Forum Forum Ferajny Strona Główna Forum Ferajny
Forum Świstaków
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dziewica Slytherinu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Ferajny Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 20:34, 16 Paź 2009    Temat postu:

201
-Mam dość patrzenia. – powiedziała Selka, napinając łuk.
-Tak? – Lady przypatrywała się z ciekawością.
-Myślisz, że wystarczy jedna strzała?
-Owszem, ale ze srebrnym grotem. – Flora wręczyła strzałę Selce.
Strzała przecięła powietrze i ugodziła w Sam.
-Co ja jestem?! Wilkołak?! – wydarła się Mierzeja, wyszarpując strzałę z łydki.
-Cha! – powiedział Fred i zamachnął się mieczem, ale Sam zasłoniła się zaklęciem.
-Cha! – powtórzył. – Teraz zginiesz.
Mierzeja nie zastanawiając się, wylewitowała kilka metrów w górę ku ogólnemu zdumieniu. Była blada i…
-Ona zamierza to zrobić. – wyszeptała Bu.
-Aha. – przyznała Mirtle.
-Ale o co chodzi? – spytała Lady.
-Lepiej, żebyś nie wiedziała. – odparła Chomik.
George też był zdziwiony i zastanawiał się, cóż ona zamierza uczynić; profilaktycznie wycelował w nią ostrze miecza i wówczas Sam zaczęła… Jej głos niósł się i wypełniał pełną napięcia ciszę.
-Niech wielka góra kompostu spadnie na ciebie teraz!!! – zagrzmiała. Po chwili odezwał się chór mieszany (nie wiadomo skąd) i odśpiewał czterogłosowe „Amen”.
George rozejrzał się, zastanawiając się, o co chodzi, i wówczas ugodziła go wielka góra kompostu. Publika odetchnęła z ulgą. Sam obniżyła lot i uważnie przyglądała się temu, co wylądowało na Dziewiecu. To coś w tej chwili się ruszało…
-Zmiatać stąd!!!!!!!!!! – wrzasnęła Sam.

***

Ewakuacja przebiegła nadzwyczaj szybko. Jako ostatnia wybiegła Sam. Snape stał przy drzwiach i wówczas coś wybuchło, a fala uderzeniowa pchnęła ją wprost w ramiona Severusa, a ich (w sensie razem) w najbliższą zaspę.

***

Snape wygrzebał się z zaspy i stanął twarzą w twarz z uśmiechniętym Georgem.
-Giń! – oświadczył Weasley, opierając ostrze miecza o gardło Severusa.
-Masz szlaban. – oświadczył Snape.
-Jest pan pewien, profesorze? – George wyszczerzył zęby.
Snape poczuł szarpnięcie i leżał na śniegu. Wpieniona Sam stała przed Georgem.
-Nikogo więcej nie skrzywdzisz. – wycedziła Mierzeja. – Nigdy.
Zaklęcie wypchnęło ją na zamrożoną taflę jeziora. George teleportował się i stanął przed Sam, unosząc miecz.
-Mam tego dość. – powiedziała.
W chwili, gdy broń biała obosieczna miała spaść na Sam, ta zasłoniła się…

***

On uciął jej rękę. – pomyślał Snape. Mylił się.

***

Złamane ostrze upadło na lód ku ogólnemu zdumieniu.
-Złamałam paznokieć!!! – wrzasnęła Sam. – I to wszystko twoja wina!!! – wskazała na George’a. – Mój kochany paznokieć!!! Nie miałeś prawa!!! – chłostała głosem jak batem. Czysta magia otaczała ją, krystalizując się w postaci złocistej mgły. George cofnął się. – Nie dość, że napastujesz Ślizgonów, to jeszcze przez ciebie złamałam paznokieć!!! Nie daruję ci!!! – próbowała dosięgnąć paznokciami Weasleya, który tak na marginesie był w szoku i cały czas się cofał. W końcu teleportował się na odległy kraniec jeziora, co nie uratowało go przed tym, co nieuniknione.
-Masz za swoje!!! – wrzasnęła Sam. Jej głos, podążając w kierunku George’a, przybrał realny kształt (złotej strzały) i ugodził Weasleya w pierś (nie biust), a że miał zapewne wielką F (siłę) strzały i M (masę) strzały, więc Fred przeleciał kilka metrów i zarył w zaspę.
Wszyscy obserwujący całe zajście (czytaj: z bardzo dużej odległości) zaczęli wiwatować. Oczywiście jednak ta historia nie może się tu skończyć z kilku ważnych przyczyn. Należy do nich zaliczyć temperaturę, która wokół Sam wzrosła gwałtownie, oraz obecność lodu.
Sam była doskonale widoczna, a po chwili zniknęła w ciemnych odmętach lodowatej wody.

***

-Ona nie umie pływać! – wrzasnęła Mirtle.
Snape, nie namyślając się, skoczył za nią w mroczne odmęty jeziora.


202
Syriusz stał i patrzył. W końcu podszedł do leżącego George’a. Na jego szacie nie było żadnych plam, co Syriuszowi wydało się dziwne. Połyskiwał na niej tylko długi, złoty włos. Łapa z zaciekawieniem wpatrywał się w Weasleya.

***

Snape chwycił ją za rękę i wyciągnął na powierzchnię. Całkowicie niespodziewanie pomocną dłoń podał mu Fred. Wspólnymi siłami wyciągnęli Sam na w miarę bezpieczny lód. Fred otulił ją swym płaszczem.
Coś Severusa martwiło i miał rację.

***

-Ona oddycha? – spytał Syriusz, gdy Severus mijał go, ostrożnie sterując niewidzialnymi noszami. Snape nic nie powiedział, tylko skinął głową.
-I widzisz, co zrobiłeś?! – wywarczał Łapa niedelikatnie trącając George’a stopą.
-? – Weasley otworzył oczy i spojrzał na Syriusza nieco zdezorientowany. – Dlaczego ja leżę na śniegu i gdzie jest Sam?
-Jeszcze pytasz, smarkaczu?! – zagrzmiał.
-Miałem się jej oświadczyć i potem…
-ZAMKNIJ SIĘ. – poinstruowała go Bu.
-Właśnie. – dodała Mirtle.
-I masz to zawsze ze sobą nosić. – powiedziała Chomik, pakując włos Sam do małego, skórzanego mieszka. – Zawsze. – powtórzyła z naciskiem, wręczając całość George’owi.
-Ale dlaczego? – spytał, otrzepując się ze śniegu.
-Bo moc Dziewieca jest jak wilkołactwo, tylko bardziej nieregularne i nie trzeba tego leczyć takimi okropnymi lekarstwami. – stwierdził Lupin, podchodząc do wyżej wymienionych osób całkowicie niespodziewanie. – A teraz, Syriuszu, odprowadźmy go do skrzydła szpitalnego.

***

-Jak to: nie możesz jej pomóc?!!?!?!! – Snape patrzył z niedowierzaniem na Poppy. – przecież to twój obowiązek!
-Uspokój się. – polecił Albus, który siedział na krześle przy drzwiach z zimnym kompresem na głowie.
-No jak mam się teraz uspokoić?! – spytał Severus. – Jeśli ona nie potrafi jej pomóc, to może ktoś inny. Najwyraźniej potrzebny jest jej profesjonalista.
-Precz! – poinformowała ich Poppy i wypchnęła Severusa i dyrektora za drzwi.

***

Chomik doskonale wiedziała, co się stało. Miała również teorię a propos niemożliwości udzielenia pomocy przez pielęgniarkę szkolną – tu potrzebny był lekarz ze znajomością mugolskiej medycyny. Nie marnując czasu pobiegła do dormitorium po miotłę.

***

Snape usunięty ze skrzydła szpitalnego zaczął nerwowo przechadzać się pod drzwiami, które zatrzaśnięto mu przed nosem. Mirtle siedziała na parapecie i tępo wpatrywała się w przeciwległą ścianę. Bu mamrotała coś do siebie.
-Gryffindor traci dwadzieścia punktów za wałęsanie się po szkole. – poinformował dziewczyny Snape. Nie zwróciły na niego uwagi i to go zdziwiło. Poza tym odejmowanie Gryffindorowi punktów przestało mu sprawiać przyjemność.

***

Chomik pędziła z zawrotną prędkością. W końcu ujrzała w oddali upragnioną budkę telefoniczną.

***

Syriusz przyszedł, usiadł obok Mirtle i zaczął wpatrywać się w ścianę wraz z Gryfonką.
-To moja wina. – stwierdził po chwili.
-To moja wina. – powiedział Snape. – Powinienem był jakoś zareagować.
-Nie powinnam była spudłować. – Selka stanęła obok Bu. – Jak można trafić nie w tą osobę, co trzeba?
-Masz szlaban. – powiedział Snape obojętnym tonem.
-To wszystko przez Jędrzeja. – doszła do wniosku Bu. – Gdyby on zwracał na nią uwagę…
-Dlaczego stoimy tu i gdybamy, zamiast coś robić? – zauważyła Andy. – W tej sytuacji, gdy nie wiemy, co się właściwie stało i czy Sam to przeżyje, należałoby COŚ zrobić, a nie ględzić.
-Tylko co? – spytał Syriusz, patrząc na Mirtle wzrokiem zbitego psa.
-Może wznieść modły do jakiejś siły sprawczej? – zasugerowała Mirtle. – To podobno czasami pomaga.
Syriusz wzniósł oczy do nieba, a przynajmniej miał taki zamiar, lecz przeszkodziło mu w tym sklepienie i kilka kolejnych pięter. Mimo wszystko zaczął.
-Siło sprawcza…
-…jeśli tam jesteś – dołożył Snape. – to racz…
-… nas wysłu…
-To jest modlitwa? – spytała Selka.

***

Gdy Syriusz nie zaczynał już swej modlitwy od „siło sprawcza”, wszystko poszło o wiele sprawniej.

***

Chomik nie spodziewała się, że teleport otworzy się tuż obok budki telefonicznej. Wyszedł z niego, a raczej został wypchnięty, mężczyzna około lat czterdziestu z wielką czarną torbą.
-To pana przysłała Babcia Sam! – wykrzyknęła uradowana Chomik. – Musi pan coś zrobić, bo jak nie, to ja… - tu Elmira Oda Maria Żaklina Weronika zauważyła, że głos jej drży, więc nie dokończyła.

***

-Mówiłam: nie wchodzić! – wrzasnęła Poppy. Ku swemu zdumieniu w drzwiach ujrzała nie Severusa Snape’a czy Syriusza Blacka, ale kogoś całkowicie innego. Po pierwsze: nosił typowe mugolskie ubranie, a po drugie: wyglądał tak, jak wyglądał, czyli inaczej.
-Pani Poppy Pomfrey, miło mi panią poznać. – powiedział nieznajomy, wchodząc do środka. Poppy stała z otwartymi ustami. – Widzę, że ma tu pani kilka ciekawych przypadków. – wskazał wzrokiem w kierunku Malfoya mamroczącego do siebie „Odpadnie mi cała ręka, czy tylko dłoń?”.
-Kim pan jest? – wydusiła w końcu.
-Och, nie przedstawiłem się, przepraszam. – nieznajomy zatrzymał rozbiegany wzrok na Pomfrey. – Miłosz Blanc.
-I cóż z tego?
-Mam zamiar zająć się przebywającą pod pani opieką Samanthą Search.
-Chodzi panu o Mierzeję? – spytała Poppy, przyglądając mu się podejrzliwie.
-Tak.
-Jest pan pewien?
-Jak najbardziej.
-To proszę tędy. A WY TU CZEGO?!?!?! – wydarła się na Snape’a i Blacka, którzy wdarli się na teren skrzydła szpitalnego.
-Informacji! – odparł hardo Łapa.
Poppy przez chwilę przyglądała się im podejrzliwie, poczym powiedziała:
-Severus Snape za mną.
-Waruj. – polecił Miszczunio, odchodząc.

***

Ostatnie łóżko od ściany, odgrodzone od pozostałych przepierzeniem, wzbudzało ogólne zainteresowanie. To właśnie tam zmierzała Poppy.

***

George miał dziwne uczucie, że spartaczył robotę, oraz że nie będzie już mógł tego poprawić.

***

Pierwszym, co zauważył Snape, była bardzo dziwna, wręcz nadnaturalna bladość Sam.
-Hm, muszę przyznać, że nieciekawie to wygląda. – powiedział Blanc, oglądając dłonie Mierzei. – Do tej pory tak się nie sparzyła. – pokazał bąble na opuszkach jej palców. – Co dostała?
-Tylko eliksir rozgrzewający. – powiedziała Poppy. – Woda w jeziorze jest lodowata…
-Należy do klubu morsów? – zainteresował się Blanc.
-Stopiła lód, na którym stała. – zauważył Snape. – Jak sądzą, nieświadomie.
-A on tu po co? – spytał Miłosz, otwierając torbę.
-To przewrażliwiony wychowawca. – poinformowała go Poppy. – Jest jeszcze taki problem, że ona jest alergiczna.
-Tylko nie mów mi, że w tej chwili jest uczulona na magię.
-Raczej tak. – przyznała Poppy. – i do tego on – wskazała na Snape’a. – jest z nią związany nicią dwóch oktogramów.
-Zostawić ją na chwilę bez opieki i od razu zaczyna rozrabiać. – westchnął. – Czyli jeśli jej alergia znów zmieni źródło, to jego moc spadnie do zera. Myślisz, że ustaną czynności życiowe?
-Chyba tak.
-No to trzeba coś z tym zrobić. – to powiedziawszy, posadził Snape’a na jakimś zbłąkanym krześle. Z torby wyciągnął coś, co się Severusowi całkowicie nie spodobało.

***

-Zabiję cię, Weasley. – wycedził Malfoy.
-Powodzenia. – odparł George, ostentacyjnie odwracając się do Ślizgona plecami.

***

Snape czuł się dziwnie.
Miłosz Blanc wyciągnął z torby podręczne laboratorium i zaczął badania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 20:34, 16 Paź 2009    Temat postu:

203
-Kto to? – spytała Selise, wskazując na wchodzącego do skrzydła szpitalnego faceta w czarnym mugolskim garniturze.
-To Miłosz Blanc. Lekarz. – wyjaśniła Chomik, siadając obok Mirtle.
Syriusz mamrotał coś w stylu: „Bóstwo opiekuńcze, miej ją w opiece” i przestał.
-Chomiczyno moja! – powiedział Piecek, przyplątując się. – Gdzie żeś się podziewała?
-I co to za lekarz? – dołączyła Bu.
-Telefonowałam. – odparła Chomik. – A ten lekarz zajmuje się leczeniem czarodziejów, którzy nie mogą korzystać z magicznej pomocy.
-To Sam nie może? – spytał Michał, skupiając wzrok na wybrance swojego serca.
-Sam jest alergiczna, a skoro pani Pomfrey nie mogła jej pomóc, to w tej chwili musi być uczulona na magię.
-A skąd ty…? – zaczął Black.
-Nieważne. – powiedziała Bu. – Liczy się to, że Chomik zaczął działać, a nie modliła się do „Bóstwa opiekuńczego” – Gryfonka znacząco popatrzyła na Łapę.

***

Zbliżała się północ. Snape siedział przy łóżku Sam. Nieopodal Blanc przeprowadzał jakieś zawiłe doświadczenie, traktując niewielkimi dawkami magii uprzednio pobraną krew Sam. Dało się słyszeć coś, co wskazywało na to, że coś się dzieje.
Sam siedziała na łóżku i przyglądała się wszystkim ze zdziwieniem.
-Ocknęłaś się. – zauważył Snape. Uśmiech zagościł na chwilę na jego twarzy, poczym zgasł po tym, jak Sam poruszyła ustami, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Mierzeja była równie zaskoczona jak Severus.
-Ocknęłaś się. – powiedział Blanc.
Jungfrau przyglądała mu się z paniką.
-Ona nie słyszy. – doszedł do wniosku Snape, zrywając się na równe nogi. – I nie może nic powiedzieć.
Miłosz spojrzał jeszcze raz przez obiektyw mikroskopu.
-Niech pan siada. – polecił.
-?
-Wzrasta tolerancja na magię. Doskonale pan wie, że to nie jest przyjemne.
-Siadaj! – warknęła Poppy. Snape usiadł. Sam gestykulowała bardzo znacząco, ale tak czy siak nikt jej nie rozumiał. Syriusz wychylił się zza parawanu i, spostrzegł, że nikt nie zwraca uwagi na Sam ani na niego tym bardziej. Natomiast Mierzeja, ujrzawszy go, zaczęła migać.
Jak powszechnie wiadomo, para ludzi porozumiewająca się ze sobą inaczej niż to zostało przyjęte za standard, pozostanie niezauważona do czasu jakiegoś ważnego wydarzenia.

***

Sam wskazała niemym gestem na Snape’a, który zbladł i zaczął osuwać się na podłogę. Syriusz stał jak wryty (Kretyn – dop. Aurora). Blanc wyciągnął różdżkę i Snape zawisł w połowie drogi do podłoża.

***

-Nic mu nie będzie. – odpowiedział Syriusz na pytanie Mierzei zadane w takim tempie, że tylko mógł się domyślać jego treści. – I usiądź – polecił, gdyż zerwała się z łóżka.
-A ty tu czego? – spytała Poppy, wskazując na Syriusza.
-Ja w roli tłumacza.
-To dla ciebie. – Blanc wręczył Sam jakieś papierzysko.
Sam przebiegła wzrokiem po tekście i westchnęła.
-Masz się cofnąć w czasie? – spytał Syriusz, zaglądając jej przez ramię. – I masz zabrać ze sobą Mirtle, Bu, Chomika, a Piecka odesłać gdzieś tam. – przetłumaczył.
-Masz zakaz używania magii do odwołania. – oznajmił Blanc.
-Ona pana nie rozumie, bo za szybko pan mówi.
Blanc powtórzył wolniej.
-Ale ona musi. – powiedział Syriusz. – To jest polecenie służbowe. A to dla pana. – podał mu jakąś zbłąkaną, małą kartkę.
Miłosz przebiegł tekst wzrokiem i powoli powiedział:
-Ale tylko czar cofnięcia, bez teleportacji. Doskonale rozumiem, że trudno cię zabić, szczególnie przy użyciu zaklęć, ale jakbyś się uparła, to mogłabyś się osobiście wykończyć.
-Jak to: bez teleportacji? – Łapa był równie zdziwiony jak Mierzeja, która obecnie machała łapami w takim tempie, że Syriusz nie był w stanie stwierdzić, o co jej konkretnie chodziło.
-Masz zamówiony teleport tu dnia 20.VIII. tego roku. – powiedział Miłosz. – Aaa, i nie ściągaj opatrunków, bo ci się palce będą paskudzić. I masz zakaz prób mówienia bez konsultacji z lekarzem, a teraz cofnij się już w czasie, bo muszę się zając tym tu twoim wychowawcą.
-A ona dostanie zwolnienie z zajęć praktycznych? – spytał Black, podsuwając Blancowi dzienniczek do podpisu.


204
-Bu, Mirtle, Piecek, Chomik, do środka. - poleciła Poppy. Pomaszerowali za nią w milczeniu, zastanawiając się, o co chodzi. Chomik zauważyła Sam i pognała w jej kierunku.
-Jak dobrze, że nic ci nie jest… - w tej chwili zobaczyła Snape'a. - A profesorowi Snape'owi co się stało? - powoli odczytała znaki. - Spadek mocy, aha. A to co? - zabrała Sam list (ta nie protestowała) i przeczytała:
"Zapomniałam ci powiedzieć, że cały czas jesteś jednocześnie tu i tam, i dlatego nie mogłaś skorzystać z całej mocy. Do tego musisz jeszcze wziąć pod uwagę fakt, że pan Michał" - Piecek prychnął. - "też musi wrócić, bo również tu jest. To nadzwyczajne. Muszę przyznać, że nie wiem, jak to zrobiłaś, ale to przypomina mi tylko ten wielki przekręt dotyczący twojego nieszczęsnego dziadka, ale to inna historia.
Twoja Babcia
PS: Możecie do pierwszego września pomieszkać w tym domku letniskowym nad Zalewem, bo nikogo tam nie będzie"
-Mamy wracać?
Mierzeja skinęła głową.
-No to wracamy. A nasze bagaże?
Skrzynia na nóżkach wtargnęła do skrzydła szpitalnego, ciągnąc za sobą dwie walizki Mirtle. Dywan Sam był załadowany w połowie przez różnorakie skrzynie i szeroko szczerzył kły.
-Znalazły się. - powiedziała Bu.
-Nie odchodź!!! - Syriusz padł na kolana.
-Nie odchodź. - powtórzyła powoli Chomik tak, by Sam widziała, o co chodzi.
-Nie można burzyć porządku świata. - poinformowała go Mierzeja, migając niezbyt pewnie.
-Ale…
-Zapewne powie pan, że pan bez niej żyć nie może. - zasugerowała Mirtle.
-Sam!!! Zostań ze mną!!! - wydarł się Malfoy, ale Mierzeja nie zwróciła na niego uwagi z wiadomej przyczyny.
George po prostu siedział z otwartymi ustami.

***

To była chwila: byli, a potem zniknęli. Syriusz uderzył pięścią w podłogę. Dało się słyszeć głośne ŁUP! I jeszcze głośniejsze "Auu! Cukier!!"

***

-Jak można złamać rękę w taki sposób? - dziwiła się Poppy.
Snape otworzył jedno oko. Na zewnątrz było jasno, a on był w skrzydle szpitalnym.
-Normalnie. - powiedział Łapa. - Ale dlaczego wczoraj założyłaś mi gips? Nie można było tego potraktować zaklęciem?
-Oszczędności budżetowe. - wyjaśniła Pomfrey.
-O, ocknął się śpiący królewicz. - wycedził Syriusz, poruszając palcami i badając, ile gips może wytrzymać.
Snape usiadł.
-Wszystkiego najlepszego z okazji świąt. - stwierdziła Poppy. - A teraz racz nie męczyć mojego pacjenta. - poinformowała Łapę Pomfrey i wypchnęła go za drzwi.
Severus postanowił wstać. Koło kapci leżały dwie paczki. "Święta - o zgrozo" - pomyślał, podnosząc je z podłogi. Do pierwszej dołączono kartkę "Oto rysunki Chomika, które ona przesyła celem prezentu" - wykaligrafowane litery świadczyły o tym, że to jednak Chomik jest ich autorką, a nie jakaś osoba trzecia. Severus przyglądał się najpierw rysunkom pt. "Profesor Snape", następnie "Zły profesor Snape", "Profesor Snape daje Mirtle szlaban", "Ja dostaję szlaban" itd. W drugiej paczce był olbrzymi smoczy kieł (sam jego widok zaparł Severusowi dech ze względu na fakt, iż zdobycie tego składnika eliksiru jest bardzo kosztowne i niemalże niewykonalne). Wyciągnął również kartkę świąteczną od Sam.

***

-Jak to: odeszła? - spytał Severus.
-Udała się w przeszłość. - wyjaśniła Poppy.
-Jak to? - spytał rozdygotanym głosem Snape. - Dlaczego jej na to pozwoliłaś?!?!
-To było polecenie służbowe. - wyjaśniła Pomfrey.
-Dlaczego? - spytanie Severusa było raczej skierowane do siły sprawczej, więc Snape nie doczekał się odpowiedzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mierzeja




Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 20:34, 16 Paź 2009    Temat postu:

Epilog - prolog


Epiprolog – część 1
Z dniem 7 stycznia Sam otrzymała cztery kartki urodzinowe – takie całkowicie bezsensowne kartki: w większości różowe i do tego magiczne. Sam zdecydowanie nie przypadły do gustu pierwsze trzy. Ostatniej nawet nie przeczytała. Wszystkie zamknęła na klucz w szufladzie biurka.
Dostała również łajnobombę z instrukcją obsługi.
Na przyjęciu urodzinowym byli wszyscy ludzie oprócz tych, których nie było.


Epiprolog – część 2
-Jak ja nie znoszę walentynek! – powiedziała Mierzeja z obrzydzeniem przyglądając się serduszkom, maskotkom, bombonierkom itp. na sklepowych wystawach.
-To okropny zwyczaj. – przyznała Chomik, lustrując wzrokiem wielkie pluszowe serce z napisem „I love you” – Całkiem zbędne i niepraktyczne.
W tym samym czasie ktoś jeszcze miał takie zdanie na temat tego święta.


Epiprolog – część 3
Ogłoszenie z Tablicy Ogłoszeń Hogwarckich:
<i>„Ktokolwiek widział laskę Salazara Slytherina w całości lub w kawałkach proszony jest o powiadomienie o tym fakcie dyrekcji oraz nieukrywanie fragmentów celem pamiątek.
Dyrekcja”</i>
Mimo tego apelu nikt laski nie zobaczył ani nawet nie przechowywał z bardzo prostej przyczyny – nie było jej.


Epiprolog – część 4
Dumbledore czytał z zainteresowaniem. Był to list od Babci Sam. W to czerwcowe popołudnie ostatniego dnia egzaminów wydał się dyrektorowi bardzo dziwnym tekstem.
<i>„Albusie”</i> – czytał. – <i>„obawiam się, że szkole grozi wielkie niebezpieczeństwo. Przeanalizowałam całą sytuację z dnia 23.XII. i doszłam do wniosku, że nie nic powstrzyma tej katastrofy.”</i> – Dumbledore uniósł ze zdziwienia brwi. – <i>„Wyniki moich badań zgadzają się z wersją Samanthy – by skoncentrować dźwięk i nim ugodzić a tego Prześladowcę Ślizgonów, część głosu teleportowała się i przeniosła w czasie. Najdziwniejsze, że nie wiedziała, gdzie i kiedy, jednak mnie udało się określić czas i miejsce. To stanie się 23.VI.”</i> – „To dzisiaj” – zauważył inteligentnie Albus. – <i>„Gdy Potter wypowie na błoniach szkoły słowa ”Nareszcie koniec”, nastąpi Apokalipsa.
Babcia Sam
PS: Zalecałabym ewakuację budynku ze względów bezpieczeństwa” </i>
Dumbledore zerwał się z krzesła i pobiegł do pokoju nauczycielskiego.


Epiprolog – część 5
-Nareszcie koniec. – powiedział Potter, siadając na trawie. Ron nie odpowiedział, gdyż z otwartymi ustami patrzył na tłum, który wylewał się z zamku wraz ze swymi bagażami.
-O co chodzi? – spytał Harry.
W tym momencie dźwięk spowodował, że padł na murawę. Zanim stracił przytomność, zauważył, że mury rozsypują się w drobny pył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Ferajny Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Strona 8 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin