał Norris. Elfka była nieco zdziwiona jego propozycją.
-Chętnie. – powiedziała po chwili. – A tak właściwie to o co chodzi?

***

Po pojawieniu się napisanej krwią informacji jakoś nikt nie miał ochoty na nocne spacery po szkole. Nawet Potter pozostał w dormitorium, cały czas podejrzliwie przyglądając się Ronowi. Chomik oznajmiła z zadowoleniem, że już napisała wypracowanie na agatejski, co Bu przyjęła spokojnie (Mirtle też), Piecyk powiedział ”Wierzyłem w ciebie”, co z wiadomych przyczyn zostało zinterpretowane tak, a nie inaczej.
-Jeszcze nie zacząłem… - westchnął Harry.
-To się bierz do roboty. – poleciła Hermiona.
-Dobra. – powiedział Harry, wyciągając podręcznik z torby.
Chomik wykończona udała się na spoczynek. Bu i Mirtle jeszcze chwilę pogadały, ale one również poszły spać. Zapadła cisza.

***

Glizdogon wychylił się z klapy w podłodze, co nie było łatwe. Od razu przyłożył głową w klapę, gdyż jakaś przeszkoda blokowała wejście, nie pozwalając na szersze otwarcie otworu.
-Chlewa. – zaklął i, wyczołgawszy się, doszedł do wniosku, że jest pod łóżkiem. Szybko się przemieścił i ukrył za zasłoną. Voldemort wyczołgał się również po chwili. Pech chciał, że chwilę tą Chomik wybrała na przebudzenie. Czarny Pan akurat wstawał. Powitało go nieskomplikowane pytanie:
-Kto tu jest? – nie otrzymawszy odpowiedzi, Gryfonka otworzyła oczy i z oczywistego braku okularów, które leżały na szafce, oceniła sytuację tak, a nie inaczej. – Czy mi się śnisz?
Voldemort nie bardzo wiedział, co zrobić.
-Chyba nie śpię. – doszła do wniosku Chomik. – A więc ty jesteś duchem.
Voldemort uśmiechnął się i powiedział:
-Przykro mi, ale nie.
-Jesteś potworem z innego świata!!! – doszła do wniosku Chomik. Stanęła na łóżku a jej piżama w małe, puchate, milusie chomiczki ukazała się tuż przed nosem Voldemorta. Nastrój był dziwny, księżyc świecił, przeciągu nie było, a Chomik zaczęła się drzeć.
-Aaaaaa!!!!!!! Zboczony potwór w sypialni!!!! – i cisnęła w Czarnego Pana poduszką. Voldemort schylił się, unikając trafienia. Chciał wyciągnąć różdżkę, ale zrezygnował, gdyż dał się słyszeć głos:
-Czego się drzesz?! – to Bu usiadła na łóżku. Chciała założyć kapcie, ale zauważyła nie swoje buty wystające zza zasłony. Chwyciła więc różdżkę i dla pewności powiedziała:
-Giń! – zaklęcie trafiło Glizdogona, tyle że Bu nie wiedziała, z kim ma do czynienia.
Chomik w tym czasie wydarła się:
-Zboczeniec w sypialni!! – i cisnęła w Czarnego Pana kolejną poduszką.
-Kimkolwiek jesteś, nie ruszaj się! – powiedziała Bu, przecierając oczy, jednocześnie nadeptując na dłoń Petera i celując w Czarnego Pana. – Masz prawo zachować milczenie. Cokolwiek powiesz, zostanie użyte przeciwko tobie. Masz prawo do kata. Grozi ci kara śmierci przez zadzierzgnięcie poprzedzona dwunastoletnim pobytem w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze.
-Czy wiesz, do kogo mówisz? – spytał Voldemort. – Zaraz zginiesz.
-Co się tu dzieje? – głos należał do Pottera, który stanął w drzwiach.
-Czy ty zawsze musisz psuć moje kwestie? – spytał Voldemort z urazą w głosie.
Harry nieco się zmieszał.
-Ja nie chciałem…
Chomik doszła do zaskakującego wniosku.
-Aaa… Chłopak w żeńskim dormitorium!!!!
-Aaa… - Potter zaczął ją naśladować, poczym spytał. – A on to niby kim jest? Baletnicą?
-Zboczeńcy! – darła się Chomik, nie zwracając uwagi na to, że w drzwiach za Potterem ukazała się Hermiona. Nie zwracając uwagi na nic i nikogo podeszła do swojego łóżka i, położywszy się, naciągnęła kołdrę na głowę.
Pierwszy odezwał się Potter.
-A gdzieś ty była? – jego oskarżycielski ton mówił sam za siebie.
-A co ci do tego? – burknęła Granger spod kołdry.
-Byłaś z nim! – powiedział Potter zdenerwowany, wskazując na drzwi.
-Ehem. – zauważyła Chomik w dalszym ciągu stojąc na łóżku. – O kogo ci chodzi, Harry?
-Ten to tego… - zaczął Potter, ale mu przerwano.
-Oczywiście chodziło ci o to, że najprawdopodobniej myślał o mnie. – Ron ukazał się w drzwiach.
-To jest chore. – powiedziała Bu.
-W pełni się z tobą zgadzam. – powiedział Voldemort, wyciągając różdżkę. – Oni nie zwracają na mnie uwagi!
-Nie o to chodziło. – powiedziała Bu.
-Tego już jest za wiele!! – wydarła się Chomik. – To jest niemoralne!! Co wy robicie w naszej sypialni?!?!
-Potter, zginiesz! – powiedział ni z tego, ni z owego Czarny Pan.
-Bogowie, znowu? – Harry zaczął grzebać w kieszeni piżamy w poszukiwaniu różdżki. – Czy ty nigdy nie dasz za wygraną?

***

Sam wstała i, nałożywszy szatę, wyszła z sypialni.


159
-Należy ci się to – warknął Voldemort. – za wszystkie twoje winy.
-Przepraszam, ale dlaczego wy mi tu różdżkami machacie? – spytała Bu. – Stanowicie zagrożenie dla cywili!
-To się odsuńcie. – powiedział Voldemort. – Mam zamiar zabić Pottera.
-W naszej sypialni?! – spytała Chomik, zeskakując z łóżka i chwytając okulary oraz różdżkę, wylądowała przed Czarnym Panem. – Chcesz mi tu ducha zostawić?!?! Jak ja będę mogła potem spać, co? – jej pytanie zadane oskarżycielskim tonem wywarło nieoczekiwany skutek.
-Co?
-Precz z sypialni!!! – wrzasnęła Chomik.
-Nigdy mnie nie zabijesz. – powiedział hardo Potter.
-Dlaczego? – spytał Voldemort. – Któż mi zabroni?
-…
-To z drogi. – powiedział Czarny Pan.
-Nie!!! – powiedziała Bu. – Nie możesz!
-Podaj jeden sensowny argument. – powiedział Voldemort. – Tylko jeden, a go tylko skrócę o głowę. – jednocześnie próbował ominąć Chomika, która skutecznie mu to uniemożliwiała. Czarny Pan był poirytowany.
-Z drogi. – warknął.
-Nie możesz go zabić! – odezwała się Hermiona.
-Zamilcz, szlamo! – Voldemort skierował na nią swój wzrok. – Ty będziesz następna.
-Nie możesz. – powiedziała Chomik/
-Właśnie. – włączyła się Bu. – To by było sprzeczne z tradycją.
-Jaką tradycją? – spytali jednocześnie Potter i Weasley.
-On już jest komuś przyobiecany. – dodała Chomik.
-Komu? – spytał Voldemort.
-Sam. – powiedziała niepewnie Bu.
-Co!?!?!?!?!?! – spytał Voldemort, potrząsając z nerwów jedyną osobą, jaką miał pod ręką, bo reszta cofnęła się o krok, a mianowicie Chomikiem.
-Cóż czynisz, brutalu?! – głos należał do Piecka, który w piżamie w misie i kapciach (pluszowych ala psie łapki) właśnie celował różdżką w Voldemorta.
Voldemort puścił Chomika i popatrzył na Piecka zdziwiony, poczym spytał:
-Czy wy sobie zawsze przyjęcia w piżamach urządzacie?
-Nie. – powiedziała Chomik.
-Tylko tracę na was czas. – poinformował zebranych Czarny Pan. Otaczające go powietrze zadrgało i z dużą siłą uderzyło wszystkich Gryfonów obecnych w pomieszczeniu. Należałoby zauważyć kilka rzeczy:
1)to było dość szybkie powietrze
2)uderzyło we wszystkich, którzy stali
3)po chwili Hermiona oskarżycielsko popatrzyła na Voldemorta i powiedziała:
-Jesteś największą szumowiną na świecie.
-Dziękuję. – odparł Czarny Pan.
-Jak mogłeś?! – Hermiona chwyciła różdżkę i wrzasnęła: - Giń! Po wiek wieków, giń!
Voldemort z łatwością odbił zaklęcie Granger, co ta przyjęła z niemym zaskoczeniem na ustach.
-Hmmm…? – Czarny Pan popatrzył na Hermionę. – Któżby się spodziewał odważnej szlamy? No, no, no…
Zaklęcie spowodowało, że Gryfonka przeleciała przez niemal całą sypialnię, uderzając o ścianę, która stanęła na przeszkodzie dalszego lotu. Straciła przytomność. Voldemort ogarnął wzrokiem zaistniałą scenografię i powiedział:
-Glizdogon do mnie.
Odpowiedziała mu cisza.
-Glizdogon! Glizdogon, tchórzu! Gdzie jesteś?!
-Cukier! – Peter podniósł się z podłogi. – Ta szlama to ma cios.
-O czym ty cukrzysz? – spytał Voldemort.
Tą jakże zajmującą i intrygującą konwersację przerwał dźwięk. Voldemort spojrzał w tym kierunku i zobaczył Piecka pochylonego nad Chomikiem i wpatrującego się w Czarnego Pana z nieskrywaną nienawiścią.
-Myślałem, że ich zabiłeś, Panie. – inteligentnie zauważył Glizdogon.
-ŻEBYŚ TAK PADŁ TRUPEM! – powiedział dobitnie Piecek.
-Do kogo mówiłeś? – spytał Czarny Pan.
-…
-Może trochę pocierpisz, nędzny Gryfonie, to się zdecydujesz. – wycedził Voldemort. Piecek szykował się na rychła śmierć, która (niestety) nie nastąpiła. Między nim a Voldemortem stanęła Sam w swej białej koszuli nocnej i wycedziła:
-Do jasnego cukru! Czy ja przez was nigdy się nie wyśpię?! Zaprześcieradlone szynki! Z wami to tak zawsze!
Czarny Pan był nieco zmieszany.
-O co ci chodzi?
-Czy masz zamiar wytłuc wszystkich moich znajomych, a dopiero potem podać cel swojej idiotycznej wizyty?! – Sam była z lekka poirytowana. – Mam tego dość! Chcę spać, ale nie! Ty musisz zawsze zjawiać się w nieodpowiednim momencie! I do tego bez zapowiedzi! – kontynuowała Mierzeja. – I do tego z tym ścierwem! – powiedziała, wskazując na Glizdogona.
-Wypraszam sobie… - zaczął Peter, ale mu przerwano.
-Zamknij się ty Tępa, Irytująca, Kłapoucha Gadzino! – wrzasnęła Sam. – Nikt cię tu nie potrzebuje! Precz! – wyciągnęła przed siebie prawą dłoń i Glizdogon zniknął.
-Nieźle. – ocenił Voldemort. – Ja chcę Pottera. – oznajmił ni z tego, ni z owego.
-Nie ma mowy. – powiedział Piecek. – On jest obiecany Sam.
-W jaki sposób? – spytał Czarny Pan.
-Stary. Bardzo stary. – powiedział Michał. – To zasada „Mój ci on” i nic na to nie poradzisz.
-Zabiję go i już niczyj nie będzie.
-Wara! – powiedziała Sam. – Wara od tych ludzi!
-O co ci chodzi, wnusiu? – spytał przymilnie Voldemort.

***

-Coś jest nie tak. – doszedł do wniosku Snape.
-Tak. – dodał Łapa.
-Nikt cię nie pytał, pchlarzu. – warknął Severus.
-To nie jego wina. – usprawiedliwił kolegę Remus.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:52, 05 Sie 2009    Temat postu:

160
-Bogowie! – westchnęła Mierzeja. – Albo wy coś zróbcie, albo ja nie ręczę za własne czyny!
-O co ci chodzi, wnusiu? – ponownie zapytał Voldemort.
-O to, do ciężkiego cukru, tylko o to, że chciałeś pozabijać moich znajomych, i o to, że unieszkodliwiłeś Chomika, i najprawdopodobniej jeszcze o to, że pragniesz zgładzić Pottera. – zaczęła wyliczać na palcach.
-Nie zabiłem ich, a szkoda. – powiedział Czarny Pan. – Miałbym przynajmniej święty spokój, a tak to się szczegółów czepiasz.
-Hem! – zauważyła Sam. – Jak możesz?!
-Nie przeszkadzaj mi. – warknął Voldemort. – Dobiję Pottera i zabieram cię na święta.
-Niedoczekanie twoje. – oznajmiła Sam. – Nie mam ochoty pozwolić ci zabić Pottera, jak również nie pojadę z tobą na święta. Babcia mi zabroniła i nie mam zamiaru łamać danego słowa. Nigdzie z tobą nie pojadę! I wara ci od niego!
-Twój ci on. – sarknął Czarny Pan.
-I nie tylko. – w drzwiach stanęła Babcia i Niania Ogg. – A tak na marginesie to dlaczego się drzecie w środku nocy? – kontynuowała Marianna.
-Kochana… - zaczął Czarny Pan, patrząc na Babcię maślanym wzrokiem i starając się nie paść z wrażenia.
-Zamknij się! – powiedziała Babcia stanowczo.
-„Bądź bezpieczna z dala ode mnie” – powiedział Voldemort i Babcia wyfrunęła z pomieszczenia, przeklinając Czarnego Pana. Niania Ogg wyszła bez słowa.
-Na czym to stanęliśmy? – spytał Voldemort, zacierając ręce.
-Daj mi święty spokój i porozmawiaj sobie z Babcią na pewne tematy, a mnie nie dręcz. – poleciła Mierzeja.
-O co ci chodzi? – spytał nieco zdezorientowany Czarny Pan. – Przecież nic nie powiedziałem.
-Jesteś draniem bez serca! – stwierdziła Sam. – I masz dziurę zamiast mózgu!
-Jak śmiesz?!
-Normalnie. – wycedziła Mierzeja. – Cukier z tobą, dziadku! Zawsze jesteś tam, gdzie nie potrzeba!
-Ranisz mnie. – powiedział Voldemort. – Jak możesz?
-Jak coś chcesz ode mnie, to porozmawiaj z Dumbledorem i zabiegaj o pozwolenie widzenia i wpływu rodzicielskiego! – powiedziała dobitnie.
-Każdy sąd mi je da! – powiedział Voldemort. – Zdobędę je i nic mnie nie powstrzyma! HA! – to stwierdziwszy, zniknął pod łóżkiem Chomika.

***

-Harry’ego nie ma w pokoju. – powiedział Syriusz, wychodząc z sypialni. – Rona też.
-To źle. – ocenił Lupin.
-To chodźmy ich poszukać. – zaproponował Snape.
Nagle do uszu trójcy doszedł dziwny dźwięk i wszyscy jak jeden mąż pognali di sypialni Gryfonek.

***

Sam powoli podeszła do Piecka, który trzymał Chomika za łapkę.
-Odsuń się. – poleciła Michałowi, a sama uklękła obok. Położywszy dłoń na czole Chomika, oceniła: - Tylko się potłukła. Lekki wstrząs mózgu. – To powiedziawszy, pozwoliła mocy płynąć i uzdrawiać.
-Co z nią? – spytał Piecek.
-A co z tobą? – Sam popatrzyła na Michała i dźgnęła go palcem w czoło. – Tylko parę siniaków. Wręcz niezwykłe.
Po stwierdzeniu tego faktu, Sam podeszła do Bu. Obok lezała Hermiona.
-Piecek, zostaw Chomika i mi pomóż. – poleciła Mierzeja.
-Ale jak? – spytał Piecek.
-Pokieruję tobą i przeleję moc przez twe ręce. – wyjaśniła.
-No dobra. – zgodził się Michał.
Po kilku minutach Sam usiadła na podłodze, a Piecek obok niej.
-Super! – ocenił Piecek, patrząc z niedowierzaniem na własne dłonie.
-Aha. – powiedziała Sam.
W tej chwili do sypialni wtargnął Syriusz. Potknął się o nieprzytomnego Pottera i przewrócił się.
-Cukier! – zaklął.
-Pokraka. – stwierdził Snape, ukazując się w drzwiach.
Mirtle, która do tej pory spała, ocknęła się i usiadła na łóżku. Rozejrzała się z zaciekawieniem po sypialni i spytała:
-Czyżbym coś przegapiła?
-O, nie śpisz. – powiedziała Mierzeja, siadając na łóżku obok Mirtle, a następnie położyła głowę na kolanach Gryfonki.
-Dziadek chciał odwiedzić Sam. – powiedział Piecek. – No i chyba wynikły jakies problemy.
-Gryffindor traci dwadzieścia punktów. – oznajmił Snape. – I kolejne dwadzieścia za bitwę w środku nocy.
-Uspokój się, Severusie. – odezwał się Lupin. – Może lepiej zając się tymi ludźmi. – wskazał na porozrzucane ciała (niekoniecznie martwe zwłoki).
-A nic ci się nie stało? – spytał Snape z troską. Mirtle, która akurat była na linii jego wzroku, zareagowała we właściwy sposób.
-Yyy?
-Nie do ciebie mówiłem. – warknął Severus.
-Aha.
-Sam? – spytał Severus.
-Ona śpi. – poinformował Snape’a Syriusz.
-Tak? – Miszczunio spojrzał na niego nieufnie i spytał: - A ty skąd wiesz?
-Nie twój interes. – warknął Syriusz.
-zaprzestańcie tej kłótni i zróbcie coś z tymi ludźmi. – zasugerowała Poppy, która właśnie weszła do sypialni.
-Co? – spytał Lupin.
-Zabierzcie ich do skrzydła szpitalnego. – warknęła Pomfrey, podchodząc do Sam. Złapała Mierzeję za przegub lewej dłoni i stwierdziła: - Wszystko w normie. To dziwne…
-Mamo, jeszcze nie, ja chcę pospać… - Sam westchnęła przez sen i wyrwała rękę Poppy (w sensie swoją własną, nie z korzeniami, nikomu ręki nie urwała).
Snape patrzył na Mierzeję z nieskrywanym zdziwieniem.
-Jesteś pewna, że nic jej nie jest? – spytał.
-Całkowicie.
Lupin i Syriusz umieścili na niewidzialnych noszach poszkodowanych Gryfonów i wyszli. Za nimi podążyła Poppy i Snape.
-Ej! A co ja mam zrobić? – spytała zdesperowana Mirtle.
-Nie przeszkadzaj Sam. – polecił Miszczunio, spoglądając czule (???? O zgrozo! Ale romans! – dop. Aurora) na głowę Sam spoczywającą na kolanach Andy.

***

-Naprawdę nie wiedziałam, że jest tu taki ciekawy lokal. – Niania pociągnęła łyk ze szklanki.
-Ale ja nie rozumiem, o co mu chodziło. – wycedziła Babcia. – Dlaczego tu?
-Może chciał coś zasugerować? (hik!) – podsunęła Niania.
-Co mógł sugerować w Dziurawym Kotle?
-Mnie nie pytaj. – Ogg dolała sobie wina.


161
Malfoy wlókł się korytarzem. W takim stanie zastał go Snape. Była godzina 4.30, dwudziesty grudnia, co wskazywało na niecodzienność tego zjawiska. Zanim Draco się odezwał, Severus załadował do na niewidzialne nosze.
-Co się stało? – spytał Miszczunio.
-Przesłanie… - powiedział Malfoy i stracił przytomność.
-Ech… - westchnął Snape i poprowadził nosze do skrzydła szpitalnego.

***

Sam już tam była. Siedziała obok nieprzytomnej Chomik i coś czytała. Mirtle pochrapywała na krześle obok łóżka Bu. Gdy tylko Mierzeja oceniła sytuację w należny sposób, wstała i zamaszystym krokiem podeszła do Severusa.
-Gdzie on był? – spytała bez wstępów.
-Na trzecim piętrze. – odparł zaskoczony Snape.
-Cukier. – zaklęła Mierzeja. – Co powiedział?
-„Przesłanie…”
-„Przesłanie…” i co? – kontynuowała Mierzeja.
-I nic więcej nie powiedział. – wyjaśnił Severus.
-Cukier! Cukier! Cukier!

***

-Masz jakiś (hik!) pomysł? – spytała Niania Ogg nieco chwiejnym głosem.
-Napiszemy list do Dumbledore’a. – odparła Marianna.
-?
-Pamiętasz tego nierozgarniętego młodzieńca?
-Którego? – spytała Niania. – Ich było trzech.
-Chodzi mi o tego Seriusza, czy jakoś tak.
-Aaa…
-Wiem, jak go ukarzemy.
-W imieniu księżyca? – spytała Niania.
-Nie.

***

-Kiedy on się ocknie? – dopytywała się Sam.
-Jakbyś mi pomogła zamiast gadać, to by było szybciej. – odparła Poppy.
-To co mam robić? – spytała Sam, podwijając rękawy szaty.
-Po pierwsze: ściągnij mu z szyi ten wisior.
-Aha. – Mierzeja wykonała polecenie. – Nie do wiary! – wykrzyknęła po chwili.
-Co? – spytał Severus, zaglądając jej przez ramię.
-To blaszka „US Army”.
-Co?
-A to szumowina! – oceniła Mierzeja. Wręczyła Severusowi stop metaliczny i wyszła.
-Kto? – dopytywał się Miszczunio, nie bardzo orientując się w temacie.
-On. – warknęła Poppy, mocując się ze zbyt mocno zakręconą butelką.
-Który on?
-Zgadnij. – warknęła. – A potem wynocha.
-Dziewiec?
-Podał pan prawidłową odpowiedź. Główną nagrodą jest wycieczka krajoznawcza po szkole. Won!

***

-Przesłanie! – wrzasnął Malfoy, co postawiło na nogi Mirtle.
-Czego wrzeszczysz? – spytała nieco wytrącona z równowagi.
-On czekać będzie na Sam na boisku do Quidditcha dwudziestego czwartego grudnia o 7.00.
-Jaki on? – spytała półprzytomnie Mirtle.
-ON. – doszedł do wniosku Potter.
-Gryffindor traci dwadzieścia punktów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:53, 05 Sie 2009    Temat postu:

162
Śniadanie było tym, na co większość ludzi czekała z nieskrywaną ciekawością. Nikt nie wiedział o tym, co się stało w nocy, a przynajmniej nikt nie powinien znać tej informacji, więc cała szkoła wrzała. Snape pochylił się nad filiżanką i westchnął.
-Co ci? – spytał Syriusz, przyglądając się Miszczuniowi z troską.
-Spadaj. – warknął Severus.
-Nie rozumiem co cię ugryzło. – burknął urażony Łapa.
-O ten pojedynek, psie. – Snape poderwał się, rozlewając kawę.
-Co się tak denerwujesz? – fuknął Albus. – Nie powiedziałeś, o co chodzi, więc dlaczego się denerwujesz i nas przy okazji?
-We wtorek jest pojedynek między Dziewicą Slytherinu a Dziewiecem Gryffindoru. – powiedziała Poppy.
-Co?!?!?! – Syriusz chwycił Severusa za kołnierz szaty. – I ty mi nic nie powiedziałeś?! – zaperzył się Łapa.
-Łapy przy sobie, kundlu. – wycedził Snape.
Syriusz puścił Snape’a i powiedział:
-Zapewne nie zamierzałeś mi o tym powiedzieć.
-Co do informowania – wtrącił Dumbledore. – to dostałem dziś sowę od Babci Sam. Masz wykonać pracę społeczną na rzecz szkoły.
-Jaką? – spytał zdziwiony Łapa.
-Coś mi się wydaje, że chodzi o automat do koli. – powiedział Albus.
-Z czego to wnioskujesz? – spytał Snape, zaglądając przez ramię Dumbledore’a.
-Tutaj napisano „Niech żyje kola!” – powiedział Lupin, wskazując na PS23.
-Aha. – orzekł Syriusz.

***

-Z okazji zbliżających się świąt – powiedziała Minerwa. – zrobimy sprawdzianik.
Szmer niezadowolenia przebiegł po klasie (nieco mnie licznej, bo nie było Bu, Piecka i Draco).
-Musicie przetransmutować wasze tiary w miniaturkę wybranej osoby, która jest w szkole. Zastrzegam, w tej chwili.
-Co? – spytała Mirtle.
-Do roboty! – wrzasnęła McWiadomoKto.
Gryfoni i Ślizgoni pościągali tiary z głów i zaczęło się.

***

Syriusz otarł pot z czoła i odetchnął z ulgą. Automat stanął we wnęce nieopodal posągu Wielkiego Grana.

***

-Panie Neville – spytała McGonagall. – Co to jest?
-Zeszyt do matmy. – orzekła Mirtle.
-Panie Neville – westchnęła McGonagall. – Dlaczego?
-Z nim to tak zawsze. – powiedział Crabe.
-Tak. – dodał Goyle.
-Oczywiście. – w drzwiach stał Draco Malfoy.
-Draco! – krzyknęli dwaj tępi Ślizgoni i rzucili się (niekoniecznie wpław) k’Draconowi. Ten powstrzymał ich gestem i, podszedłszy bezpośrednio do Sam (nie zwracając uwagi na Chomika), wziął w dłonie jej lewą rękę i powiedział, patrząc na nią maślanym wzrokiem:
-Nigdy nie pozwolę ci na walkę z tym potworem.
Mierzeja popatrzyła na niego nieco zdezorientowana.
-Będę cię chronił. – kontynuował niezrażony jej wzrokiem Ślizgon. – Za nic nie pozwolę cię skrzywdzić. Jesteś jedyną osobą, którą kocham.
Sam spróbowała wyrwać rękę, ale jej się to nie udało. Malfoy klęknął przed Sam, która powoli i systematycznie zaczęła wpadać w panikę.
-Zdałem sobie z tego sprawę, gdy tarzałem się w jankeskim błocie. Zostaniesz moją żoną?? – spytał.
Głuche uderzenie było słyszalne w sporej odległości.
-Dzięki. – powiedziała Sam.
-Nie ma za co. – odparła Mirtle.
-Nie wiem, co mu odbiło.
-My też. – odparły Andy i Chomik.


163
-Gdzie jest Katy? – spytała Sam Malfoya po transmutacji.
-We Francuskiej Legii Cudzoziemskiej. – odparł.
-Cukier. – zaklęła Sam i telepnęła się.
-Dlaczego ona mnie zostawiła? – spytał Malfoy.
-Bo ci się należało? – spytała Mirtle.
-Za co?
-Zostawiłeś Chomika. Pomyślałeś, co ona…
-Mirtle!!! – Chomik stała za Andy.
-Co?
-Zamknij się!

***

-Chcesz powiedzieć, że tam był jeszcze Glizdogon? – spytał Syriusz Bu.
-Aha.
-Cukier!

***

Pojawienie się Sam w skrzydle szpitalnym tuż przed Runami było tym, czego się nie spodziewał nikt, kto myślał konwencjonalnie (cała reszta wierzyła w przypadek, cuda i tego typu inne stworzenia o złożonej strukturze występowania). Mierzeja była zła, co okazała, drąc się w odpowiednim tonie:
-A pomoc lekarska to gdzie!!!
Poppy wychyliła się z gabinetu.
-Tu! Czego się drzesz?!
-Proszę zając się Katy. – poleciła Sam, telepiąc Ślizgonkę. – I proszę uważać na ten piasek. – Dziewica Slytherinu posadziła milczącą More na łóżku.
-Jaki piasek? – spytała Bu.
-Zobaczycie. – oznajmiła Sam i poszła na Runy.

***

-Jak wiadomo – powiedział Jean Colbert, nauczyciel Run. – dziś ocenię was podczas odpowiedzi przy tablicy.
Wywód ten przerwało wtargnięcie do pomieszczenia Sam. Miała rozwiany włos, torbę pod pachą i najwyraźniej była w dobrym humorze.
-Sam do odpowiedzi! – powiedział poirytowany Colbert.
-Jest pan tego pewien? – spytała nieśmiało Mirtle.
-Do odpowiedzi. – powiedział nauczyciel.
-Ech… - westchnęła Sam. Postawiła torbę obok ławki i powiedziała: - Mogę zadać panu pytanie?
-Nie.
-Dziękuję. – Mierzeja podeszła do tablicy.
-Nie szkodzi. – powiedział Jean. – Napisz teraz zdanie „Parapsychologiczne zagadnienia dotyczące wyodrębnienia magicznych mocy ze zwierząt lądowych są zagadnieniami niezwykle skomplikowanymi”. – Colbert uśmiechnął się złośliwie. – Pisz. – zażądał.
-Co? – Sam otrzepała ręce.
Cała tablica była pokryta tekstem. Jean stał jakby go zamurowało. Bezbłędne i kształtne runy – wszędzie.
-Miałaś ściągę. – powiedział niepewnie.
-Ja wiedziałam, że tak będzie. – mruknęła Mirtle.
-Mogę usiąść? – spytała Sam.
-Aha.
-A może jeszcze ktoś odpowie? – zasugerował Piecek.
-Ochotnik. – Jean popatrzył na Michała z niemym podziwem na ustach.
-Ja nie… - zaczął się tłumaczyć Piecek, ale już został postawiony pod tablicą. Sam uśmiechała się z pierwszej ławki, a to wróżyło kłopoty.
-Proszę napisać „Problematyczne skutki braku notatek”
Jean stał tyłem do tablicy i popatrzył na dzieło ucznia dopiero, gdy usłyszał śmiech (autorstwa Malfoya i jego goryli). Spojrzał i zamarł.
-Dlaczego piszesz drukowanymi runami? – spytał nauczyciel.
-Proszę mi wierzyć – powiedziała Mirtle. – Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
-Panno Mirtle, proszę być cicho. – nakazał Jean.
-Czy to konieczne? – spytał Piecek.
Rozległo się pukanie i do sali wszedł Snape.
-Muszę ich zabrać. – powiedział, wskazując na Sam i Malfoya.
-Ale dlaczego? – spytała Mirtle.
-Gryffindor traci dziesięć punktów. – oznajmił triumfalnie. – Za mną. – polecił.
Sam popatrzyła na niego zdziwiona, spakowała książki i wyszła z pracowni. Draco podążył za nią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:53, 05 Sie 2009    Temat postu:

164
-O co chodzi? – spytała Sam na korytarzu.
-Poppy was wzywa. – wyjaśnił węzłowato.
-Ale po co?
-Mnie się pytasz?

***

-Jak to działa? – spytał Ron Hermionę.
-Jak automat. – wyjaśniła Gryfonka.
-To znaczy? – kontynuował Weasley.
-Widzisz ten napis? – Hermiona wskazała na czarno-białą nalepkę przed nosem Rona.
-No. – przytaknął.
-Wrzuć 1,20 zł. – przeczytała Granger. – A skąd ja wezmę mugolską kasę?!
-Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. – odezwał się Syriusz za plecami oglądaczy automatu. Wyciągnął różdżkę i po chwili…
-!,5 sykla? – Hermiona spojrzała na Łapę karcącym wzrokiem. – Jakiż to przelicznik walut został zastosowany?!
-Inny? – zasugerował Black.
Tą jakże interesującą konwersację przerwało stwierdzenie Rona:
-O której zaczyna się numerologia?
Hermiona spojrzała na zegarek, zbladła i pognała do pracowni.
-Ty też idź. – polecił Syriusz.
-Do zajęć mamy jeszcze kwadrans. – odparł Ron.
-To dlaczego ona…? – spytał Syriusz, ze zdumieniem przyglądając się Weasleyowi i wskazując w kierunku (bliżej nieokreślonym), w którym podążyła Hermiona.
-Ona tak zawsze. – poinformował Łapę Gryfon.

***

-O co chodzi? – koniecznie chciała wiedzieć Sam, gdy wtargnęła do skrzydła szpitalnego i zażądała wyjaśnień.
-O to. – Poppy wskazała na sporą górkę piasku na środku sali. – Co to jest?
-Piasek. – ocenił Severus.
-To i ja wiem. – burknęła Pomfrey. – Ale co to tu robi?
-Leży? – zasugerował Malfoy.
-Uprzedzałam. – powiedziała Mierzeja.
-A skąd ten piach tu? – spytał Jean Colbert. – Nigdy nie sprzątacie?
-Ona to miała w kieszeni? – dociekał Malfoy.
-Malfoy! Do łóżka! Zwiałeś z rana, ale teraz cię dopadnę! – powiedziała Poppy, wyciągając różdżkę i celując w Draco.
-Zwiałem wczoraj w nocy. – poprawił ją Draco, próbując dotrzeć do drzwi i udałoby mu się, gdyby nie Sam.
-Zwiałeś?! – wrzasnęła.
Malfoy stał jakby gromem rażony.
-Ja nie… - zaczął, ale Sam powiedziała:
-Nieodpowiedzialny idiota! – tymi słowami ostatecznie przypieczętowała wyrok.
Sam wyszła trzaskając drzwiami, a Draco wylądował w łóżku.
-O co jej chodzi? – spytał Colbert.
-O wszystko! – powiedział z francuskim akcentem Snape, przedrzeźniając Jeana, poczym wyszedł.
-Ale dlaczego? – spytał nauczyciel run.
-Won! – powiedziała Poppy. – Zastanawiaj się gdzie indziej! – poczym wypchnęła Colberta za drzwi.

***

Numerologia, do tego w piątek, do tego na ostatniej obowiązkowej (do nadobowiązkowych zajęć zaliczyć można obowiązkowe warsztaty „Otruj się SAM”, ale mniejsza o to. – dop. Aurora) godzinie.
-Jak rozumiecie – Vilages mówił swym najbardziej nudnym tonem. – wektory nie są trudnym pojęciem. Nie mają względów dla nikogo, dlatego wasze rozprawki na ich temat chcę zobaczyć na moim biukru najpóźniej za tydzień. Autorkami prac będą te trzy miłe panny. – wskazał na Bu, która znudzona prawie zasypiała; Chomika, która zawzięcie bazgrała w brudnopisie; oraz na Mirtle. Ta ostatnia przerwała notowanie w zeszycie i spytała:
-Ale dlaczego?
-Reszta ma wykonać zadanie 2.31a oraz 3.11 d i h. Dziękuję. – powiedział, jakby nie zauważając pytania, zbierając z biurka notatki.
-Ale dlaczego? – spytała powtórnie Andy.
Nie uzyskawszy odpowiedzi Mirtle położyła rękę akurat na arkuszu, po który sięgał nauczyciel. Popatrzył na Gryfonkę (w sensie nauczyciel) i oznajmił:
-Bo na moich lekcjach robicie coś, co zupełnie nie powinno mieć miejsca.
-Dopiero teraz pan to zauważył? – spytała Chomik z kpiną w głosie.
-Jeszcze słowo, a będziecie miały szlaban. – ostrzegł Vilages.
-Jeśli panu profesorowi sprawi to przyjemność, to proszę dać mi szlaban. – powiedziała Bu, co zupełnie zbiło z tropu Vilagesa.
-Ja też chcę. – powiedziała Chomik. – Będę mogła posprzątać pracownię profesora Snape’a? – spytała błagalnym tonem. – Proszę!
-Nie dość, że nie uważacie na lekcjach, to jeszcze…
-A czy ktokolwiek uważa na tych lekcjach? Bo ja nie zauważyłam. – głos należał do Andromedy Black.
-Ale… - próbował argumentować Rasemus, co nie było mu dane (I dzięki niech będą za to niebiosom, bo by jeszcze jakąś głupotę palnął, choć wątpię, by wymyślił coś bardziej bezsensownego niż dyskusja z uczennicami na temat powodu zadania pracy domowej. – dop. Aurora).
-Te wektory naprawdę to mają względy. – powiedziała Andromeda.
-Jakie? – zainteresował się Vilages.
-Polityczne.
-Muszę to zanotować. – tu Rasemus wyciągnął pióro i rozejrzał się w poszukiwaniu Black, ale pracownia była pusta.

***

Selise popatrzyła na korytarz i powiedziała:
-To jest okropne! – tu wskazała na malowidło naścienne przedstawiające zakapturzoną postać duszącą dziewczynę o złotych włosach.
-Zgadzam się. – powiedział Shark, wychylając się zza ramienia Elfki. – A poza tym to coś się tu nie zgadza.
-Co? – spytała Once Mori.
-To ona powinna go dusić.
-Aha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:53, 05 Sie 2009    Temat postu:

165
Snape czekał na Gryfonów i Ślizgonów w pracowni.
-Ktokolwiek przedłużył sobie lunch, ten poniesie karę. Słucham? – udzielił głosu Chomikowi.
-Jaką karę? – spytała Gryfonka, spoglądając na Severusa maślanym wzrokiem.
Snape uśmiechnął się tajemniczo i…
W tej chwili do pracowni wbiegli Harry, Ron i Piecek. Hermiona popatrzyła na nich z politowaniem i dezaprobatą. Sam nawet nie podniosła głowy znad książki.
-Kogóż my tu mamy? – spytał Miszczunio z radosnym błyskiem w oku. – Panowie macie szlaban. – oznajmił.
-Za co zno…? - spytał Piecek, ale Ron szturchnął go w bok.
-Jakieś pretensje, panie Piecek? – Snape wyciągnął z szuflady grafik. – Dziś pomożecie panu Filchowi.
-Aha. – powiedział Ron.
-Dlaczego zawsze się to nam przytrafia? – spytał Harry Hermionę, gdy usiadł.
-Bo tylko wy się spóźniacie? – zasugerował Malfoy.
-Nie odzywaj się. – warknął Weasley. – bo nie będziesz miał tych swoich ślicznych ząbków.
-Byłbym zapomniał. – odezwał się Snape zza biurka. – Gryffindor traci trzydzieści punktów.
-I znowu za nic. – westchnęła Bu.

***

Filch nie był odpowiednim towarzystwem dla pewnych ludzi i oni o tym doskonale wiedzieli, a tymczasem lekcja wlokła się niemiłosiernie z właściwą ostatnim godzinom (szczególnie w piątki) prędkością. Po sali przetoczył się szmer. Okazało się, że coś wyszło Neville’owi, tylko nie to, co potrzeba. Snape podniósł głowę i utkwił wzrok w Piecku.
-Bo zaraz ktoś wyleci za drzwi! – ostrzegł.
-Ale dlaczego ja? – spytał Harry.
-Potter do dyrektora! Ale już! – zagrzmiał Severus.
-Ale dlaczego? – spytał skazaniec.
-„K’przestrodze innym narodom stąpającym po równinach tej niegodnej ziemi”. – powiedziała Sam jakby nieswoim włosem.
Snape ocenił sytuację i poinformował wszystkich:
-Won!
Polecenie zostało wykonane w stu dwudziestu procentach (?).
Severus podszedł do Sam, która cały czas siedziała z wzrokiem utkwionym w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie, i spytał, szturchając ją w ramię:
-Dobrze się czujesz?
-…
-Sam? – Snape nie bardzo rozumiał, co się dzieje. 0 Sam?! Sam, odezwij się!
-Tak? – Mierzeja spojrzała na Severusa nieco nieprzytomnym wzrokiem.
-Dobrze się czujesz?
-Raczej tak. – odparła Nehrung, przyglądając się podejrzliwie Miszczuniowi.
-Ale to, co powiedziałaś… - zaczął Snape, ale po raz kolejny w tym tygodniu przerwano mu.
-Ja coś powiedziałam? – spytała. Po chwili dodała zaś: - Cukier!
Po tych słowach wybiegła z sali.

***

Shark był nieco zdezorientowany po tym jak Mierzeja przebiegła obok niego i nieznana siła odrzuciła go wprost na najbliższą ścianę. Pod czaszką kłębiły mu się różne myśli, próbując wywrzeć na niego wpływ. Najgłośniej dobijało się jedno pytanie, dlatego wypowiedział je na głos:
-Ale dlaczego?

***

-Cokolwiek każę wam wykonać, ma zostać zrobione bez szemrania. Zrozumiano? – Filch był jak zwykle wściekły i swą niechęć do wszystkich okazywał we właściwy sobie sposób, polegający na warczeniu na rozmówcę celem przestraszenia go.
Gryfoni w milczeniu pokiwali głowami.
-Zacznijcie od tego. – woźny wskazał na podłogę w holu, na której napisano czymś błyszczącym „Ślizgoni to dranie”. – Podłoga ma lśnić.
Ron podniósł rękę.
-Tak? – Filch niechętnie udzielił mu głosu.
-Mamy myć podłogę?
-Do kolacji. Potem dostaniecie nowe zadanie. – to powiedziawszy woźny oddalił się, zostawiając Gryfonów na pastwę głównego holu.
Pierwszy doszedł do siebie Piecek i podszedł do wiadra, które w nieznany nikomu sposób znalazło się przy jednej ze ścian. Ostrożnie zajrzał do środka i wyciągnął olbrzymią płachtę (nie powinna się tam zmieścić. – dop. Aurora), całą mokrą (ble!) i jakby z lekka oślizgłą (fuj!).
-Co to jest? – spytał Harry.
-Ściera do podłogi? – zasugerował Ron.
-I my mamy tym sprzątać? – spytał Piecek.
(Dop Aurora: Nie ma jak wyobrażenie czarodzieja dotyczące wyglądu i funkcjonowania niektórych przedmiotów bądź narzędzi, którymi posługują się mugole. Dotyczy to także tej szmaty do podłogi, którą stworzyła profesor Trelawney przy użyciu czegoś, o czym lepiej nie wspominać).


166
Kolacja. Ostatnia przed przerwą świąteczną, którą uczniowie jedli razem (kolację znaczy się). Takie były założenia i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie skleroza.
Dumbledore wstał i oznajmił:
-Kochani! Zapomniałem wam o czymś powiedzieć na początku roku szkolnego.
Po sali przetoczył się pomruk na poły dezaprobaty i zdziwienia. Minerwa popatrzyła zaniepokojona na Albusa, ale on to zignorował.
-W niedzielę odbędzie się bal (OKLASKI) z okazji Dnia Mugola oraz poranny poniedziałkowy konkurs, do którego muszą się zgłosić reprezentanci z każdego domu. – ta informacja (a raczej informacje) wywołała mieszane uczucia wśród zebranych. – Można jeszcze zmienić zdanie i zostać w Hogwarcie na ferie.
Tłum ruszył w kierunku wychowawców.

***

Nie wierzę, że kazał nam to zrobić. – powiedział Ron.
-To uwierz. – Harry potrząsnął wiadrem.
-Woźny! – westchnął Piecek. – U nas te stworzenia są zakazane.
-A co macie? – zainteresował się Ron.
-Wielkie, zgarbione potwory o nieprzyjemnym wyrazie twarzy, okropnych oczach i jeszcze gorszym oddechu. – powiedział konspiracyjnym szeptem Michał, gdy weszli na wyznaczony korytarz.
-A jak je nazywacie? – kontynuował Weasley, podekscytowany rozmową. – Może to po prostu trolle?
-Nie – westchnął Harry.
-A co? – Ron nie zwracał uwagi na zrezygnowany ton kolegi.
-To są… - powoli powiedział Piecek, pochylając się k’Ronowi, który niecierpliwie czekał. – woźne! – to powiedziawszy poszedł dalej, a za nim Harry. Weasley analizował, dokładnie analizował, poczym pobiegł za Gryfonami.

***

-Severusie, możesz mi coś wyjaśnić? – zagadnął Miszczunia Dumbledore.
-Tak? – Snape przestał nerwowo przebierać palcami. – O co chodzi?
-Nie rozumiem, dlaczego zamówiłeś na potrzeby laboratorium „26 betonowych słupów o promieniu 1m i wysokości 30m”?
-Co? – Snape wyrwał Dumbledore’owi listę z ręki. – To nie ja!
-Trudno, ale i tak je zamówię. – powiedział dyrektor i odszedł.
Severus był nieco zdezorientowany.

***

Selise stała obok Sam. To Potter zauważył na samym początku. Nie wiedział tylko, co one tu robią, do tego razem.
Pierwszy odezwał się Ron:
-Co robicie? – tu postawił wiadro na ziemi.
-Oglądamy dzieło sztuki. – odparła Selise.
-A wy tu czego? – spytała Sam.
-Mamy umyć dzieło sztuki z rozkazu woźnego. – powiedział Piecek.
Mierzeja popatrzyła na niego groźnie, a potem powiedziała:
-Harry, jak myślisz, co to jest? – tu wskazała na ścianę.
-Ściana? Pobazgrana ściana? – powiedział Ron.
-Nikt cię nie pyta, Weasley. – warknęła Mierzeja.
-Mamy to umyć. – zauważył inteligentnie Michał.
-Wiesz co, Piecek – Sam odgarnęła z czoła niesforny lok. – zabierz Rona i spadajcie, bo chyba nie mam ochoty na rozmowę z wami obydwoma.
Piecek pośpiesznie się oddalił, a Ron podążył za nim. Selise też sobie poszła, a raczej dyskretnie się ulotniła.
Potter został na korytarzu sam, nie licząc Sam i to nie wróżyło mu nic dobrego.
-Harry, jak myślisz, co to jest? – Sam wskazała na dość niewyraźny rysunek. Potter przez chwilę mu się przyglądał, poczym stwierdził:
-Jakieś dziwne boisko do Quidditcha.
-Z tym słupkami? – Sam wskazała palcem na coś, co niewątpliwie stało na murawie.
-Dlatego dziwne. – odparł Potter.
-Mam do ciebie prośbę. – Sam popatrzyła na Pottera w ten właściwy sobie sposób, powodujący, że człowiek:
1)nie może odmówić, choćby bardzo chciał
2)chce uciekać, ale i to nie jest mu dane.
Harry stał więc milczący i nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. W końcu skinął głową.
-Dzięki. – Sam podała Potterowi wiadro. – Czekam na ciebie u Jęczącej Marty o 22.00.
-Ale… - Harry wskazał na ścianę.
-To zabytkowy fresk, a tak w ogóle to fresków się nie myje i poinformuję o tym pana Filcha.
Mierzeja pobiegła korytarzem, powiewając szatą, szopą i jeszcze jakimś tam elementem dekoracyjnym.
Potter został z wiadrem.
Była 21.10.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:54, 05 Sie 2009    Temat postu:

167
Maria Schmied szła korytarzem do dormitorium i to nie był miły spacer.

***

-Sam, dlaczego nie zwracasz na mnie uwagi? – Malfoy podążał za Mierzeją od dziesięciu minut.
-Bo mi tylko głowę zawracasz. – odparła. Chciała najprawdopodobniej coś dodać, ale zamilkła.
Po chwili biegła już korytarzem, a Malfoy za nią, choć nie bardzo wiedział dlaczego.

***

Snape spostrzegł biegnącą Sam i Draco podążającego za nią. Postanowił zignorować ten fakt.

***

-Bogowie! – jęknęła Sam, gdy zobaczyła napis:
„ZMIENIŁEM ZDANIE: W PONIEDZIAŁEK O 17.00.”
-Co się…? – Draco nie dokończył pytania.
-Musimy jej pomóc. – Sam zaczęła się rozglądać.
-Komu? – Malfoy był niedoinformowany (jak zwykle – dop. Aurora).
-Marii. Ona tu jest. – Sam zaczęła dotykać ściany. – On ją chroni.
-Kto? – Draco spojrzał na nią ze zdumieniem malującym się wszędzie, gdzie to było możliwe.
-Salazar Slytherin – Sam oparła czoło o zimny kamień (trudno, żeby był podgrzewany – dop. Aurora). – był wężousty tak jak Potter. – dedukowała. – Mówił mową węży, tak jak Potter i tak jak – Sam wypowiedziała to ze wstrętem – dziadek Tom.
Malfoy odsunął się w obawie o własne życie.
-A jeśli on to potrafi – zastanawiała się. – to… to…
Potter przechodził akurat tym korytarzem w drodze do łazienki Jęczącej Marty. Usłyszał słowa w mowie węży i to go zaintrygowało. Zobaczył Sam.
-Otwórz się! Otwieraj! Do jasnego cukru! Niech cię wszystkie cukry świata!
-Może trzeba delikatniej? – zasugerował Harry.
Sam usłyszała:
-Mógłbym prosić o otwarcie przejścia?
(dla Malfoya było to ciężkie przeżycie, gdy tak widział Sam i Pottera mówiących w sposób całkowicie dla niego niezrozumiały. Jednym słowem: chłopak się zdołował – dop. Aurora)
Ukazało się małe pomieszczenie. Na podłodze siedziała Maria.
-Cukier! – zaklęła Sam, siadając obok dziewczyny. Mierzeja miała pewne obawy, które potwierdziły się, gdy Potter oświetlił pomieszczenie.
-Krawat! – zażądała Sam i po chwili miała do wyboru dwa krawaty. Chwyciła pierwszy z brzegu, nie zastanawiając się, że w tej chwili Malfoy naprawdę ma ochotę zamordować Pottera. Szybko zacisnęła krawat powyżej rany. (Czy już wspomniałam, że wszędzie było pełno krwi? – dop. Aurora). Następnie, używając własnej szaty jako bandaża, owinęła rękę Marii.
-Do skrzydła szpitalnego. – poleciła Malfoyowi.
Draco idąc w kierunku gabinetu Pomfrey, sterując niewidzialnymi noszami, zastanawiał się już, jak zabić Pottera, ale tak, żeby cierpiał.

***

-Nie mówisz płynnie. – powiedziała Sam do Pottera, gdy szli w kierunku łazienki Marty.
-Nie mam z kim trenować. – sarknął Potter. – I nie wiedziałem, że ty potrafisz.
-Też mi jest przykro. – burknęła. – Kup sobie boa.

***

-Otwórz się. – powiedziała Sam w mowie węży i umywalka odsunęła się, ukazując przejście.

***

Snape był wściekły.
-Gdzie ona się włóczy? – zastanawiał się.
Odpowiedzi udzielił zrezygnowany Draco tuż przed godziną 22.00.
Severus postanowił ukarać Gryfonów, a szczególnie Pottera.


168
-Spokojnie, nie ma go tu. – Sam udzieliła odpowiedzi na nieme pytanie Pottera. – Ale będzie. Odrodzi się, ale na nieco innej zasadzie niż feniks i nie teraz.
-O co chodzi? – spytał w końcu Harry.
-Nie mam pojęcia, co to jest, ale jest ważne. Niestety, ja nie mam pojęcia, jak to znaleźć. Próbowałam mocą ręcznie itp., itd. i nie znalazłam. Poszukasz tego dla mnie? – popatrzyła nań błagalnie.
-Dobrze. – Harry zgodził się niechętnie.
-Dzięki. – Sam cmoknęła go w policzek i telepnęła się.

***

-Czy on nic ci nie zrobił? – spytał Malfoy z troską w głosie.
Sam była zmęczona, zła i miała dość Draco.
-Spadaj. – stwierdziła i poszła do dormitorium.
Malfoy był bliski załamania nerwowego.

***

Potter nie miał pojęcia, czego szuka. Siedział tu już blisko cztery godziny. Myślał, szukał, ale nic nie znalazł. Nagle zatrzymał wzrok na ornamencie posadzki, którego do tej pory nie zauważył. Po chwili podążał już ku wyjściu.

***

-Tu jesteśmy, panie Potter. – Snape wychylił się z cienia.
Harry stanął jak wryty.
-Włóczymy się. – kontynuował Severus. – Gryffindor traci osiemdziesiąt punktów.
Dobrze, że nie pyta, co mam w kieszeniach, pomyślał Harry.
-A co tam masz w kieszeniach, Potter? Może nową mapę?
-Panie profesorze, znowu? – zaspany głos należał do Sam – Jest 2.30, noc, a wy krzyczycie.
-Miałaś mówić do mnie do imieniu. – zauważył Snape.
-Severusie – poprawiła się Sam. – do jasnego cukru, daj mu spokój.
-Łamie regulamin. – zauważył Snape.
-Ja go łamię jeszcze bardziej. – odparła.
-?
-?
Obaj popatrzyli na nią zdziwieni.
-Paragraf 22 nowelizacji kodeksu szkolnego z 1120 roku zabrania chodzenia po korytarzach zachodnich w godzinach między 23.00 a 5.00 w stroju innym niż czarny płaszcz, kapelusz w zielone grochy lub sutannę. Szczególnie zabrania się chodzenia w długich, białych koszulach nocnych. A co to niby jest? – Sam wskazała na swe odzienie. – Czy to nie jest przypadkiem długa, biała koszula nocna?
-Następnym razem dam ci szlaban.
-Proszę bardzo. – odparła Sam.
-Znalazłeś? – spytała Pottera telepatycznie, a ten przytaknął.
-A teraz, Severusie, pozwolisz, że sobie pójdziemy. – tu Sam odmaszerowała, a za nią podążył Harry.
Snape był w lekkim szoku.

***

-Nie wiem, co to da, ale tylko to było schowane. – Potter wyciągnął z kieszeni…
-Nie sądziłam, że one istnieją. – Sam wzięła je do ręki. – Zielone perły.
-Zielone perły? – Potter nie bardzo jej wierzył. – To coś takiego istnieje? Myślałem, że to tani amulet.
-Dzięki. – powiedziawszy to, Sam pobiegła do dormitorium, a Potter został sam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:54, 05 Sie 2009    Temat postu:

169
Śniadanie dnia 21 grudnia byłoby całkiem spokojne. Byłoby…
-Oto plany lekcyjne na dziś. – powiedziała McWiadomoKto, wyciągając różdżkę.
Po sali przebiegł szmer niezadowolenia, który stopniowo zaczął narastać.
-Cisza! – stanowczo stwierdziła Minerwa. – Trzeba odpracować poniedziałek, bo jak nie, to nici z zawodów.
Sala umilkła.
-Wszystkie zajęcia mamy ze Ślizgonami. – powiedział z niesmakiem Ron.
Gryfoni westchnęli. Zapowiadał się ciężki dzień.

***

-Gryffindor traci trzydzieści punktów, panie Weasley.
Niezaprzeczalnie Severusowi sprawiało przyjemność odejmowanie punktów, szczególnie Gryfonom.
Dwie godziny eliksirów nie były tym, co Gryfoni lubią najbardziej.
-Zajmijmy się oceną semestralną. – Snape spoglądał na swoje notatki.
Do góry wystrzeliła ręka Hermiony.
-Tak? – Miszczunio udzielił jej głosu.
-Mam referat o wpływie smoczej żółci na trucizny pierwszego i drugiego stopnia.
-Wystarczy. – przerwał jej Snape. – Nie będę pytał kogoś, kto wszystko wie. Może panna Chomik nam opowie o…
-Ja też mam referat, ale o wpływie wątroby krokodyla na kolor i właściwości płynów wzmacniających.
-Masz ci los. – westchnął Snape. – Następne. Czy jest tu ktoś bez referatu? – spytał z nadzieją w głosie.
Ron niepewnie uniósł rękę.
-Tak, panie Weasley?
-Umawiał się pan ze mną… - zaczął niepewnie Ron. Na sali zaległa cisza.
-Jak pan się mógł ze mną umawiać – Snape utkwił wzrok w Gryfonie. – jeśli ja się z uczniami nie umawiam.
-A z uczennicami? – spytała Chomik z nadzieją w głosie.
-Nie. – padła zwięzła odpowiedź.
-Ale dlaczego? – brnęła dalej Chomik.
-„Bo serce profesora
jest jak wredna zmora
co wielkie zęby ma
cha, cha, cha, cha, cha”
Usłyszawszy te słowa, wszyscy spojrzeli na Sam.
-No co? – obruszyła się Mierzeja. – Tu tak napisano. – wskazała na ławkę należącą niezaprzeczalnie do szkoły, kupioną za ciężkie pieniądze podatników, a obecnie zajmowaną przez Longbottoma. Miszczunio podszedł do wskazanego sprzętu i stwierdziwszy, że napis jest wyskrobany w blacie, oświadczył:
-Do dyrektora!
-Ale… - zaczął Neville, lecz nie było mu dane dokończyć.
-Jeśli to pan, panie Longbottom, jest Dziewiecem Gryffindoru, to proszę powiedzieć to nie mnie, tylko dyrektorowi, i nie wracać na moje zajęcia do czasu wyjaśnienia tej sprawy.
Neville wyszedł nieco zmieszany.
-To prawda? – spytała Sam (tylko nie wiadomo kogo).
-Jeśli to prawda, to… - Chomik popatrzyła na Snape’a maślanym wzrokiem. – to jestem skłonna pocierpieć. – tu chciała wstać, ale Mirtle i Bu posłużyły się środkami przymusu bezpośredniego i nie pozwoliły jej na to.

***

Druga godzina eliksirów upłynęła w miarę spokojnie. Wszystko zaczęło się od pewnych słów, które powtarzali ludzie tuż po wejściu do sali. Była to jedyna kwestia, która połączyła Gryfonów i Ślizgonów, a gdy słowa te doszły do uszu Severusa, rozpętało się piekiełko. Słowa te brzmiały mniej-więcej tak:
-Ale śmierdzi.
Snape popatrzył na nich z niesmakiem oraz zapowiedzią rychłego zgonu dla każdego, kto śmie zwracać uwagę na coś tak prozaicznego jak zapach unoszący się w powietrzu, czyniąc je nieznośnie dusznym, a przy okazji smrodliwym.
-To jest pracownia eliksirów. – wycedził Miszczunio znad kociołka (pragnę zauważyć, że był to kociołek pełen czegoś okropnie śmierdzącego).
-To nie śmierdzi. – powiedziała cicho Sam, wachlując się podręcznikiem „Z trucizną za pan brat”.
-Co? – szepnęła z niedowierzaniem Chomik. – To nie śmierdzi! To zajeżdża jak zgniłe coś, o czym nie chciałabym nawet wiedzieć!
-Gryffindor traci dziesięć punktów. – Snape nalał śmierdzącego płynu do flakonika i powiedział: - To wasze dzisiejsze zadanie. Macie na to…
Tu przemowę przerwało wdzięczne „ŁUP!”.
Snape rozejrzał się zaciekawiony, któż to odważył się mu przerwać, ale nie znalazł winnego (Gryfona).
-Co to było? – spytał wreszcie.
-Trzaśnięcie. – powiedziała Bu.
-Czego? – spytał Miszczunio.
-Drzwi. – odparła Chomik, zabierając się do siekania korzonków.
-Kto śmiał… - zaczął Severus, ale nie było mu dane dokończyć. Do sali wbiegł Malfoy, choć Severus byłby skłonny przysiądz, że Draco jest obecny na sali (ale najwyraźniej nie był), i powiedział:
-Jak pan mógł! – tu rzucił oskarżenie, nie siląc się na jakąkolwiek delikatność.
-Chwileczkę. – Snape wyprowadził Draco za drzwi. – Co ty ćwiczysz?
-Mógł ją pan zabić!
-Kogo?
-A jak pan myśli, profesorze? Kto jest teraz w skrzydle szpitalnym?
-Co???? – Snape zmierzył Malfoya swym niedowierzającym spojrzeniem.
-Tak! I to pańska wina! – to powiedziawszy, Draco wszedł do sali, zostawiając Miszczunia na pastwę własnego sumienia.


170
Poppy była zła, co nie wróżyło nikomu nic dobrego. Snape wpadłszy do skrzydła szpitalnego wiedział, że mina pielęgniarki wskazuje jednoznacznie winnego.
-Co roku mam tu uczniów po twoich lekcjach! Szczególnie po zajęciach z paprotnikami i suszonym kakaowcem. A dzisiaj co robiłeś? – zmierzyła Severusa wzrokiem.
-Kakaowiec. – szybko powiedział Miszczunio, rozglądając się w poszukiwaniu Sam.
-Owszem, ona tu jest. – powiedziała Poppy. – Ale nie rozumiem, jak mogłeś doprowadzić ją do takiego stanu. – pielęgniarka kolejny raz obdarzyła go spojrzeniem właściwym przedstawicielkom swojego zawodu w tego typu sytuacjach. – Dobrze, że się tu teleportowała, bo niechybnie zemdlałaby na korytarzu.
-Co?
-To co słyszałeś! – Poppy okazywała swą niechęć do Severusa w coraz bardziej widoczny sposób.
-Gdzie ona jest? – spytał, patrząc na nią błagalnie.
-W moim gabinecie.
Severus otworzył drzwi i zobaczył Sam siedzącą przy biurku Pomfrey i wąchającą opary unoszące się znad czarki stojącej przed nią. Odetchnął z ulgą.
-Sam?
-Hm…? – Mierzeja podniosła wzrok, a spostrzegłszy Miszczunia dodała: - A… to pan.
-Mówiłem…
-Tak, Severusie? O co chodzi? – spytała.
-Co się stało? – powiedział stanowczo.
-N-nic. – skłamała, utkwiwszy wzrok w wywarze.
-Co się stało? – powtórzył.
-Chyba jak mówi, że nic, to znaczy, że nic. – Poppy stała w drzwiach i była zła.
-Ale… - próbował wtrącić Snape, ale nie dano mu dojść do słowa.
-Czy zostawiłeś przypadkiem klasę wraz z tym cuchnącym wywarem?
Severus pokiwał głową.
-To co ty tu jeszcze robisz?! – wrzasnęła na niego Poppy i wypchnęła go za drzwi.

***

Snape wpadł do pracowni myśląc, że zastanie tam zemdloną albo przynajmniej nieprzytomną zgraję młodych ludzi. Był więc niezwykle zaskoczony, gdy wszedłszy do klasy pozostał niezauważony, a w powietrzu unosił się zapach waleriany. Uczniowie mieli się najwyraźniej dobrze i tłoczyli się wokół jednej z pierwszych ławek. Severus podszedł bliżej, odchrząknął i zapytał:
-Czy robicie coś godnego uwagi?
Wszyscy zamilkli. Ktoś się zakrztusił, ktoś inny ukrył coś za plecami.
-Kto jest sprawcą tego zamieszania? – spytał, wodząc wzrokiem po Gryfonach.
Mirtle powoli podniosła rękę.
-No tak… - westchnął Snape. – Co wymyśliłaś?
Jego zrezygnowany ton świadczył o pewnej rzeczy, tylko nikt nie wiedział jakiej.
-Ja przez przypadek stworzyłam… - powoli powiedziała Andy. – Colę.
-Co?
-Colę. Napój. Niezdrowy dla zębów. – wyjaśniła Chomik.
-O ile mi się dobrze wydaje, to nie pytałem o nic panny Chomik. – wycedził Severus.
Chomik spuściła wzrok, westchnęła, ale się nie odezwała.
-I co z tą „Colą”? – spytał Snape. – Chyba nie dałaś się tego napić tym wszystkim ludziom? – w tym momencie do sali weszła Sam, psując atmosferę grozy i bez reszty pochłaniając swą skromną i bladą osobą uwagę Severusa.
Mierzeja usiadła i…
-Ale ona nie wiedziała, że nie może. – powiedziała powoli Bu. – Chciała po prostu…
-Dość. – uciął Snape. – Wszyscy mają w tej chwili wyjść. Ty zostajesz, Mirtle. – powiedział do Gryfonki zmierzającej k’wyjściu.
Po chwili w sali została tylko Sam, Mirtle oraz Miszczunio. Snape nie zamierzał wypraszać Mierzei; wiedział bowiem, że skończyłoby się to marnie – jeśli nie dla niego, to dla szkoły. Ceniąc więc sobie własne zdrowie (oraz oszczędzić pieniądze, które trzeba by było wydać na remont), zachował ciszę.
-Ja wiem, że to była Cola. – powiedziała Mirtle.
-Masz pewność? – Snape nie patrzył na uczennicę. – Będę musiał napisać do twoich rodziców. – dodał po chwili. – I zgłosisz się do wychowawcy.
Andy pokiwała głową.
-A teraz zejdź mi z oczu. – powiedział Severus. – Módl się, żeby wszyscy przeżyli… - tu wskazał Gryfonce drzwi.
Mierzeja podążyła za Mirtle.

***

W całym zamku unosił się ten nieprzyjemny zapach. Mirtle zmarszczyła nos.
Snape szybko dogonił obydwie dziewczyny. Najwyraźniej prowadziły rozmowę. Nie rozumiał tylko, dlaczego Sam nie udziela odpowiedzi, a Mirtle zadaje tylko krótkie pytania lub odpowiada półsłówkami.
Zanim wyszedł z lochu, pozbył się śmierdzącego wywaru (lepiej nie wiedzieć, w jaki sposób), mimo to w powietrzu pełno było owego charakterystycznego „zapachu”.
-Tak, wiem. – powiedziała Mirtle. – Hermiona i Chomik się uparły. – po chwili dodała: - Będziesz mogła osobiście je o tym poinformować.
Snape przysłuchujący się tej rozmowie czuł się jak podsłuchiwacz, który nie dosłyszał najważniejszego.
Dziewczyny przeszły przez cały korytarz pierwszego piętra i zaczęły wspinaczkę po schodach. Z nieznanych Severusowi powodów Mirtle zaczęła chichotać. Równie nagle przestała.
-Nie żartuj. – powiedziała do Mierzei. Przy okazji zauważyła Severusa i powiedziała: - Cały czas nas śledzi. Wiem, że wiesz, ale ja go dopiero zauważyłam. – poczym zniknęły w damskiej toalecie.
Snape stanął pod drzwiami i zaczął się zastanawiać. Rozmyślania przerwała mu Sam, która wybiegła z łazienki i pognała korytarzem. Po chwili Mirtle pobiegła za nią, więc Miszczunio chcąc nie chcąc podążył za nimi.
Sam stała oparta o parapet piętro niżej. Coś było zdecydowanie nie tak. Severusowi zdecydowanie nie podobała się bladość Nehrung.
Mirtle stała obok niej i zawzięcie coś tłumaczyła. Sam tylko kręciła głową. Gdy Gryfonka zauważyła podchodzącego Snape’a, zaapelowała:
-Niech jej pan przemówi do rozumu.
-Dlaczego? – spytał zdziwiony.
-Dlatego. – powiedziała Mirtle, wskazując na Mierzeję, albowiem wybrała ona sobie akurat ten moment, żeby zemdleć. Severus złapał ją, zanim upadła na podłogę.
-Gryffindor traci czterdzieści punktów. – oznajmił.
-Dziesięć to bym zrozumiała. – powiedziała Mirtle. – Ale za co te trzydzieści?
-Zgadnij. – warknął Miszczunio, starając się ocucić Sam, co nie bardzo mu wychodziło.
-Aha. – to powiedziawszy Mirtle sobie poszła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:54, 05 Sie 2009    Temat postu:

171
Sam nie pojawiła się na zielarstwie i zaklęciach, ani tym bardziej na mugoloznawstwie z bardzo prostej przyczyny – Snape nie pozwolił jej wstać z łóżka tylko dlatego, że pierwsze słowa, jakie padły z jej ust, gdy się ocknęła, brzmiały:
-Gdzie ja jestem?
To wystarczyło Severusowi za pretekst, by pozostawić Sam pod opieką Poppy (która mu oczywiście wygarnęła, że nie potrafi się należycie zająć uczniami i naraża ich na niebezpieczeństwo) do lunchu. Na nic zdały się prośby w stylu „to bez sensu” czy „i po co to?”. Miszczunio pozostał niewzruszony.
Poszedł na zajęcia mając cichą nadzieję, że Poppy wyjdzie z tego żywa.

***

-Czy musiałaś to robić? – spytała Mirtle. – Mogłaś poprosić Chomika albo Hermionę albo jeszcze kogoś innego.
-Ty byłaś najbardziej rozkojarzona. – odparła Sam, strzepując pyłek z rękawa szaty. – A poza tym to dowiedziałam się, że profesor Severus Snape… – Sam rozejrzała się w poszukiwaniu torby z książkami. – Gdzie ona jest?
-Kto?
-Torba.
-Tu. – Mirtle wyciągnęła ją spod krzesła. – Ale co profesor Severus Snape?
-Wlepił wam czterdzieści punktów.
-Nic nowego. – westchnęła Andy, otwierając drzwi.
-Ale nie musiałyście. – powiedziała po chwili Sam, gdy szły korytarzem w stronę Wielkiej Sali.
-One nie musiały. – poprawiła Mirtle. – Nikt nie chciał, by robiły ten eliksir. Teraz w całej szkole śmierdzi.
-Paskudny zapach. – Sam zmarszczyła nos. – Czy one cały czas gotują?
-Ależ tak. – potwierdziła Mirtle. – Podobno trzeba to gotować „tylko” czterdzieści osiem godzin.
-O bogowie! – westchnęła Sam. – Wytrują całą szkołę.
-Nie sądzę. – Andy się uśmiechnęła. – Może coś im nie wyjdzie.
Mierzeja udała, że nie zwraca uwagi na to, co przed chwilą zostało powiedziane.
-Ale kogoś otruły na sto procent. – odezwała się po chwili Mirtle.
-Kogo? – Sam poprawiła torbę, bo pasek zaczął jej się wrzynać w ramię.
-Pewną zapłakaną…
-Duszycę. – dokończyła Sam.
-Aha.

***

-Chcesz zobaczyć moje notatki? Mogę ci je nawet pożyczyć.
Sam westchnęła. Uwielbiała takie sytuacje: lunch, Malfoy i notatki. Koszmar.
-Nie, dzięki. Już mam.
-Szkoda. – Draco sprawiał wrażenie zawiedzionego. – Krakersa? – spytał z nadzieją w głosie.
Sam pokręciła głową i poszła.
Draco postanowił, że to zrobi.

***

Snape siedział przy stole nauczycielskim i zastanawiał się, cóż za zadanie wymyślił Dumbledore dla uczestników poniedziałkowych zawodów. Do tej pory ze Slytherinu miał cztery zgłoszenia. Sam złożyła odpowiedni formularz, gdy tylko Albus powiadomił o konkursie; Malfoy zrobił to przed chwilą, gdy się dowiedział o uczestnictwie Mierzei; a Crabe i Goyle potem. Wiedział, że Minerwa zachęcała Gryfonów do uczestnictwa w konkursie.
-Co za wstyd! – pomyślał. – Tylko cztery osoby?!


172
Obrona Przed Czarną Magią zapowiadała się ciekawie. Andromedzie Black chciało się spać.
-Co to za pomysł z odpracowywaniem czegokolwiek w sobotę? – pomyślała, ziewając. – Jeszcze tylko jedna godzina.
-Nie rozumiem, dlaczego to za moim pośrednictwem oglądałaś zajęcia ze skrzydła szpitalnego. – powiedziała Mirtle, wchodząc do sali.
-Możesz dać sobie spokój? – spytała Mierzeja.
-Cicho bądźcie! – warknęła Chomik. – Lekcja się zaczęła!
-Róbcie, co chcecie. – powiedziała Andromeda, opierając brodę o blat biurka. – Mam was dość. Żądam przerwy świątecznej!
-Pani profesor – Chomik podniosła rękę, a Black udzieliła jej głosu. – Co się stanie, gdy Dziewiec wygra?
-Chyba zastosuje się do jednego z tych haseł. Jak to było? A… „Śmierć Ślizgonom”. A co to za pytania? Co?
-To znaczy, że on pozabija wszystkich? – spytał Harry. – Wszystkich Ślizgonów?
-Czym się przejmujesz? – Andromeda ziewnęła. – To tylko jego sprawa. Powstrzymać go może ona. – tu wskazała na Sam. – Córa Ciemności i Wszelkiego Zła, ale wątpię, czy jej się uda. Do tej pory nawet go nie znalazła. Poza tym zapewne od razu zemdleje i taki będzie z niej pożytek. – Black oczekiwała, że Sam zaprzeczy, ale ona się nie odezwała, więc Andromeda brnęła dalej. – Dziewiec na niej wyładuje swój gniew i będzie spokój. Stawiam dziesięć galeonów, że przegra. Nie znajdziemy jej w jednym kawałku.
-To miłe, że pani profesor tak troszczy się o moją skromną osobę i tak wierzy we mnie. Jestem wzruszona. – ton Sam był lodowaty jak grudniowa noc podczas pełni. – A teraz, jeśli pani profesor pozwoli, to udam się gdzieś, gdzie nie będę pani profesor przeszkadzać i gdzie nikt nie będzie się w tak miły sposób interesował moją osobą. – zebrała podręczniki i włożyła je do torby.
-Czy pozwoliłam ci się spakować? – spytała Black.
-Nie, ale to nie ma znaczenia. Chętnie udam się do gabinetu dyrektora. Może mi pani profesor odjąć punkty albo dać szlaban albo jedno i drugie. Mnie to już nie interesuje. – to powiedziawszy, Mierzeja wstała i zarzuciła torbę na ramię.
-Nie pozwoliłam ci! – Andromeda również wstała. – Jestem twoją nauczycielką!
-Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, pani profesor.
-To siadaj!
-Przykro mi, ale nie. W tej chwili zamierzam skorzystać ze zwolnienia z zajęć, które na początku miesiąca wręczył mi dyrektor.
-Nie odważysz się.
-Ja mogę się odważyć na wiele więcej, niż się pani profesor wydaje. – Sam oparła dłoń na klamce. – I na pewno nie zamierzam zemdleć. Przynajmniej nie w tej chwili. – tu Mierzeja zrobiła znaczącą (wiele, zbyt wiele) pauzę, poczym wyszła.
Andromeda popatrzyła na klasę i na zamknięte przed chwilą drzwi. Nie rozumiała, co ją opętało. Przez kilka chwil miała wrażenie, że to nie ona wypowiada te dziwne słowa.
-Malfoy – odezwała się po chwili. – idź po nią.
-Ale…
-Idź!

***

Chomik popatrzyła na Bu i spytała:
-Zauważyłaś, że gdy Sam wyszła, to temperatura powietrza się podniosła?
-I „zapach” waszego eliksiru jest teraz wyraźnie wyczuwalny. – dodała Mirtle.
-Myślicie, że Malfoy ją przyprowadzi? Bo ja wątpię. – powiedział Piecek.
-Piecek… - warknęła Chomik.
-Tak?
-Zamknij się! – wycedziły jednocześnie Bu, Mirtle i ukochane stworzonko Michała, co sprawiło, że zamilkł.

***

Malfoy nie miał pojęcia, dokąd poszła Sam. Mógłby poświęcić wiele czasu na poszukiwania, gdyby nie to, że otrzymał telepatyczną wiadomość, że to na nic. Wrócił do sali. Dopiero gdy spytano go, co przyniósł, zauważył opasły, oprawiony w skórę tom. Nie miał pojęcia, skąd go ma. Profesor Andromeda Black odebrała mu książkę i otworzyła ją. Książka zachowywała się jak żywa: kłapała okładkami i podskakiwała na stole. Tyle zauważył, zanim przestał widzieć cokolwiek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 20:55, 05 Sie 2009    Temat postu:

173
Snape był zaniepokojony. Andromeda Black telepatycznie wezwała go do sali.
Miał się czego obawiać.

***

Chomik założyła opatrunek uciskowy, ale mimo to krew w dalszym ciągu lała się na podłogę.
-Kto go tak urządził? – spytała Mirtle, starając się zrobić coś z drugą raną, tą, która wyglądała jak dźgnięcie nożem.
-Zgadnij. – wycedziła Chomik. – Przeklęty Dziewic.
-Gdzie ona jest?! – Bu była zła. – Może by nam pomogła.
-Może. – stwierdziła Mirtle. Nigdy nie przypuszczała, że będzie zmuszona pomagać Ślizgonowi, ale to nie miało teraz znaczenia. Patrzyła jak krew przesiąka przez opatrunek powyżej łokcia.
Andromeda wygoniła wszystkich oprócz trzech Gryfonek. One potrafiły pomóc Draco, albo przynajmniej się starały. Liczyło się to, że nie stały bezczynnie.
Nagłe pojawienie się Sam zaskoczyło Black, ale tylko ją. Mierzeja oceniła zaistniałą sytuację i uklękła obok Draco, nie zwracając uwagi na to, że pobrudzi sobie szatę.
-To wygląda okropnie. – oceniła, kładąc dłoń na opatrunku. – A w środku jest jeszcze gorzej.
-Ta krew cały czas się leje. – powiedziała Mirtle.
-Chomik, dawaj rękę. – Sam chwyciła dłoń Gryfonki i położyła ją na ranie na plecach Ślizgona. Drugą położyła na swoim ramieniu. Przymknęła powieki i zaczęła leczyć, zasklepiać naczynia krwionośne. Chomik patrzyła z niedowierzaniem na momentalnie znikającą ranę. Spojrzała na Mierzeję i nie odważyła się nic powiedzieć. Twarz Jungfrau przypominała swą barwą kredę, a oczy błyszczały jak w gorączce. Krew cały czas się lała. Dla Chomika stało się jasne, że nie jest to zwykła rana. Najprawdopodobniej Malfoy został ugodzony magiczną bronią.
-Sam, zostaw. – Chomik próbowała apelować do Nehrung. – To nie ma sensu. Potrzebna jest pani Pomfrey.
-Dam radę. – wycedziła Mierzeja.
-Zostaw. – Andromeda próbowała w jakiś sposób odciągnąć dłoń Dziewicy. – Panna Chomik ma rację.
-Za dużo krwi. – Sam odezwała się nie swoim głosem.
-Nie dasz rady. – powiedziała Bu. – Zostaw to profesjonalistom.
-On umrze! – Mierzeja popatrzyła na Bu. – Za kilka minut umrze! Wykrwawi się, jeśli nic nie zrobię!
-Nie jesteś w stanie mu pomóc. – Chomik nie rozumiała, dlaczego Mierzeja się upiera.
-Nie będę patrzeć na niczyją śmierć! Już nigdy! – w jej głosie było tyle determinacji, że wszyscy zamilkli. Sam zdjęła z palca pierścionek w kształcie węża, który w jednej chwili zamienił się w laskę.
-Nie próbuj tego. – ostrzegła Andromeda Black. – Jeśli chcesz się wykończyć, to są lepsze sposoby.
Mierzeja jej nie słuchała. Szmaragd tkwiący między szczękami węża zawisł nad raną.
-Nie rób tego. – ostrzegła Andromeda. – Bo i tobie będzie potrzebna pani Pomfrey, a może i grabarz.
Zielone, chłodne światło zalało pomieszczenie. Chomik patrzyła z niedowierzaniem jak strużka krwi staje się coraz cieńsza. Z kolei Mierzeja stawała się coraz bledsza. Proces leczenia musiał przebiegać poprawnie. Musiał i przebiegał. Sam zacisnęła palce na lasce aż zbielały jej kostki.
Snape wybrał tę chwilę, by wejść. Początkowo nie rozumiał, co się dzieje. Dopiero gdy zauważył upstrzoną krwią posadzkę, podszedł bliżej.
-Coś jest nie tak. – wymamrotała Sam.
-Straciłaś za dużo energii. Przerwij to! – zażądała Andromeda.
Sam, jakby na potwierdzenie jej słów, zaczęła dygotać.
Severus nie zamierzał na to patrzeć. Podszedł do Mierzei i ukląkł obok niej. Bu i Mirtle już od dawna nie wiedziały, co się dzieje.
-Dość. – powiedział ostro. – Zrobiłaś wystarczająco dużo.
-Coś jest nie tak. – wymamrotała Sam, dzwoniąc zębami.
-Pomogę ci. – Snape wyciągnął różdżkę, ale Black szturchnęła go trzewikiem i powiedziała:
-To nic nie da. Ona nie pozwoli sobie pomóc.
Mierzeja przypominała teraz bardzo bladą, oddychającą zbyt szybko i zbyt płytko kukiełkę. Snape nie wiedząc innego wyjścia, nagłym uderzeniem wytrącił laskę z rąk dziewczyny. Szmaragd świecił jeszcze przez chwilę, poczym zgasł.
-Nie! Nie teraz! – Mierzeja była skłonna zaatakować każdego, kto jej przeszkodził. Zaklęcia posypały się gęsto na profesora. Zdołała mu podbić oko i przypalić brwi, zanim unieruchomił jej ręce.
-Co ty sobie wyobrażasz? – wysyczał. – Nie sądzisz, że pozwalasz sobie na zbyt wiele?
Nie patrzyła na niego tylko na Malfoya, a konkretniej na jego lewą rękę. Strużka krwi robiła się coraz szersza.
-Zabieraj je! – Snape wskazał Black na Bu i Mirtle. – I sama też się wynoś.
Andromeda wypchnęła dziewczyny za drzwi, ale nie wyszła.

***

-Nie! – jęknęła Mierzeja, patrząc na coraz szerszą wstęgę krwi oraz na powiększającą się z każdą chwilą kałużę. Świeżo zasklepione naczynia krwionośne nie wytrzymały.
-Nie! – powtórzyła Sam ciszej. Opuściła głowę.
-Andromedo, zrób coś! – Snape sam nie wiedział, co robić.
Black wyciągnęła różdżkę, wymamrotała zaklęcie i… nic.
-Cukier! Blokada! – Andromeda schowała różdżkę. Severusie, tylko ona może to zrobić.
-To ją zabije! – Snape puścił dłonie Sam. – Nie możemy jej narażać!
-A chcesz mieć tu trupy? – spytała Black.
-Nie.
-To podaj jej laskę.
Podał.
Mierzeja zaczęła jeszcze raz, sklejając naczynia i mięśnie włókno po włóknie, dokładnie i powoli. Zielone światło promieniujące ze szmaragdu zaczęło słabnąć.
-Co się dzieje? – spytała Black.
-Skóra zaczęła się zrastać.
Snape zauważył, że Sam praktycznie nie oddycha, oraz to, że przygryzła wargę do krwi.
Ostatnie fragmenty i na (nędznym) ciele Malfoya nie pozostało nawet zadrapanie. Szmaragd zgasł. Sam wstała bardzo powoli i opierając się na lasce, wyszła niezatrzymana.
Na korytarzu była Mirtle. Zobaczywszy Sam w stanie takim, a nie innym, natychmiast posadziła Mierzeję tak, by mogła się oprzeć o ścianę.
-Tylko oddychaj. – poleciła Andy.
Jungfrau pokręciła głową.
-Masz oddychać powoli i głęboko. – tłumaczyła Gryfonka. – I nic mnie nie obchodzi, że kłuje cię pod żebrami. Masz oddychać!
Poppy pojawiła się, a zobaczywszy Sam, skomentowała to jednym słowem:
-Znowu?
Mierzeja wskazała na drzwi i wyszeptała:
-Ma taką samą grupę jak Chomik.
-Aha.
Pomfrey odtransportowała Malfoya na niewidocznych noszach, a Chomik musiała iść z nimi. Dopiero wówczas Snape wyszedł z sali. Prawe oko zdobił piękny siniak, włosy były w nieładzie. Mirtle nieomal parsknęła śmiechem, ale się powstrzymała. Sam podniosła się z podłogi i stanęła naprzeciw Severusa.
-Przepraszam. – powiedziała cicho. – Naprawdę przepraszam.
Snape nic nie powiedział.
Mierzeja wyciągnęła dłoń i Snape poczuł tylko coś jakby tysiące igiełek lodu wbijało mu się w skórę. Opuchlizna momentalnie zniknęła. Sam powoli, potykając się, odeszła korytarzem.
-Niewiarygodne. – oceniła Andromeda. – Nie zemdlała!
-Jest twardsza niż myślałaś. – Snape skrzywił usta w uśmiechu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Ferajny Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 6 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin