Autor Wiadomość
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:34, 16 Paź 2009    Temat postu:

Epilog - prolog


Epiprolog – część 1
Z dniem 7 stycznia Sam otrzymała cztery kartki urodzinowe – takie całkowicie bezsensowne kartki: w większości różowe i do tego magiczne. Sam zdecydowanie nie przypadły do gustu pierwsze trzy. Ostatniej nawet nie przeczytała. Wszystkie zamknęła na klucz w szufladzie biurka.
Dostała również łajnobombę z instrukcją obsługi.
Na przyjęciu urodzinowym byli wszyscy ludzie oprócz tych, których nie było.


Epiprolog – część 2
-Jak ja nie znoszę walentynek! – powiedziała Mierzeja z obrzydzeniem przyglądając się serduszkom, maskotkom, bombonierkom itp. na sklepowych wystawach.
-To okropny zwyczaj. – przyznała Chomik, lustrując wzrokiem wielkie pluszowe serce z napisem „I love you” – Całkiem zbędne i niepraktyczne.
W tym samym czasie ktoś jeszcze miał takie zdanie na temat tego święta.


Epiprolog – część 3
Ogłoszenie z Tablicy Ogłoszeń Hogwarckich:
<i>„Ktokolwiek widział laskę Salazara Slytherina w całości lub w kawałkach proszony jest o powiadomienie o tym fakcie dyrekcji oraz nieukrywanie fragmentów celem pamiątek.
Dyrekcja”</i>
Mimo tego apelu nikt laski nie zobaczył ani nawet nie przechowywał z bardzo prostej przyczyny – nie było jej.


Epiprolog – część 4
Dumbledore czytał z zainteresowaniem. Był to list od Babci Sam. W to czerwcowe popołudnie ostatniego dnia egzaminów wydał się dyrektorowi bardzo dziwnym tekstem.
<i>„Albusie”</i> – czytał. – <i>„obawiam się, że szkole grozi wielkie niebezpieczeństwo. Przeanalizowałam całą sytuację z dnia 23.XII. i doszłam do wniosku, że nie nic powstrzyma tej katastrofy.”</i> – Dumbledore uniósł ze zdziwienia brwi. – <i>„Wyniki moich badań zgadzają się z wersją Samanthy – by skoncentrować dźwięk i nim ugodzić a tego Prześladowcę Ślizgonów, część głosu teleportowała się i przeniosła w czasie. Najdziwniejsze, że nie wiedziała, gdzie i kiedy, jednak mnie udało się określić czas i miejsce. To stanie się 23.VI.”</i> – „To dzisiaj” – zauważył inteligentnie Albus. – <i>„Gdy Potter wypowie na błoniach szkoły słowa ”Nareszcie koniec”, nastąpi Apokalipsa.
Babcia Sam
PS: Zalecałabym ewakuację budynku ze względów bezpieczeństwa” </i>
Dumbledore zerwał się z krzesła i pobiegł do pokoju nauczycielskiego.


Epiprolog – część 5
-Nareszcie koniec. – powiedział Potter, siadając na trawie. Ron nie odpowiedział, gdyż z otwartymi ustami patrzył na tłum, który wylewał się z zamku wraz ze swymi bagażami.
-O co chodzi? – spytał Harry.
W tym momencie dźwięk spowodował, że padł na murawę. Zanim stracił przytomność, zauważył, że mury rozsypują się w drobny pył.
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:34, 16 Paź 2009    Temat postu:

203
-Kto to? – spytała Selise, wskazując na wchodzącego do skrzydła szpitalnego faceta w czarnym mugolskim garniturze.
-To Miłosz Blanc. Lekarz. – wyjaśniła Chomik, siadając obok Mirtle.
Syriusz mamrotał coś w stylu: „Bóstwo opiekuńcze, miej ją w opiece” i przestał.
-Chomiczyno moja! – powiedział Piecek, przyplątując się. – Gdzie żeś się podziewała?
-I co to za lekarz? – dołączyła Bu.
-Telefonowałam. – odparła Chomik. – A ten lekarz zajmuje się leczeniem czarodziejów, którzy nie mogą korzystać z magicznej pomocy.
-To Sam nie może? – spytał Michał, skupiając wzrok na wybrance swojego serca.
-Sam jest alergiczna, a skoro pani Pomfrey nie mogła jej pomóc, to w tej chwili musi być uczulona na magię.
-A skąd ty…? – zaczął Black.
-Nieważne. – powiedziała Bu. – Liczy się to, że Chomik zaczął działać, a nie modliła się do „Bóstwa opiekuńczego” – Gryfonka znacząco popatrzyła na Łapę.

***

Zbliżała się północ. Snape siedział przy łóżku Sam. Nieopodal Blanc przeprowadzał jakieś zawiłe doświadczenie, traktując niewielkimi dawkami magii uprzednio pobraną krew Sam. Dało się słyszeć coś, co wskazywało na to, że coś się dzieje.
Sam siedziała na łóżku i przyglądała się wszystkim ze zdziwieniem.
-Ocknęłaś się. – zauważył Snape. Uśmiech zagościł na chwilę na jego twarzy, poczym zgasł po tym, jak Sam poruszyła ustami, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Mierzeja była równie zaskoczona jak Severus.
-Ocknęłaś się. – powiedział Blanc.
Jungfrau przyglądała mu się z paniką.
-Ona nie słyszy. – doszedł do wniosku Snape, zrywając się na równe nogi. – I nie może nic powiedzieć.
Miłosz spojrzał jeszcze raz przez obiektyw mikroskopu.
-Niech pan siada. – polecił.
-?
-Wzrasta tolerancja na magię. Doskonale pan wie, że to nie jest przyjemne.
-Siadaj! – warknęła Poppy. Snape usiadł. Sam gestykulowała bardzo znacząco, ale tak czy siak nikt jej nie rozumiał. Syriusz wychylił się zza parawanu i, spostrzegł, że nikt nie zwraca uwagi na Sam ani na niego tym bardziej. Natomiast Mierzeja, ujrzawszy go, zaczęła migać.
Jak powszechnie wiadomo, para ludzi porozumiewająca się ze sobą inaczej niż to zostało przyjęte za standard, pozostanie niezauważona do czasu jakiegoś ważnego wydarzenia.

***

Sam wskazała niemym gestem na Snape’a, który zbladł i zaczął osuwać się na podłogę. Syriusz stał jak wryty (Kretyn – dop. Aurora). Blanc wyciągnął różdżkę i Snape zawisł w połowie drogi do podłoża.

***

-Nic mu nie będzie. – odpowiedział Syriusz na pytanie Mierzei zadane w takim tempie, że tylko mógł się domyślać jego treści. – I usiądź – polecił, gdyż zerwała się z łóżka.
-A ty tu czego? – spytała Poppy, wskazując na Syriusza.
-Ja w roli tłumacza.
-To dla ciebie. – Blanc wręczył Sam jakieś papierzysko.
Sam przebiegła wzrokiem po tekście i westchnęła.
-Masz się cofnąć w czasie? – spytał Syriusz, zaglądając jej przez ramię. – I masz zabrać ze sobą Mirtle, Bu, Chomika, a Piecka odesłać gdzieś tam. – przetłumaczył.
-Masz zakaz używania magii do odwołania. – oznajmił Blanc.
-Ona pana nie rozumie, bo za szybko pan mówi.
Blanc powtórzył wolniej.
-Ale ona musi. – powiedział Syriusz. – To jest polecenie służbowe. A to dla pana. – podał mu jakąś zbłąkaną, małą kartkę.
Miłosz przebiegł tekst wzrokiem i powoli powiedział:
-Ale tylko czar cofnięcia, bez teleportacji. Doskonale rozumiem, że trudno cię zabić, szczególnie przy użyciu zaklęć, ale jakbyś się uparła, to mogłabyś się osobiście wykończyć.
-Jak to: bez teleportacji? – Łapa był równie zdziwiony jak Mierzeja, która obecnie machała łapami w takim tempie, że Syriusz nie był w stanie stwierdzić, o co jej konkretnie chodziło.
-Masz zamówiony teleport tu dnia 20.VIII. tego roku. – powiedział Miłosz. – Aaa, i nie ściągaj opatrunków, bo ci się palce będą paskudzić. I masz zakaz prób mówienia bez konsultacji z lekarzem, a teraz cofnij się już w czasie, bo muszę się zając tym tu twoim wychowawcą.
-A ona dostanie zwolnienie z zajęć praktycznych? – spytał Black, podsuwając Blancowi dzienniczek do podpisu.


204
-Bu, Mirtle, Piecek, Chomik, do środka. - poleciła Poppy. Pomaszerowali za nią w milczeniu, zastanawiając się, o co chodzi. Chomik zauważyła Sam i pognała w jej kierunku.
-Jak dobrze, że nic ci nie jest… - w tej chwili zobaczyła Snape'a. - A profesorowi Snape'owi co się stało? - powoli odczytała znaki. - Spadek mocy, aha. A to co? - zabrała Sam list (ta nie protestowała) i przeczytała:
"Zapomniałam ci powiedzieć, że cały czas jesteś jednocześnie tu i tam, i dlatego nie mogłaś skorzystać z całej mocy. Do tego musisz jeszcze wziąć pod uwagę fakt, że pan Michał" - Piecek prychnął. - "też musi wrócić, bo również tu jest. To nadzwyczajne. Muszę przyznać, że nie wiem, jak to zrobiłaś, ale to przypomina mi tylko ten wielki przekręt dotyczący twojego nieszczęsnego dziadka, ale to inna historia.
Twoja Babcia
PS: Możecie do pierwszego września pomieszkać w tym domku letniskowym nad Zalewem, bo nikogo tam nie będzie"
-Mamy wracać?
Mierzeja skinęła głową.
-No to wracamy. A nasze bagaże?
Skrzynia na nóżkach wtargnęła do skrzydła szpitalnego, ciągnąc za sobą dwie walizki Mirtle. Dywan Sam był załadowany w połowie przez różnorakie skrzynie i szeroko szczerzył kły.
-Znalazły się. - powiedziała Bu.
-Nie odchodź!!! - Syriusz padł na kolana.
-Nie odchodź. - powtórzyła powoli Chomik tak, by Sam widziała, o co chodzi.
-Nie można burzyć porządku świata. - poinformowała go Mierzeja, migając niezbyt pewnie.
-Ale…
-Zapewne powie pan, że pan bez niej żyć nie może. - zasugerowała Mirtle.
-Sam!!! Zostań ze mną!!! - wydarł się Malfoy, ale Mierzeja nie zwróciła na niego uwagi z wiadomej przyczyny.
George po prostu siedział z otwartymi ustami.

***

To była chwila: byli, a potem zniknęli. Syriusz uderzył pięścią w podłogę. Dało się słyszeć głośne ŁUP! I jeszcze głośniejsze "Auu! Cukier!!"

***

-Jak można złamać rękę w taki sposób? - dziwiła się Poppy.
Snape otworzył jedno oko. Na zewnątrz było jasno, a on był w skrzydle szpitalnym.
-Normalnie. - powiedział Łapa. - Ale dlaczego wczoraj założyłaś mi gips? Nie można było tego potraktować zaklęciem?
-Oszczędności budżetowe. - wyjaśniła Pomfrey.
-O, ocknął się śpiący królewicz. - wycedził Syriusz, poruszając palcami i badając, ile gips może wytrzymać.
Snape usiadł.
-Wszystkiego najlepszego z okazji świąt. - stwierdziła Poppy. - A teraz racz nie męczyć mojego pacjenta. - poinformowała Łapę Pomfrey i wypchnęła go za drzwi.
Severus postanowił wstać. Koło kapci leżały dwie paczki. "Święta - o zgrozo" - pomyślał, podnosząc je z podłogi. Do pierwszej dołączono kartkę "Oto rysunki Chomika, które ona przesyła celem prezentu" - wykaligrafowane litery świadczyły o tym, że to jednak Chomik jest ich autorką, a nie jakaś osoba trzecia. Severus przyglądał się najpierw rysunkom pt. "Profesor Snape", następnie "Zły profesor Snape", "Profesor Snape daje Mirtle szlaban", "Ja dostaję szlaban" itd. W drugiej paczce był olbrzymi smoczy kieł (sam jego widok zaparł Severusowi dech ze względu na fakt, iż zdobycie tego składnika eliksiru jest bardzo kosztowne i niemalże niewykonalne). Wyciągnął również kartkę świąteczną od Sam.

***

-Jak to: odeszła? - spytał Severus.
-Udała się w przeszłość. - wyjaśniła Poppy.
-Jak to? - spytał rozdygotanym głosem Snape. - Dlaczego jej na to pozwoliłaś?!?!
-To było polecenie służbowe. - wyjaśniła Pomfrey.
-Dlaczego? - spytanie Severusa było raczej skierowane do siły sprawczej, więc Snape nie doczekał się odpowiedzi.
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:34, 16 Paź 2009    Temat postu:

201
-Mam dość patrzenia. – powiedziała Selka, napinając łuk.
-Tak? – Lady przypatrywała się z ciekawością.
-Myślisz, że wystarczy jedna strzała?
-Owszem, ale ze srebrnym grotem. – Flora wręczyła strzałę Selce.
Strzała przecięła powietrze i ugodziła w Sam.
-Co ja jestem?! Wilkołak?! – wydarła się Mierzeja, wyszarpując strzałę z łydki.
-Cha! – powiedział Fred i zamachnął się mieczem, ale Sam zasłoniła się zaklęciem.
-Cha! – powtórzył. – Teraz zginiesz.
Mierzeja nie zastanawiając się, wylewitowała kilka metrów w górę ku ogólnemu zdumieniu. Była blada i…
-Ona zamierza to zrobić. – wyszeptała Bu.
-Aha. – przyznała Mirtle.
-Ale o co chodzi? – spytała Lady.
-Lepiej, żebyś nie wiedziała. – odparła Chomik.
George też był zdziwiony i zastanawiał się, cóż ona zamierza uczynić; profilaktycznie wycelował w nią ostrze miecza i wówczas Sam zaczęła… Jej głos niósł się i wypełniał pełną napięcia ciszę.
-Niech wielka góra kompostu spadnie na ciebie teraz!!! – zagrzmiała. Po chwili odezwał się chór mieszany (nie wiadomo skąd) i odśpiewał czterogłosowe „Amen”.
George rozejrzał się, zastanawiając się, o co chodzi, i wówczas ugodziła go wielka góra kompostu. Publika odetchnęła z ulgą. Sam obniżyła lot i uważnie przyglądała się temu, co wylądowało na Dziewiecu. To coś w tej chwili się ruszało…
-Zmiatać stąd!!!!!!!!!! – wrzasnęła Sam.

***

Ewakuacja przebiegła nadzwyczaj szybko. Jako ostatnia wybiegła Sam. Snape stał przy drzwiach i wówczas coś wybuchło, a fala uderzeniowa pchnęła ją wprost w ramiona Severusa, a ich (w sensie razem) w najbliższą zaspę.

***

Snape wygrzebał się z zaspy i stanął twarzą w twarz z uśmiechniętym Georgem.
-Giń! – oświadczył Weasley, opierając ostrze miecza o gardło Severusa.
-Masz szlaban. – oświadczył Snape.
-Jest pan pewien, profesorze? – George wyszczerzył zęby.
Snape poczuł szarpnięcie i leżał na śniegu. Wpieniona Sam stała przed Georgem.
-Nikogo więcej nie skrzywdzisz. – wycedziła Mierzeja. – Nigdy.
Zaklęcie wypchnęło ją na zamrożoną taflę jeziora. George teleportował się i stanął przed Sam, unosząc miecz.
-Mam tego dość. – powiedziała.
W chwili, gdy broń biała obosieczna miała spaść na Sam, ta zasłoniła się…

***

On uciął jej rękę. – pomyślał Snape. Mylił się.

***

Złamane ostrze upadło na lód ku ogólnemu zdumieniu.
-Złamałam paznokieć!!! – wrzasnęła Sam. – I to wszystko twoja wina!!! – wskazała na George’a. – Mój kochany paznokieć!!! Nie miałeś prawa!!! – chłostała głosem jak batem. Czysta magia otaczała ją, krystalizując się w postaci złocistej mgły. George cofnął się. – Nie dość, że napastujesz Ślizgonów, to jeszcze przez ciebie złamałam paznokieć!!! Nie daruję ci!!! – próbowała dosięgnąć paznokciami Weasleya, który tak na marginesie był w szoku i cały czas się cofał. W końcu teleportował się na odległy kraniec jeziora, co nie uratowało go przed tym, co nieuniknione.
-Masz za swoje!!! – wrzasnęła Sam. Jej głos, podążając w kierunku George’a, przybrał realny kształt (złotej strzały) i ugodził Weasleya w pierś (nie biust), a że miał zapewne wielką F (siłę) strzały i M (masę) strzały, więc Fred przeleciał kilka metrów i zarył w zaspę.
Wszyscy obserwujący całe zajście (czytaj: z bardzo dużej odległości) zaczęli wiwatować. Oczywiście jednak ta historia nie może się tu skończyć z kilku ważnych przyczyn. Należy do nich zaliczyć temperaturę, która wokół Sam wzrosła gwałtownie, oraz obecność lodu.
Sam była doskonale widoczna, a po chwili zniknęła w ciemnych odmętach lodowatej wody.

***

-Ona nie umie pływać! – wrzasnęła Mirtle.
Snape, nie namyślając się, skoczył za nią w mroczne odmęty jeziora.


202
Syriusz stał i patrzył. W końcu podszedł do leżącego George’a. Na jego szacie nie było żadnych plam, co Syriuszowi wydało się dziwne. Połyskiwał na niej tylko długi, złoty włos. Łapa z zaciekawieniem wpatrywał się w Weasleya.

***

Snape chwycił ją za rękę i wyciągnął na powierzchnię. Całkowicie niespodziewanie pomocną dłoń podał mu Fred. Wspólnymi siłami wyciągnęli Sam na w miarę bezpieczny lód. Fred otulił ją swym płaszczem.
Coś Severusa martwiło i miał rację.

***

-Ona oddycha? – spytał Syriusz, gdy Severus mijał go, ostrożnie sterując niewidzialnymi noszami. Snape nic nie powiedział, tylko skinął głową.
-I widzisz, co zrobiłeś?! – wywarczał Łapa niedelikatnie trącając George’a stopą.
-? – Weasley otworzył oczy i spojrzał na Syriusza nieco zdezorientowany. – Dlaczego ja leżę na śniegu i gdzie jest Sam?
-Jeszcze pytasz, smarkaczu?! – zagrzmiał.
-Miałem się jej oświadczyć i potem…
-ZAMKNIJ SIĘ. – poinstruowała go Bu.
-Właśnie. – dodała Mirtle.
-I masz to zawsze ze sobą nosić. – powiedziała Chomik, pakując włos Sam do małego, skórzanego mieszka. – Zawsze. – powtórzyła z naciskiem, wręczając całość George’owi.
-Ale dlaczego? – spytał, otrzepując się ze śniegu.
-Bo moc Dziewieca jest jak wilkołactwo, tylko bardziej nieregularne i nie trzeba tego leczyć takimi okropnymi lekarstwami. – stwierdził Lupin, podchodząc do wyżej wymienionych osób całkowicie niespodziewanie. – A teraz, Syriuszu, odprowadźmy go do skrzydła szpitalnego.

***

-Jak to: nie możesz jej pomóc?!!?!?!! – Snape patrzył z niedowierzaniem na Poppy. – przecież to twój obowiązek!
-Uspokój się. – polecił Albus, który siedział na krześle przy drzwiach z zimnym kompresem na głowie.
-No jak mam się teraz uspokoić?! – spytał Severus. – Jeśli ona nie potrafi jej pomóc, to może ktoś inny. Najwyraźniej potrzebny jest jej profesjonalista.
-Precz! – poinformowała ich Poppy i wypchnęła Severusa i dyrektora za drzwi.

***

Chomik doskonale wiedziała, co się stało. Miała również teorię a propos niemożliwości udzielenia pomocy przez pielęgniarkę szkolną – tu potrzebny był lekarz ze znajomością mugolskiej medycyny. Nie marnując czasu pobiegła do dormitorium po miotłę.

***

Snape usunięty ze skrzydła szpitalnego zaczął nerwowo przechadzać się pod drzwiami, które zatrzaśnięto mu przed nosem. Mirtle siedziała na parapecie i tępo wpatrywała się w przeciwległą ścianę. Bu mamrotała coś do siebie.
-Gryffindor traci dwadzieścia punktów za wałęsanie się po szkole. – poinformował dziewczyny Snape. Nie zwróciły na niego uwagi i to go zdziwiło. Poza tym odejmowanie Gryffindorowi punktów przestało mu sprawiać przyjemność.

***

Chomik pędziła z zawrotną prędkością. W końcu ujrzała w oddali upragnioną budkę telefoniczną.

***

Syriusz przyszedł, usiadł obok Mirtle i zaczął wpatrywać się w ścianę wraz z Gryfonką.
-To moja wina. – stwierdził po chwili.
-To moja wina. – powiedział Snape. – Powinienem był jakoś zareagować.
-Nie powinnam była spudłować. – Selka stanęła obok Bu. – Jak można trafić nie w tą osobę, co trzeba?
-Masz szlaban. – powiedział Snape obojętnym tonem.
-To wszystko przez Jędrzeja. – doszła do wniosku Bu. – Gdyby on zwracał na nią uwagę…
-Dlaczego stoimy tu i gdybamy, zamiast coś robić? – zauważyła Andy. – W tej sytuacji, gdy nie wiemy, co się właściwie stało i czy Sam to przeżyje, należałoby COŚ zrobić, a nie ględzić.
-Tylko co? – spytał Syriusz, patrząc na Mirtle wzrokiem zbitego psa.
-Może wznieść modły do jakiejś siły sprawczej? – zasugerowała Mirtle. – To podobno czasami pomaga.
Syriusz wzniósł oczy do nieba, a przynajmniej miał taki zamiar, lecz przeszkodziło mu w tym sklepienie i kilka kolejnych pięter. Mimo wszystko zaczął.
-Siło sprawcza…
-…jeśli tam jesteś – dołożył Snape. – to racz…
-… nas wysłu…
-To jest modlitwa? – spytała Selka.

***

Gdy Syriusz nie zaczynał już swej modlitwy od „siło sprawcza”, wszystko poszło o wiele sprawniej.

***

Chomik nie spodziewała się, że teleport otworzy się tuż obok budki telefonicznej. Wyszedł z niego, a raczej został wypchnięty, mężczyzna około lat czterdziestu z wielką czarną torbą.
-To pana przysłała Babcia Sam! – wykrzyknęła uradowana Chomik. – Musi pan coś zrobić, bo jak nie, to ja… - tu Elmira Oda Maria Żaklina Weronika zauważyła, że głos jej drży, więc nie dokończyła.

***

-Mówiłam: nie wchodzić! – wrzasnęła Poppy. Ku swemu zdumieniu w drzwiach ujrzała nie Severusa Snape’a czy Syriusza Blacka, ale kogoś całkowicie innego. Po pierwsze: nosił typowe mugolskie ubranie, a po drugie: wyglądał tak, jak wyglądał, czyli inaczej.
-Pani Poppy Pomfrey, miło mi panią poznać. – powiedział nieznajomy, wchodząc do środka. Poppy stała z otwartymi ustami. – Widzę, że ma tu pani kilka ciekawych przypadków. – wskazał wzrokiem w kierunku Malfoya mamroczącego do siebie „Odpadnie mi cała ręka, czy tylko dłoń?”.
-Kim pan jest? – wydusiła w końcu.
-Och, nie przedstawiłem się, przepraszam. – nieznajomy zatrzymał rozbiegany wzrok na Pomfrey. – Miłosz Blanc.
-I cóż z tego?
-Mam zamiar zająć się przebywającą pod pani opieką Samanthą Search.
-Chodzi panu o Mierzeję? – spytała Poppy, przyglądając mu się podejrzliwie.
-Tak.
-Jest pan pewien?
-Jak najbardziej.
-To proszę tędy. A WY TU CZEGO?!?!?! – wydarła się na Snape’a i Blacka, którzy wdarli się na teren skrzydła szpitalnego.
-Informacji! – odparł hardo Łapa.
Poppy przez chwilę przyglądała się im podejrzliwie, poczym powiedziała:
-Severus Snape za mną.
-Waruj. – polecił Miszczunio, odchodząc.

***

Ostatnie łóżko od ściany, odgrodzone od pozostałych przepierzeniem, wzbudzało ogólne zainteresowanie. To właśnie tam zmierzała Poppy.

***

George miał dziwne uczucie, że spartaczył robotę, oraz że nie będzie już mógł tego poprawić.

***

Pierwszym, co zauważył Snape, była bardzo dziwna, wręcz nadnaturalna bladość Sam.
-Hm, muszę przyznać, że nieciekawie to wygląda. – powiedział Blanc, oglądając dłonie Mierzei. – Do tej pory tak się nie sparzyła. – pokazał bąble na opuszkach jej palców. – Co dostała?
-Tylko eliksir rozgrzewający. – powiedziała Poppy. – Woda w jeziorze jest lodowata…
-Należy do klubu morsów? – zainteresował się Blanc.
-Stopiła lód, na którym stała. – zauważył Snape. – Jak sądzą, nieświadomie.
-A on tu po co? – spytał Miłosz, otwierając torbę.
-To przewrażliwiony wychowawca. – poinformowała go Poppy. – Jest jeszcze taki problem, że ona jest alergiczna.
-Tylko nie mów mi, że w tej chwili jest uczulona na magię.
-Raczej tak. – przyznała Poppy. – i do tego on – wskazała na Snape’a. – jest z nią związany nicią dwóch oktogramów.
-Zostawić ją na chwilę bez opieki i od razu zaczyna rozrabiać. – westchnął. – Czyli jeśli jej alergia znów zmieni źródło, to jego moc spadnie do zera. Myślisz, że ustaną czynności życiowe?
-Chyba tak.
-No to trzeba coś z tym zrobić. – to powiedziawszy, posadził Snape’a na jakimś zbłąkanym krześle. Z torby wyciągnął coś, co się Severusowi całkowicie nie spodobało.

***

-Zabiję cię, Weasley. – wycedził Malfoy.
-Powodzenia. – odparł George, ostentacyjnie odwracając się do Ślizgona plecami.

***

Snape czuł się dziwnie.
Miłosz Blanc wyciągnął z torby podręczne laboratorium i zaczął badania.
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:33, 16 Paź 2009    Temat postu:

200
-Nigdy nie dotykaj Dziewicy bez pozwolenia. – poinformowała Freda Sam.
Weasley wił się na murawie.
-Jesteś podły. – oświadczyła Mierzeja do kogoś, kto siedział za Gryfonkami.
-Jestem przezorny. – poinformował George, wstając. – Jak wiesz, przezorny jest zawsze ubezpieczony.
-Podły, tylko i wyłącznie podły. – kontynuowała Jungfrau. – Bałeś się tu przyjść, więc posłużyłeś się własnym bratem.
Widownia ponownie zareagowała wielkim „Ooooo!”.
-Nie miałeś prawa! – dodała.
-Gdyby nie ta mała zamiana, to ja leżałbym tam, wijąc się w przedśmiertnych drgawkach. – powiedział.
-Jesteś śmieciem! – oceniła George’a Chomik. – Manipulowałeś nie tylko nim, ale jeszcze profesor Andromedą Black, do tego masz jeszcze czelność próbować usprawiedliwiać swoje zachowanie.
-Przyjaciół Ślizgonów również zabiję.
-„A Dziewic będzie jednym z dwóch” – wymamrotała Flora. – SAM! UWAŻAJ!
George uśmiechnął się paskudnie. W następnej sekundzie Mierzeja próbowała zablokować potężne Zaklęcie Przemieszczenia. Zbyt potężne… Uderzenie w betonową kolumnę pozbawiło ja przytomności.
Snape zerwał się na równe nogi, Syriusz również.
-Kochani Ślizgoni – zaczął George. – będziecie teraz świadkami śmierci waszych współbraci.
Snape przeskoczył przez barierkę i pognał niezauważony w kierunku schodów. A Syriusz za nim.

***

-Zacznijmy od Malfoya. – powiedział George, teleportując się na jedną z kolumn na boisku.
Draco zaczął lewitować ku swemu zdumieniu.
-Zabiję go, z jego szczątki rozwłóczą psy! Cha! Cha! Cha!
-Cha! Cha! Cha! Bardzo śmieszne, a teraz racz przestać siać tu panikę, George. – powiedziała McWiadomoKto.
-Weasley! – Snape stał na płycie boiska i celował w wyżej wymienionego Gryfona różdżką. – Jeśli natychmiast nie przestaniesz, to…
-Jak pan śmie mieszać się w nieswoje sprawy, profesorze Snape! – Dziewiec użył takiego tonu, który mógłby robić coś, do czego normalny ton głosu nie byłby zdolny.
Syriusz wychylił się zza ramienia Severusa i powiedział:
-Czy nie ma szans na pokojowe rozwiązanie tego konfliktu?
-Nie. – powiedział Fred, wstając. – Z moim psychicznym bratem jakakolwiek rozmowa nie ma sensu.
-Ty też zginiesz! Tak samo jak ten Ślizgon! – oświadczył George. – To przez ciebie nie mogę władać pełnią mych mocy! – Malfoy przeleciał przez całą długość boiska i gdy już miał roztrzaskać się o podłoże… zawisł w powietrzu ku ogólnemu zdziwieniu.
-Nie mam zamiaru patrzeć, jak go wykańczasz. – Chomik wymachiwała łapkami. Draco cały czas wisiał łokieć nad oblodzonym boiskiem. – Nie masz prawa zachowywać się w ten sposób! Czy to jego wina, że jest Ślizgonem?
-Tak! – oznajmił George. – A ty nie masz prawa wtrącać się do tego pojedynku! – w dłoni zmaterializowała mu się mała, metalowa gwiazdka i pofrunęła w kierunku Gryfonki. Chomik uchyliła się. Kolejny Orion rzucony niecelnie ugodził w Piecka.
-Gińcie, Ślizgoni! – poinformował wszystkich George.
-To jest Gryfon. – zauważyła Bu, próbując zrobić coś z Orionem sterczącym z ramienia Michała.
-George! Jak możesz!!! – Ginny była w szoku. – A ja myślałam, że to Bu jest Dziewiecem, tymczasem to ty! – to powiedziawszy, zaczęła wylewać łzy w szatę Pottera, który siedział nieopodal.
-Nie dotykaj mojej siostry, Potter. – wycedził George. – Ciebie…
-Taż zabiję; tak, oczywiście! – Fred stał oparty o miecz.
-Chcesz zginąć? – spytał jego brat bliźniak.
-Ta rozmowa nie ma sensu. – powiedziała Sam. Spostrzegła na widowni rannego Piecka i się zdenerwowała. – Co ty sobie wyobrażasz! Rzucasz niebezpiecznymi narzędziami w kierunku widzów! Żebyś ty jeszcze trafiał w Ślizgonów!
-Mam trafiać, to proszę bardzo. – George rzucił Orionem w lewitującego Malfoya i trafił.
-Brawo! – Sam zaczęła klaskać. – Brawo! Potrafisz trafić w nieruchomy cel, to niesamowite.
-Nie kpij ze mnie.
-Ja? Kpię? Z ciebie? Przecież bym się nie ośmieliła!
-Nigdy nie zwróciłaś na mnie uwagi! – wydarł się Dziewiec. Snape zatkał uszy. – Ukarzę cię za to!
-W imieniu księżyca? – spytała Mirtle.
-Jak śmiesz mi przerywać?! – wrzasnął George i wszyscy Ślizgoni próbowali go nie słuchać. Niestety, nieskutecznie.
-Normalnie, ty nieujemna potworo! – kontynuowała Andy.
-Nie daruję ci! – oznajmił Dziewic i Mirtle odkryła z przerażeniem, że
1)stoi z nim twarzą w twarz
2)jest na boisku
3)coś się szykuje
-Jak chcesz zginąć? – zagadnął tonem ociekającym groźbą.
-A mam jakiś wybór? – spytała.
Odpowiedź nie padła z bardzo prostej przyczyny – wąż do tej pory przypatrujący się całej sytuacji zatopił zęby w łydce George’a i najwyraźniej nie miał zamiaru puścić. Dziewiec odsunął od siebie Mirtle i spytał, kierując wzrok na Sam.
-Czy on jest jadowity?
-A skąd mam do jasnego cukru wiedzieć?
-To twój wąż!
-Czy muszę odpowiadać za wszystko, co należy do mnie?
Miecz wyrwał się z ręki Freda i po chwili…
-JAK ŚMIAŁEŚ!!!!!!!!!! – wydarła się Mierzeja. – Zabiłeś go!!!!!!
-A teraz zabiję ją! – George wstał i wskazał ostrzem na Mirtle. – Albo lepiej jego! – rzucił bronią w kierunku Snape’a, ale chybił.
-Niech cię jasny cukier! – wydarł się Dziewiec. – Jak śmiesz mi przeszkadzać, przecież jesteś moim bratem!
-Tak, jestem bratem, ale idioty. – stwierdził chłodno Fred.
-Giń! – wycedził George, kierując ostrze miecza w kierunku Freda.
Błysnęło. Błyskawica ugodziła tuż obok Freda tylko dlatego, że Andy zastosowała chwyt judo, a następnie wykonała wyćwiczony na aerobiku skłon, co uchroniło ją od trafienia Orionem, a George’a sprowadziło do pozycji horyzontalnej.
-Cóż czynisz, niewiasto?! – wydarł się, ale ona go nie słuchała, bo zwiała. Fred zresztą też.
Snape powoli wycofywał się, Syriusz również.
-ZABIJĘ WAS WSZYSTKICH!!!!! – oznajmił George.
-Nie krzycz. – poinformowała go Mierzeja.
-ZABIJĘ!!!!!! – oktarynowe iskry otaczały go, a poświata sprawiła, że śnieg stał się purpurowy.
Mierzeja podniosła laskę i ugodziła nią George’a w kolano. Spojrzał na nią z czystą nienawiścią i zamachnął się mieczem. Metal zazgrzytał o metal.
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:33, 16 Paź 2009    Temat postu:

198
Wszyscy zasiedli na trybunach o godzinie 16.55, bo jeśli już trzeba będzie zginąć, to przynajmniej należałoby zapewnić sobie rozrywkę (w niedosłownym tego słowa znaczeniu) przez te kilka minut.

***

Sam stała na murawie (obecnie na murawie, śniegu, lodzie, śniegu itd.) i się rozglądała. Na trybunach panowała nieopisana wrzawa, więc nie będę się starała określić, co to była za wrzawa. Wszystkim udzielał się niepokój.

***

Chomik wraz z Bu i Mirtle siadły za profesor Trelawney. Piecek usiadł obok Gryfonek. Nieco dalej usadowił się Snape i podejrzliwie spoglądający na niego Syriusz. Łapa wyciągnął z kieszeni paczkę cukierków i zaczął je pochłaniać w zastraszającym tempie. Mirtle próbowała stwierdzić, co dzieje się na dole. Snape wyciągnął lornetkę.

***

Było już ciemno. Magiczne oświetlenie gwarantowało jako taką widoczność. Mierzeja stała oparta o jedną z kolumn i wyczekująco spoglądała w niebo, więc Snape też tam spojrzał. Delikatny podmuch wiatru poruszył szopą Jungfrau. Całkowicie niespodziewanie jeden z wyraźnie widocznych obłoków wbrew wszelkiej logice i jakimkolwiek prawom rządzącym termodynamiką obniżył swój lot i „usiadł” na boisku. Postać, która się z niego wyłoniła…
-Fredzie Weasley – powiedziała Sam, a wszyscy obecni ze zdziwieniem zauważyli, że doskonale ją słyszą. – jak mogłeś napastować Ślizgonów przez tak długi czas, nie ujawniając się?
-A co to? – Fred wyszczerzył się. – Nie wolno?
-A co zrobisz, jak powiem, że nie? – Mierzeja również się uśmiechnęła.
-To… - wykonał gest wyglądający na odpędzanie natrętnej muchy. Siła zaklęcia spowodowała, że Jungfrau przeleciała kilka metrów w powietrzu i wylądowała w zaspie. Widownia zareagowała na to jednym wielkim „Oooo!!!”.

***

Selka z łukiem w ręce przecisnęła się obok Snape’a, ciągnąc za sobą Lady.
-Coś przegapiłyśmy? – spytała, siadając obok Chomika, która niestety nie udzieliła jej odpowiedzi z powodu szoku.
-Przedstawiam wam Dziewieca Gryffindoru. – oznajmiła Mirtle, wyjadając osłupiałemu Syriuszowi cukierki.
-To ten śmieć? – spytała Selka.
-Nie wiem, o kogo ci chodzi, ale chyba tak.
-No to ja mu pokażę. – wycedziła Once Mori, próbując wstać.
-Nie gadaj, tylko patrz. – poinstruowała ją Flora, również częstując się cukierkami Syriusza.

***

Sam wygrzebała się z zaspy i prychając stwierdziła:
-Nie wiem, co to miało znaczyć.
-To było ostrzeżenie. – wyjaśnił Fred.
-Tak? – Mierzeja znacząco uniosła brew.
-To za to, że się mną nie interesowałaś. – powiedział Dziewiec. Sam, usłyszawszy te słowa, usiadła na śniegu. – Wolałaś tego oślizgłego gada! – wskazał na Snape’a. – Na mnie nawet nie spojrzałaś! Jesteś do głębi zepsuta! I do tego nie ma pewności, czy jesteś dziewicą…
-Ehm! – to Mirtle stała i się darła. – Ehm! Co ty insynuujesz, Fred?
-No właśnie! – dołączyła Chomik, również wstając. – Czy ty przypadkiem za dużo sobie nie wyobrażasz?!
-Najpierw skończę z nią, a potem zabiję Ślizgonów, a potem przyjaciół Ślizgonów. – powiadomił wszystkich Fred.
-No świetnie! – dołączyła Flora, również wstając. – To może w następnej kolejności zabij rodziców Ślizgonów!
-I ich stryjeczne ciotki ze strony matki! – dodała Bu.
-I sprzedawców szat! – podjęła Chomik. – Mleczarzy, kioskarzy…
-Psy sąsiadów i te koty z naprzeciwka! – dołączyła Mirtle. – I w ogóle wszystkich, którzy kiedykolwiek mieli jakikolwiek kontakt ze Ślizgonami!
Sam ziewnęła.
-A ty nie ziewaj w mojej obecności!!!! – wydarł się Dziewiec.
-A coś ty taki wrażliwy? – spytała Sam, wstając.
-To moja sprawa.
-Aha! Twoja sprawa. Wiesz co, Fred, cukrzysz takie głupoty, że gdybym nie znała twoich rodziców, to bym powiedziała, że cię nie kochali i w dzieciństwie bili cię sprzętem AGD i RTV. – powiedziała Jungfrau, ponownie ziewając.
-Nie masz prawa tak mówić. – wycedził, podchodząc do niej.
-To jest wolny kraj i nie mam zamiaru nikogo słuchać. – stwierdziła chłodno Nehrung.
-Będziesz mi posłuszna, bo inaczej…
-Co? – przerwała mu. – Zabijesz mnie, a ciało wystawisz na spalenie? Chociaż chyba nie, o tej porze roku raczej na zmrożenie.
-Nie rób sobie ze mnie żartów. – wycedził.
-…
-Zapomniałem ci powiedzieć, że nigdzie nie uciekniesz. Zaklęcia blokujące są na tyle silne, by cię powstrzymać. Możliwość teleportacji też ci odciąłem.
-Jak miło. – stwierdziła Sam z fałszywą słodyczą w głosie. – Chcesz coś jeszcze dodać?
-Nie przeginaj. – poinformował ją.

***

-A gdzie jest George? – zainteresowała się Chomik.
-Tam. – Bu wskazała gdzieś do tyłu i w prawo.
Selka i Lady obejrzały się. George siedział z otwartymi ustami i chyba nie bardzo rozumiał, jak jego brat mógł coś takiego robić i do tego jeszcze w obecnej chwili pleść androny.


199
-Nie mam zamiaru z tobą walczyć. – oznajmiła Mierzeja.
-Nie interesuje mnie twoje zdanie. – powiedział. – Accio miecz.
Miecz Godryka Gryffindora znalazł się w jego ręce. Laska bezdźwięcznie wsunęła się w jej dłoń. Uderzenia metalu o metal niosły się po boisku.
Dziwna cisza panowała na trybunach. Widać było, że Dziewiec wypróbowywuje swego przeciwnika i szuka słabych punktów.
-Co możesz mi tym zrobić? – powiedział wskazując laskę. – Ogłuszyć?
Bezbłędnie blokowane uderzenia niepokoiły Mierzeję.
-Ukąsić! – powiedziała w końcu przez zaciśnięte zęby.
Wąż oplatający laskę ożył. Spłynął w dół i ułożył się między Sam a Fredem, mierząc go nienawistnym spojrzeniem zielonych oczu.
-Tylko tyle? – spytał z kpiną.
-Aż tyle.
Kolejna seria idealnie sparowanych ciosów zaczęła już Mierzeję irytować. Przed ciosem od góry potrafił się osłonić, w kostkę nie mogła go trafić, bo odskakiwał.
-Ciężko, co? – spytał z fałszywym zainteresowaniem.
-A żebyś sczezł! – wycedziła.
-Nie ładnie tak mówić, nie ładnie…
-Gadasz jak profesor Trelawney.
-A co ci do tego?! – natarł na Mierzeję tak, że musiała się cofać.
Cięcie było tak szybkie, że nawet go nie zauważyła. Severus aż wstał.
-O to chodziło? – spytała Sam. – O to?
-Chodziło mi o zwycięstwo i zwyciężę.
-To proszę! – odrzuciła laskę. – Zrób to, do jasnego cukru, i miejmy z tym spokój. Nie będę musiała się męczyć z całym tym światem i paroma innymi również.
-Nie liczy się zwycięstwo, które nic nie kosztuje. – wycedził, podchodząc do niej.
-Tak? To co, mam cię uderzyć, żebyś się poczuł dowartościowany? – zakpiła.
Krople krwi spadały na śnieg.
-Nie wiem, czy ma sens litowanie się nad tobą w tej chwili, ale może rzeczywiście najpierw zajmę się Ślizgonami. Oni będą bardziej godnymi mnie przeciwnikami.
-A żeby cię pokręciło. – wysyczała Mierzeja.
-A zamknij się. – polecił i powtórnie wykonał zaprezentowany na początku gest odganiacza muchy. Sam przefrunęła ponownie odległość kilku metrów i wpadła w zaspę. Śnieg nabierał barwy krwi.

***

-Zacznijmy od pierwszoroczniaków. – powiedział Dziewiec i… strzała utkwiła tuż obok jego stóp.
-Następnym razem nie spudłuję. – ostrzegła Selka lodowato.
-Och, wasza półelfiość raczy wybaczyć, że pytam – zaczął Fred. – ale czy zamierza wasza półelfiość ich bronić?
-A nie widać?
-Zabiję patałacha. – wyszeptała Flora, patrząc na zaspę, w której zniknęła Sam.
-Jemu to powiedz, a nie nam. – Mirtle też była z lekka zaniepokojona.
-Zabiję cię, patałachu!!! – wydarła się Flora. – Petrificus Totalus!
Zaklęcie odbiło się od Dziewieca i trafiło w Dumbledore’a.
-Zginiecie wszyscy. – poinformował zebranych Fred.
Ręka Chomika wystrzeliła w górę.
-Czego?
-Czy ty przypadkiem nie uogólniasz? A tak właściwie to o co ci… O cukier!
To, co tak przeraziło Chomika, było dla Dziewieca niewidoczne, bo znajdowało się za jego plecami. Odwrócił się powoli. Za nim stała Sam w długiej błękitnej szacie z laską w ręku i spojrzeniem sugerującym złe zamiary. Cała postać Mierzei jarzyła się delikatnym złotym blaskiem.
-Nie lubię zabijać. – poinformowała go. – Ale dla ciebie zrobię wyjątek, jeśli będę musiała.
-Jeszcze się nie pozbierałaś. – zauważył ściekające z prawego ramienia Sam stróżki krwi.
-Nie twój cukrzony interes! – zakręciła laską młynka. Powietrze znieruchomiało na moment, poczym zaczęło się kręcić zgodnie z kierunkiem nadanym mu przez Mierzeję.
-Magia pogody. No proszę, któżby się spodziewał tego po takim nieudanym egzemplarzu… - teleportował się tuż za plecami Sam. – Masz za mało czasu, dziecinko.
-Nie jestem dla ciebie dziecinką!
-Jesteś zbyt powolna.
-Tak?
-Tak. – chwycił Sam za gardło.
-O co ci chodzi? – wydusiła.
-Chcę mieć święty spokój i Dziewicę u mego boku, ale nie wiem, czy to dziewica…

***

-To się jakoś nazywało… - zaczęła Chomik.
-Zboczenie seksualne? – podsunęła Andy.
-Bardziej konkretnie…

***

Przed oczami zaczęły jej latać czarne plamy.
-Udusisz ją! – wydarł się Syriusz.
-Nie.
-Tak
-Nie.
I w tym momencie Dziewiec przewrócił się.
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:33, 16 Paź 2009    Temat postu:

196
Chomik z przerażeniem patrzyła na to, w co miała się ubrać.
-Cco to jest? – spytała Gryfonka, potrząsając suknią i płaszczem w kolorze niebieskim. Projektant nie przewidywał najprawdopodobniej, że ktoś o wymiarach Chomika będzie musiał je założyć.
Sam westchnęła, uniosła dłoń i Chomik miała na sobie fatalną suknię.
-O to chodziło? – stwierdziła Sam, wskazując na luźny (zbytnio) materiał w pewnych wiadomych miejscach. – Zaraz temu zaradzimy. – Naciągnęła materiał i tan ukształtował się, jak należy.
-Dzięki. – powiedziała Chomik.
-Te spodnie są za krótkie. – oświadczył Fred.
-Już nie. – Mierzeja pstryknęła palcami.
Drzwi otworzyły się i bez pukania do pomieszczenia wszedł Severus.
-Macie wziąć swoje miotły i na boisko. – wycedził.
-Ja nie mam miotły! – wydarła się Chomik.
-Elmiro Odo Mario Żaklino Weroniko Chomik – wycedził Severus ku zdumieniu obecnych (bo większość nie rozumiała, o co Snape’owi chodziło). – nie jest to moim problemem, że jesteś nieprzygotowana. Z tego powodu jestem zmuszony dać ci szlaban, poza tym Gryffindor traci piętnaście punktów.
-I znowu za nic. – skomentowała Bu.
-Panno Beatrycze Urszulo Masłowska – Severus skierował wzrok na wyżej wymienioną osobę. – czy to, co słyszałem, było…
-Severusie Snape! – Sam chyba była dość zdenerwowana, bo użyła takiej, a nie innej formy. – Jeśli jeszcze raz przerwiesz nam przygotowania do zawodów, to się bardzo zdenerwuję!
Miszczunio patrzył na Mierzeję ze zdumieniem, co ta wykorzystała, by wypchnąć go za drzwi.

***

-Macie zagrać w precla. – oznajmił Dumbledore.
-W co? – spytał Ron.
-W precla. – powtórzył Albus.

***

-Oto zasady. – powiedziała McGonagall. – Latacie na miotłach. Każda drużyna ma strzelać gole do bramki w kształcie precla. Macie po jednym obrońcy, trzech napastników, trzech środkowych i preclowego.
-Kogo? – spytał Ron.
-Preclowego. – odparła spokojnie Minerwa, poprawiając okulary. – Obrońcy mają do dyspozycji pałki, bramkarz ma rękawice, a preclowy ma polegać na własnych siłach. Dziękuję. – to oświadczywszy, poszła sobie.
Chomik ściskała miotłę Sam (tę poprzednią) pod pachą.
-A… - Minerwa wróciła. – Zabrania się rzucania na przeciwników kowadeł, krów, uroków o przedłużonym działaniu, luster, płonących kul itp. – to powiedziawszy, McWiadomoKto opuściła zawodników definitywnie.

***

-Uważajcie na bąki. – powiedziała Sam.
-Co? – Fred nie rozumiał, o co chodzi.
-To trzy pasiaste, bardzo szybkie piłki, które atakują wszystkich zawodników. Są bardzo niebezpieczne. Nawet bardziej niebezpieczne od tłuczków. – wyjaśniła Chomik. – A tak w ogóle to macie łapać plaster.
-A co to jest? – Malfoy potknął się o płaszcz.
-Coś w rodzaju kafla, tylko żółte i mniejsze.
-Aha.
-A kto będzie preclowym? – spytała Bu, mocniej ściskając pałkę.
-Proponuję Sam. – poinformowała wszystkich Mirtle.
-Dlaczego? – Ginny próbowała nie potykać się o własną suknię i jednocześnie jakoś posuwać się do przodu.
-Bo ona w to grała często na tej pozycji – poinformowała wszystkich Chomik. – i się nie połamała, i drużyna „My Made In Rembertów” wygrała na stadionie Rembley z reprezentacją muzyków Disco Polo.
-Dobra. – przerwał jej Fred. – Czy ktoś jest przeciwny wysuniętej tu kandydaturze?
Zaległa cisza.
-No to mamy naszą preclową. Sam? – Fred zaczął się za nią rozglądać i cała reszta też. Malfoy był przerażony, że mu ktoś Mierzeję ukradł.
-A ona oczywiście sobie poszła. – westchnęła Bu, wskazując Sam, która była już dość daleko.
-No to ja gońmy. – poradził Fred, więc pobiegli.

***

Pottera zamurowało, całą resztę również. Trybuny były pełne ludzi wszelkiego rodzaju, poczynając od zdenerwowanych Gryfonów i Ślizgonów, na coraz bardziej zdenerwowanych nauczycielach kończąc. Na dodatek wszyscy ubrani byli w mugolskie ciuchy, co dopełniało ogólnego wrażenia chaosu.
-Co to jest? – spytała w końcu Ginny.
-Zapomniałam wam powiedzieć, że boisko nie jest takie gładkie. – powiedziała Bu.
-Gładkie?! – wydukał Malfoy. – GŁADKIE?! Przecież tu stoją betonowe słupy!
-Konkretnie dwadzieścia pięć kolumn. – dodała Sam.
-Czy to jest bezpieczne? – spytał Draco.
-Nie. – powiedziała Mirtle. – I o to chodzi!.


197
Pani Hooch zagwizdała i zawodnicy wystrzelili w powietrze. Bu pofrunęła na swoją pozycję tuż przy bramce. Wypuszczono piłki i…
Potter ledwo uchylił się przed nadlatującym bąkiem. Szybko poszybował nieco wyżej, ale zdecydowanie dalej. Coś małego, przypominającego srebrną kulkę przemknęło obok niego i zniknęło w oddali.
Mirtle chwyciła plaster i szybko podała go do Chomika, która przerzuciła go do Malfoya, a on z kolei go upuścił. Okazję wykorzystała Hermiona i…
Bąk przeleciał tuż obok jej ucha, a za nim podążyła Sam. Wyrwała z rąk osłupiałej Hermiony plaster i rzuciła go Chomikowi.
Po chwili było 1:0 dla grupy I. Ron, który frunął za Mierzeję (co nie za bardzo mu wychodziło), przemknął obecnie obok Pottera i zastanawiał się, jak złapać tą małą srebrną piłkę.
-To jest Mała Srebrna Kulka Na Wilkołaka. – poinformowała go telepatycznie Sam.
Chomik w panice miotnęła zamrażaczem w kierunku nadlatującego bąka, ale spudłowała i trafiła w Piecka, który spadł wraz z miotłą na boisko i wówczas się zaczęło.
Mirtle wrzasnęła:
-Do boju!!! – i pognała z plastrem w kierunku bramki przeciwnika. Hermiona zastąpiła jej drogę i próbowała wcelować w nią sporej mocy ogłuszacz, ale trafiła w Mierzeję. Sam odbiła zaklęcie, które uderzyło w betonową kolumnę (ta ostatnia nie była zbyt zadowolona z utraty sporej swej części).
Cho zabrała Andy plaster i…
-Galaretowate nóżki! – wypalił Potter. Nie było to chyba najlepsze zaklęcie, by zatrzymać Chang, ale nic innego nie przyszło mu do głowy, a szkoda, bo w tej chwili bąk uderzył go w kolano, powodując, że cała noga…
-Auuu! – wydarł się. – O jasny cukier!
-Żyjesz? – spytała Jungfrau, zatrzymując miotłę tuż obok Pottera.
-Nie widać? – wycedził.
-Pottera Noga Reparo? – spytała Sam.
Harry, niczego nie rozumiejąc, definitywnie stracił przytomność i spadł z miotły.
-Nie mógł się wcześniej zdecydować? – wymamrotała Mierzeja, trzymając Pottera za płaszcz, poczym powoli obniżyła lot, ostrożnie umieszczając Harry’ego na murawie (obecnie pokrytej śniegiem, lodem itp.).
Wystrzeliła w górę i zauważyła, że sytuacja się zmieniła:
1) było 3:1 dla grupy II
2)Chomik próbowała odebrać plaster Neville’owi
3)Ron był w połowie zaklęcia odurzającego, a różdżką celował w Bu.
4)Bu najspokojniej w świecie go ignorowała
5)Crabe i Goyle siedzieli na swoich miotłach do momentu, gdy Fred zdzielił ich niby przypadkiem swoją pałką. George nie pozostawał dłużny swojemu bratu i teraz próbował unicestwić miotłę Mirtle (właścicielkę miotły prawdopodobnie również).
Potter z lekka skołowany rzucał jakiegoś Patronusa na Hermionę, co spowodowało, że kilka rzeczy stało się jednocześnie. Bąk uderzył Hermionę między łopatki. Mirtle wyrwała plaster Neville’owi i strzeliła gola. Sam pochyliła się i bez problemów schwytała Małą Srebrną Kulkę Na Wilkołaka i oberwała bąkiem w nadgarstek. Potter przyglądał się, jak spojrzała z czystą nienawiścią na ten niezaprzeczalnie martwy przedmiot. Po chwili zaklęcie zamrażające trafiło w winowajcę. Harry patrzył, jak kulka spada (tuż obok jego głowy), poczym otworzyły się małe drzwiczki i ze środka wyszedł zielony chochlik. Potter wytrzeszczył oczy, bo w tej chwili stworzenie oznajmiło:
-Muszę zmienić ten cukrzony zawód!

***

Zwycięstwo przypadło w udziale grupie I. Po dekoracji liściem laurowym i czym tam jeszcze się dekoruje zwycięzców, wszyscy poszli na późny lunch.

***

Snape przyglądał się Sam, a ona nie przejawiała zainteresowania niczym konkretnym poza swoim talerzem. Severus siedział więc za stołem nauczycielskim i się na nią jopił, a ona na niego nie.
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:32, 16 Paź 2009    Temat postu:

194
Snape’a obudził świt. Światło wlewało się do gabinetu we właściwy tylko i wyłącznie porannemu światłu sposób. Światło było złote, złote i… Miało barwę jak…
Na ramieniu miał tylko kilka złotych włosów. Sam ulotniła się.
-<i>„Widzisz!”</i> – powiedział głos.
-Zamknij się. – wycedził Severus, z trudem podnosząc się z sofy. Wiedział już, dlaczego nie należy spać na tego typu meblach – wszystkie mięśnie mu zesztywniały. – Gdzie ona jest? – zaczął się zastanawiać na głos.
-Wyspałeś się? – w drzwiach stał Syriusz.
-Do budy! – warknął Miszczunio, poczym ziewnął.
-Wiesz, co dzisiaj jest za dzień? – spytał Łapa.
-Poniedziałek? – Severus udał się w kat pokoju, gdzie stała szafa.
-Dziś jest dzień pojedynku i zawody. – oświadczył grobowym głosem Syriusz.
-I co z te… Dziś?!?!
-Zdecydowanie tak.
-Cukier!

***

Gdy Severus zbiegł (powiewając szatą i na pół przetłuszczonymi włosami) do Wielkiej Sali, zobaczył tradycyjny rozgardiasz. Stanął jak wryty…
1)Wszędzie było pełno uczniów, ale to akurat nie należy do nadprzyrodzonych zjawisk
2)Uczniowie jedli
3)Wszyscy wyglądali jakby z lekka…
-Jak już mówiłem – Dumbledore w czerwonym swetrze z napisem „Nazwa Czegoś Konkretnego” kontynuował. – macie wszyscy być w mugolskich ubraniach. Ciebie też to dotyczy, Severusie. Skoro wszyscy zaspali…
-Ehm!
-Oprócz panny Sam. – poprawił się. – To o 9.00 zaczniemy zawody.

***

Za pięć dziewiąta Sam weszła na czele grupy I do Wielkiej Sali, która wyglądała zupełnie inaczej niż przed godziną. Naprzeciw siebie ustawiono dwa stoły. Przy tym po lewej umieszczono tabliczkę „Grupa I”, więc tam usiedli.
-Czyli nie mamy żadnej strategii. – stwierdziła Ginny, dziś ubrana w luźne wrzosowe spodnie i bluzkę adekwatną do warunków atmosferycznych.
-Całkowicie się z tobą zgadzam, siostrzyczko. – Fred ziewnął, przeciągnął się i na tym zakończył wypowiedź.
-Nawet nie wiemy, co będziemy robić. – zauważyła inteligentnie Bu.
-I nie zdążyłam się przygotować. – oświadczyła Chomik.
-I co z tego? – spytała Mirtle.
Potter patrzył z nienawiścią na Malfoya, a ten z kolei rewanżował się Harry’emu tym samym, a przy okazji zerkał na Sam z nieskrywaną miłością i zawodem (dziwne, że nie dostał zeza – dop. Aurora).
-A ty co się nie odzywasz? – spytała Mirtle, szturchając Sam.
-Nie dotykaj jej, szlamo! – wypalił Draco i dostał w łeb od Freda, siedzącego po jego prawej stronie.
-Wzdech! – zakomunikowała Mierzeja. – Ja się przy was wykończę.
Malfoy zrobił minę urażonej niewinności.
Ten moment wybrała sobie Hermiona na wprowadzenie swej grupy do Sali. Ron patrzył na Pottera z politowaniem, Cho patrzyła na Pottera z czymś tam wyraźnym w oczach i nie tylko, a Crabe i Goyle wlepili tęskne spojrzenia w Malfoya, Piecek potknął się, spoglądając na Chomika.
-Skoro już jesteście – zaczął Dumbledore, pomagając Michałowi zachować równowagę. – to zacznijmy.
-Tak bez widowni? – spytał George.
-Oto krzesła – kontynuował Albus, jakby nie usłyszał pytania. – które macie ustawić bez używania czarów. Kto ustawi ich więcej w przeciągu pięciu minut, tan dostanie piętnaście punktów.
Ręka Sam wystrzeliła w górę.
-Tak?
-Już zaczęliśmy?
-Tak.
-A czy obowiązują tu jakieś inne zasady?
-Nie.
-Aha! – i Mierzeja uderzyła George’a w splot słoneczny łokciem, a następnie podcięła Crabe’a i Goyle’a, którzy się na nią gapili, poczym wydarła się na nieco oszołomioną własną grupę: - Ruszajcie się do jasnego cukru!
Hermiona postanowiła działać. Chwyciła pierwsze krzesło i wręczyła je Neville’owi.
-Ruszaj się!
Longbottom ruszył w kierunku ustawianego przez Cho i Rona rzędu i drogą zastąpił mu Potter.
-Przykro mi. – powiedział i bez problemu odebrał krzesło.

***

Bój o ostatnie krzesło był niepotrzebny, ale był. Sam zakręciła laską młynka, poczym poinformowała Granger:
-Patrz. – poczym wyrzuciła laskę do góry. W tej chwili Fred zabrał krzesło. Sam złapała laskę i poinformowała Albusa: - Zrobione.


195
Widzowie zasiedli na Sali. Piecek był zły. Chomik zabrała mu krzesło, uprzednio go podcinając.
-Oto zestaw pytań. – powiedziała McWiadomoKto. – Do odpowiedzi zgłaszamy się przez uderzenie w gong, gdy skończy się czytać pytanie. – na stołach pojawiły się wyżej wymienione instrumenty.
-Czytam pierwsze pytanie. – oznajmiła Trelawney. – Co to jest wietrzenie?
Gongi zabrzmiały jednocześnie. Albus nie bardzo wiedział, co zrobić. Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco. Widownia wstrzymała oddech w wyczekiwaniu.
-Ehem. – zaczął dyrektor. – Poproszę tu pannę Chomik i pannę Granger, bo to one uderzyły w gongi.
Chomik podeszła i…
-Proszę wypełnić te dokumenty. – McGonagall wręczyła uczestniczkom opasłe arkusze. – Jest to typowy mugolski formularz z prośbą o podłączenie telefonu. Drużyny mogą wam pomagać.
Chomik rzuciła dokument na stół.
-Kto poprawnie odpowie, zdobędzie dziesięć punktów i prawo odpowiedzi na pierwsze pytanie.
-Beznadzieja! – skomentowała Chomik, wypełniając rubryki dotyczące danych personalnych.
-Jak odpowiedzieć na pytanie „Dlaczego pan prosi o podłączenie telefonu?”? – spytał gdzieś z drugiego końca stołu Fred.
-Łączność ze światem. – warknęła Mierzeja, zajmująca się arkuszami dotyczącymi ochrony danych osobowych. Po chwili chwyciła jedną z kartek i podbiegła do stołu sędziowskiego. – Mogę prosić pana o podpis? – spytała Albusa. – Czytelny, jeśli łaska.
Dumbledore podpisał się
<div align=center><i>Albus Dumbledore</i></div>
-Dziękuję. – i Jungfrau pobiegła z powrotem do swojej grupy. Dyrektor nie wiedział, po co ten podpis.

***

Po dwudziestu minutach pracę ukończyły oba zespoły. Nikt nie wiedział, kim jest zgarbiony mężczyzna po pięćdziesiątce, który siedział obok Albusa. Okazało się, iż to urzędnik-charłak. On też sprawdził (w zadziwiająco krótkim czasie) oba formularze, poczym wstał i uścisnął dłoń Dumbledore’a.
-Po przerwie świątecznej z przyjemnością założymy panu telefon. Punkty otrzymuje grupa I.
-Dlaczego oni, a nie my? – spytał George.
-Bo podpisać się może tylko osoba pełnoletnia. – wyjaśnił charłak.
-Skoro grupa I poprawnie wykonała zadanie, to proszę o odpowiedź na pytanie.
-Jest to proces niszczenia skał przez czynniki atmosferyczne, takie jak woda, wiatr… - stwierdziła Chomik.
-Uznajemy tą odpowiedź. Czyli grupa I ma na koncie trzydzieści pięć punktów. Grupa II – zero. – oznajmił Albus. – Pytanie drugie nie jest pytaniem, tylko zadaniem praktycznym. Oto baterie i inne części – Albus spojrzał do notatek. – obwodu elektrycznego. Proszę zbudować go tak, by wiatraczek się kręcił.
-Ale tu nie ma wiatraczka… - zauważyła Mirtle.
-Przepraszam. – Albus wyjął brakujący element z kieszeni i położył go na stole grupy I.
McGonagall wstała, otrzepała szatę i stwierdziła:
-Najwyższy czas zacząć.
Mirtle chwyciła kable i podłączyła do baterii. Chomik miała podłączyć wiatraczek, gdy nagle zabrzmiał gong z sąsiedniego stołu.
Albus podejrzliwie przyglądał się grupie II. Crabe trzymał w rękach dwa druty, włosy stanęły mu dęba, ale wiatraczek się kręcił.
-Dziesięć punktów dla grupy II. – poinformowała Minerwa. – Następne pytanie. Jak nazywa się stolica Meksyku?
I znów Hermiona była pierwsza, i oczywiście udzieliła poprawnej odpowiedzi.

***

Po drugiej rundzie pytań był remis 170:170.

***

-Teraz czas na użycie magii.
Wszyscy na sali zaczęli się rozglądać, przecierając zaspane oczęta (bo kogóż nie znudziłyby informacje dotyczące gospodarki, struktur państw, premierów, prezydentów i innych tego typu stworzeń).
-Wszyscy na boisko, a wy do szatni. – polecił dyrektor, wskazując prawą ręką lewą grupę.
Mierzeja
PostWysłany: Pią 20:32, 16 Paź 2009    Temat postu:

192
Była godzina 02.30. Ta część uczniów, która do tej pory wytrwała, postanowiła zaszaleć. Wszak nikt nie może być pewnym jutra – szczególnie w obliczu Dnia Mugola i pojedynku Dziewicy i Dziewieca.

***

Możesz mi powiedzieć, co miałaś na myśli, robiąc to, co zrobiłaś? – spytał Severus.
Sam nie przejawiała chęci udzielenia odpowiedzi na pytanie.
-Siadaj! – polecił, wskazując kanapę.
Sam siadła, ziewnęła i…
-Nie ziewaj. – polecił Severus.
Jungfrau zamarła z na pół otwartymi ustami oraz zdziwioną miną.
-Ale dlaczego? – spytała.
-Bo w moim gabinecie się nie ziewa. – poinformował ją Snape.
Sam wlepiła w niego nieco niedowierzające spojrzenie błękitnych ślepiów i spytała:
-A tak właściwie, Severusie, to o co chodzi?
Miszczunio westchnął i usiadł obok Mierzei.
-Chodzi o to, że… - zaczął, nie patrząc na nią. – ja naprawdę się o ciebie martwię. Co się stanie, gdy nie uda ci się pokonać tego psychicznego Dziewieca? Nie chodzi mi o Ślizgonów, bo o nich się martwię na codzień, ale o ciebie. Sam, ja… - jakieś kłaki przysłoniły mu z lekka widok i poczuł coś na swoim ramieniu. – Uważam, że powinnaś wiedzieć, iż…
-Bardzo interesująca przedmowa. – Syriusz stał w drzwiach wraz ze swoimi siniakami na twarzy. Zobaczywszy Sam, wytrzeszczył oczy i wycedził: - Ty podły śmieciu! Ja ci zaraz…
Ale wywód przerwało wtargnięcie McGonagall.
-Severusie, zrób coś! Oni zrobili tam wojnę na żarcie i rzucili we mnie tym! – pokazała sporych rozmiarów głośnik.
-Nie krzycz! – polecił Syriusz.
Minerwa dopiero teraz zobaczyła Mierzeję w najlepsze śpiącą z głową na ramieniu Miszczunia.
-Ty podły uwodzicielu!
-Nie drzyjcie się obydwoje i precz! – wysyczał Snape.
-Myślisz, że pozwolę ci wykorzystywać uczennice do twoich niecnych celów?! – wykrzyknęła McWiadomoKto z miną kobity wojującej (ze wszystkim, co się do tego nadaje). – Nie pozwolę ci na…! – kontynuowała.
-Won. – wycedził Snape, a jego mina sugerowała, że kogoś, kto się do tego nie zastosuje, poniesie konsekwencje swego nierozważnego czynu. Mina ta bardzo nie pasowała do człowieka, który w tej chwili siedział na kanapie z głową siedzącej blond dziewczyny na ramieniu, szczególnie, gdy ta blond dziewczyna była jego uczennicą.
Syriusz pociągnął McGonagall za kraj szaty.
-Chodźmy.
-Ale… - zaczęła, poczym wydarła się na Łapę. – Ty tępa, egoistyczna góro jaskółczych wymiocin!
-? – Syriusza zamurowało.
-Minerwo! – w drzwiach stał Dumbledore i przyglądał się zaistniałej sytuacji. McWiadomoKto próbowała wyrwać szatę z rąk Blacka, a Severus siedział na kanapie i patrzył z niepokojem na wszystkich.
-Minerwo! – powtórzył Albus. – Zdradziłaś mnie! – to powiedziawszy, wyszedł. McGonagall popatrzyła na Syriusza i na drzwi, poczym wyrwała mu kraj szaty z ręki i wybiegła. Łapa był w lekkim szoku.
-Won odnosiło się również do ciebie. – wycedził Severus.
-Jak chcesz. – powiedział Syriusz, zamykając za sobą drzwi.


193
Snape nie wiedział… Zastanawiał się, dlaczego Sam w ogóle tu jest o tak nieprzyzwoitej porze… I dlaczego jej po prostu nie obudził… Miał dziwne wrażenie, że gdyby to zrobił, coś zniknęłoby, jakaś nadzwyczajna magia (????).
-<i>„Zakochałeś się, idioto.”</i> - oznajmił mu głos najprawdopodobniej słyszany tylko przed niego.
-I co z tego – odpowiedział.
-<i>„Obiecałeś, że po tej historii z tą Gryfonką…”</i>
-Ale to nie Gryfonka!
-<i>„One wszystkie są takie same. Zobaczysz. Kobieta zmienną jest. Zobaczysz…”</i>
-Ona może nie mieć szansy być zmienną!
-<i>„I co z tego!!!”</i>
-A ty to właściwie kim jesteś?
-<i>„Jestem… hm… a ty to kto?”</i>
-Chyba jako pierwszy zadałem pytanie.
-<i>„Jestem głosem twojego sumienia.” </i>
-Tak? – Severus był zaciekawiony.
-<i>„I chcę cię ochronić przed nieszczęśliwą miłością.” </i>
-Tak? – Snape przejawiał jeszcze większe zainteresowanie.
-<i>„Tak. Pamiętasz, jak to było z tą… no… Lilią, Lilą…”</i>
-Lily. – poprawił Miszczunio.
-<i>„No właśnie. Ona wybrała Pottera. Chcesz znów czuć się tak no…”</i>
-Nieciekawie. – podsunął Severus.
-<i>„Tak. A poza tym po co się zakochiwać w takiej dziewczynie? Ona nie jest odpowiednia.” </i>
-A co w niej jest nie tak? – zirytował się Snape.
-<i>„No…”</i> – głos zaczął się zastanawiać. – <i>„Ona może jutro, no… tego… zginąć.” </i>
-I co z tego?
-<i>„Znów będziesz samotny. Wiesz, jak przeżywałeś wyrok śmierci wykonany na tej… no… Lily…”</i>
-Zamknij się! – wycedził Severus.
-<i>„ I wtedy dopiero…”</i>
-Zamilcz!
-<i>„…zobaczysz noc w środku dnia” </i>
-Zgiń! Przepadnij i daj mi spokój!
-<i>„Jestem twoim głosem sumienia…”</i> – zaczął głos.
-Więc bądź łaskaw się zamknąć, bo ja nie mam sumienia, więc ono nie może mieć głosu!
-<i>„Jak chcesz” </i> – oświadczył głos i zamilkł.
-Nareszcie. – Snape odetchnął.
-<i>„Ale jakbyś zmienił zdanie…”</i>
-Precz!

***

-Wiesz, kto to, i mi nie powiedziałaś! – oświadczył Albus.
-Ale ja nic nie wiem i nie rozumiem, o co ci chodzi. – Minerwa była zaskoczona zachowaniem Dumbledore’a.
-Wiesz, ale nie chcesz mi powiedzieć, a do tego zdradziłaś mnie z tym małolatem.
-Którym małolatem? – McWiadomoKto była zdziwiona.
-Tym małolatem.
-?
-Z Syr…
-Czy ty się dobrze czujesz, Albusie? – McGonagall położyła dłoń na czole dyrektora.
-Nie wiem. – przyznał Dumbledore.
Mierzeja
PostWysłany: Śro 20:58, 05 Sie 2009    Temat postu:

191
Lady popatrzyła na księgę i spytała:
-I pani twierdzi, że tylko ona – wskazała na Sam, która wyglądała niezwykle interesująco w przekrzywionej tiarze z włosem rozwianym, okiem błędnym, a licem bladym. – może to otworzyć?
Flora wyrwała księgę z rąk Andromedy Black, co ta przyjęła ze spokojem.
-Tu pisze – powiedziała. – <i>„Dla tej, której Dziedzic Slytherina jakowymś przodkiem jest”</i> - Riddle popatrzyła na Sam, otworzyła księgę i przeczytała… I poniósł się po sali (a była to niewielka sala) syk niby węża.
-<i>”Znajdziesz to, czego szukasz, gdy poślesz tam tego, który został naznaczony przez Dziedzica.”</i> - to Mierzeja tłumaczyła. - <i>„I Ona je dostanie i będą tym, czym można się obronić.”</i>
Flora przez chwilę milczała, poczym podjęła:
-<i>„I tylko ten, którego imienia się lękają, przeniesie swą siłę na Nią, by wygrała; ale nic mu z tego nie wyjdzie, gdyż Ona się przeciwstawi jego potędze”</i> - tłumaczyła Jungfrau. - <i>„I ta Druga go opuści.”</i>
W tym momencie otworzyły się drzwi i do sali jak burza wtargnął Snape z mokrymi włosami i szacie w stanie niewiele lepszym niż jego głowa. Drzwi uderzyły o ścianę i tynk się posypał. Snape patrzył na Sam, i Lady, i Andromedę… I nie zastanawiając się, że może ktoś robił coś bardzo ważnego, podszedł do Black i wrzasnął:
-Coś ty mu kazała zrobić?!?!
Andromeda popatrzyła na Snape’a jak na obłąkanego, bo Miszczunio w tej chwili przypominał tylko wariata.
Syriusz wpadł zdyszany do sali i niemym gestem wskazując na Snape’a powiedział:
-Łapać go!
Sam oderwała wzrok od Snape’a, spojrzała na Syriusza i spytała:
-Co się dzieje?
-Ten wariat oblał mnie wiadrem wody z płynem akacjowym! – stwierdził ze zgrozą Snape.
-A on dał mi w szczękę. – Syriusz pokazał siniaka na szczęce.
Lady spojrzała na nich z politowaniem. Sam podeszła do Snape’a i spytała:
-A czy wstałbyś, gdyby Syriusz nie wylał na ciebie tej mieszaniny?
Severus milczał. Lady postanowiła kontynuować.
-<i>„A Dziewiec Będzie Jednym Z Dwóch i…”</i> - Flora przewróciła kartkę. – Co to za krzaczki? – spytała ze zdumieniem.
-Przyznaj się! W Trzech Miotłach się upiłeś! – wtrąciła ni z tego, ni z owego Andromeda. – I miałeś kaca.
-To po agatejsku! – Sam czytała Florze przez ramię. - <i>„Stanie z Nią w szranki i beton będzie twardy, a Komnata Czasu zostanie otwarta i Czarny Pan popełni błąd i Dziewic będzie prześladować Ślizgonów i…”</i>
-Wcale się nie upiłem… - zaprzeczył Snape zbyt pospiesznie.
-Tak…? – Lady podniosła znacząco brew. – Dziadek mówił, że jesteś bardzo wrażliwy i czasem się upijesz.
-Jak ty się wyrażasz DO NAUCZYCIELA?!?!?! – wydarł się Severus.
-Sam! Ja tu chcę zostać, ten pan profesor jest niezwykle interesujący. – wskazała na Severusa, nie zważając na wzrok Miszczunia. – Ale jak widzę – dodała, chowając się za plecami Mierzei. – on jest tobą bardzo zainteresowany. – poczym zwiała, zanim Snape trafił w nią zaklęciem. Zaklęcie odbiło się od ściany i ugodziło w Syriusza, który runął na wznak bez przytomności.
-I co zrobiłeś! – wrzasnęła Andromeda. Podbiegła do Syriusza i trąciła go butem. Gdy nie zareagował, Black rzuciła się z pięściami na Snape’a. – Zabiłeś go!
Severusa bolała głowa. Można powiedzieć, że głowa bolała go bardzo i jeszcze bardziej.
Andromeda trafiła Miszczunia w nos (pięścią), a dobrze wymierzonym kopniakiem w goleń. Snape zachwiał się, a Black wykorzystała to, by sprowadzić go do pozycji horyzontalnej, poczym zaczęła go okładać pięściami gdzie popadło.
-Dołóż mu! – Andromeda obróciła się na dźwięk głosu Syriusza. Nieco speszona puściła poły szaty Snape’a (bo nimi potrząsała) i spojrzała na swego brata, który był niezaprzeczalnie żywy i zdrowy, tylko okolice lewego oka zdobił mu monstrualny siniak.
Snape powoli wstał. W głowie mu łupało (głośno i wyraźnie).
Wszystkich dobiegł dźwięk sugerujący, że coś się pali. Wszyscy jak jeden mąż obrócili się ku kominkowi i zobaczyli, że egzemplarz księgi się spala. Sam najspokojniej stała i się patrzyła w ogień.
-Ona jeszcze tego nie widziała! – Lady wróciła, ciągnąc zaspaną Selkę (ubraną w piżamę z napisem w jakimś nieznanym języku).
Wszyscy patrzyli na nie nieco zdezorientowani.
-Przepraszam. – powiedziała Sam, poczym spytała: - „Mroczne Ogrody Abrahama”? Co to za zespół?
-Czego nie widziała? – zainteresował się Syriusz.
-Księgi. Księgi nie widziała. – oznajmiła Lady, ciągnąc Selkę w kierunku Sam.
Snape zastąpił im drogę i powiedział:
-Macie szlaban!
-A ja dopiero papiery złożyłam i już szlaban! – zaczęła załamywać się Lady. – Dlaczego?
-O co chodzi? – spytał Dumbledore, wchodząc do pomieszczenia. (Jak zwykle, niedoinformowanie jest cechą charakterystyczną dla dyrektora – dop. Aurora).
-Dostałam szlaban! – poskarżyła się Flora.
-On mnie ogłuszył! – Syriusz oskarżycielsko wskazał palcem na Snape’a.
-Dlaczego mnie tu przyciągnęłaś? – spytała zaspana Selise, przecierając oczy. Nagle oprzytomniała i zobaczyła, że:
1)jest w piżamie
2)wokół niej jest wielu ludzi (profesorów)
i wrzasnęła (rumieniąc się):
-Floro! Dlaczego?!
Sam westchnęła i pstryknęła palcami. Selise popatrzyła na to, co w tej chwili miała na sobie.
-Sam!
-Przepraszam. – Mierzeja powtórnie pstryknęła. Ta chwila wystarczyła, by wszystkim osobnikom płci męskiej opadły szczęki.
-A… a… - Syriusz zmienił obiekt, na który wskazywał ze Snape’a na Selise ubraną obecnie w miękki różowy szlafrok frotte.
-Czy mogłabyś się skupić, gdy coś robisz? – spytała Andromeda.
-Postaram się – odparła Sam. – ale niczego nie obiecuję.
-N… n… n… - kontynuował Syriusz.
-Ale dlaczego przebrałaś ją w strój nieadekwatny do sytuacji? – spytał Dumbledore, wlepiając oczy w Selkę.
-Pomyliło mi się…
-Ale… ale… - to znów Syriusz.
-Ale co? – spytała zniecierpliwiona Sam.
-Ale dlaczego bikini? – wydusił w końcu Łapa.
-Nie wiem. – Mierzeja wzruszyła ramionami. – Chyba myślałam o czymś innym.
-Chyba muszę z tobą porozmawiać. – powiedział stanowczo Snape i wyprowadził Sam, która nie protestowała i dała się wyprowadzić.
-Zabieraj go. – polecił dyrektor Andromedzie. Ta zabrała Syriusza i Selkę i poszła. Lady została sama. Nikt się nią nie przejmował.
-No ładnie. – mruknęła. – ale co to za szlaban?
Mierzeja
PostWysłany: Śro 20:58, 05 Sie 2009    Temat postu:

190
Snape był z lekka pijany, więc nie wrócił na salę. Miał sporo do przemyślenia. Przede wszystkim rozmowa z Babcią Sam wprawiła go w zdumienie. Nie bardzo pamiętał, o czym była rozmowa – jabłkownik trwale pozbawił Severusa przytomności w najmniej oczekiwanym momencie.

***

-Całkiem ciekawie. – oceniła Flora, przyglądając się całej sali.
-Kto to? – spytały Chomik i Bu.
-Po co ci płaszcz? – dołączyła Mirtle, ciągnąc za sobą Selise, aktualnie wyrwaną ze szponów Sharka.
-To Flora Riddle, Lady Voldemort. – poinformowała zebraną grupkę Mierzeja.
Gryfonki wytrzeszczyły oczy, a Selise podejrzliwie przyglądała się Lady.
-Co jest? Czyżbym wyglądała nie tak?
Sam jednym gestem pozbyła się płaszcza i wyposażyła Florę w strój adekwatny do sytuacji.
Nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo w jakim celu, przyplątał się Syriusz. Popatrzył podejrzliwie na zebranych (akurat tuż za nim przyszedł Piecek, który bał się o swego Chomiczka) i zapisał coś na pergaminie, poczym sobie poszedł.

***

Pansy Parkinson tańczyła z jakimś Puchonem. Po chwili już nie tańczyła – darła się i Puchon też.

***

Sam, zaalarmowana wrzaskiem Pansy, telepnęła się na drugi koniec sali i zamarła.
To wyglądało okropnie. Puchon nieomal mdlał, więc Sam telepnęła go do skrzydła szpitalnego. Chwyciła drącą się Pansy Parkinson, której jakiś niezidentyfikowany przedmiot sterczał pod dziwnym kątem z klatki piersiowej gdzieś w okolicach żeber rzekomych, i siłą umieściła poszkodowaną na podłodze.
W tym czasie powstał już dość liczny tłumek i otoczył Ślizgonki.
-Uspokój się! – wycedziła Sam. – Bo będzie jeszcze gorzej!
-Ale odjazd! – Lady przepchnęła się przez zebranych. – Czy takie atrakcje to macie codziennie?
-Chwilowo tak. – przyznała Chomik.
Pansy w dalszym ciągu się darła i szamotała, więc Sam wyciągnęła dłoń i Parkinson momentalnie zasnęła.
-Co to jest? – spytała Bu, wskazując na coś, co sterczało.
Sam chwyciła za fragment, który sterczał i…
-O bogowie… - wyszeptała Mirtle.
Mierzeja patrzyła na to, co trzymała w ręce, co ociekało krwią i wyglądało nieapetycznie.
-To… to… - wydusiła Bu.
W ręku Sam zmaterializowała się laska i Mierzeja zaczęła leczyć (czy wspomniałam już o dużej ilości krwi?).
Syriusz pomyślał, patrząc na zakrwawiony przedmiot, że widelce nigdy już nie będą takie jak dawniej.

***

Snape coś poczuł, ale to nie było najgorsze. Najgorszy był ten głos.
-No tak. Upiłeś się, ale teraz się ocknij!
Głos należał do Syriusza, to Severus stwierdził bez otwierania oczu.
Black sądził, że jego metoda, polegająca na klepaniu Miszczunia po czole, nie przyniosła oczekiwanego efektu, więc Łapa zastosował ostateczne środki.
-Niezwykle interesująco wyglądasz bez peruki!
Snape otworzył oczy, ale natychmiast je zamknął – ból głowy był niewyobrażalny.
-Co ty bredzisz? – spytał tonem męczennika.
-Och nic, po prostu budzę cię, bo ktoś chciał wypatroszyć Pansy Parkinson przy pomocy widelca.
Severus znowu otworzył oczy i znów je zamknął.
-Nic nadzwyczajnego, ktoś napadł twoją uczennicę. A ty jako opiekun Slytherinu nie zrobisz nic.
Snape rzucił w Syriusza poduszką. Nie trafił, ale po wypiciu takiej ilości jabłkownika byłoby to nie lada wyczynem.
Syriusz podniósł poduszkę i odrzucił ją Snape’owi, który oczywiście jej nie złapał, bo znów zamknął oczy. Łapa westchnął i sięgnął po ostateczne środki.
Mierzeja
PostWysłany: Śro 20:57, 05 Sie 2009    Temat postu:

188
Snape ze zdziwieniem czytał list, który dostarczył mu kruk. Po pierwsze: nigdy nie sądził, by kruk dał się ujarzmić na tyle, by dostarczał pocztę bezinteresownie (domagał się napiwku), oraz że podczas balu dostanie list.
„Kochany młody człowieku – czytał. – żądam, byś stawił się na spotkaniu celem przedyskutowania pewnych niecierpiących zwłoki (nie: zwłoki) faktów.
Babcia Sam
PS: Czekam w Trzech Miotłach”

***

Sam też czytała z zaciekawieniem.
„Kochana wnusiu – w tym momencie miała zamiar podrzeć kartkę, ale się opamiętała. – zapraszam cię do siebie celem wyjaśnienia. – Ale czego? – Proszę, przytelep się.
Twój Zawsze Kochający
Ale Niestety Nie Zawsze Obecny
Skruszony Dziadek
Tom Marvolo Riddle
Zwany Szerszym Kręgom Magów Lordem Voldemortem”

***

Sam wzięła mandarynkę i obrała ją ze skórki, jednocześnie trzymając list od Voldemorta.
-Od cichego wielbiciela? – zagadnęła Chomik.
-Gorzej. – odparła Mierzeja.
-Od profesora Snape’a? – tu oczy Chomika rozbłysły.
-Jeszcze gorzej.
-Jak on śmiał! – powiedziała Gryfonka po chwili namysłu.
-Mnie nie pytaj. – odparła Jungfrau, podając list Chomiczkowi, a sama zajmując się mandarynką.
-To powinno być karalne. – orzekła.
-Zdecydowanie popieram.
-A zamierzasz tam iść?
-Chcę usłyszeć, jakąż to bajeczkę dla mnie przygotował. – powiedziała Sam.
-Aaa… to powodzenia.

***

Snape stawił się w Trzech Miotłach. Przy jedynym zajętym stoliku siedziały dwie zakapturzone postacie, a na stole leżała butelka jabłkownika (napoczęta w znacznym stopniu).
-Która z szanownych pań jest Babcią Sam? – zagadnął, podchodząc do stolika.
-Ja. – Babcia zdjęła kaptur.
-A ja nie. – powiedziała Niania Ogg, czyniąc to samo.
-To o co chodzi? – Severus popatrzył najpierw na Mariannę, potem na panią Ogg i znów na Mariannę.
-Młody człowieku – zaczęła Babcia, wskazując krzesło Snape’owi, więc posłusznie usiadł. – Czy ty aby masz wobec niej uczciwe zamiary, młody człowieku?
-O co pani chodzi? – spytał Severus pełen niepokoju i miał rację, że się obawiał.
-Jak wiesz, młody człowieku – kontynuowała. – Sam, jak ją tu nazywacie…
-To ona się inaczej nazywa?
-Tak, inaczej. – wyjaśniła Marianna. – Macie straszny bałagan w aktach. Zapisaliście ją jako Sam.
-A jak powinno być? – zdenerwował się Snape i wychylił jednym haustem kieliszek jabłkownika. – Ja mam tak zapisane w dzienniku.
-A kto go wypełniał?
-McGonagall.
-No jasne. Zapisała je tak, jak się przedstawiły. Weźmy tę pannę BU.
-Tak?
-BU to nie jest imię, tylko inicjały, a nazwiska nie zapisaliście wcale.
-Jak to?
-Normalnie.
-To jak ona się nazywa?
-Która?
-BU!
-Ach, ona nazywa się Beatrycze Urszula Masłowska.
-Jak? – Snape wytrzeszczył oczy.
-Beatrycze Urszula. – powtórzyła Marianna.
-A panna Chomik?
-Och, u niej zapisaliście tylko nazwisko. Na imię ma Elmira Oda Maria Żaklina Weronika Chomik.
-A Mirtle?
-Mirtle to Mirtle.
-A Sam?
-Zgadnij, młody człowieku.
-Salomea Anastazja Mircea?
Babcia pokręciła głową.
-Stokrotka Agnieszka Magdalena? Severyna Alicja Marcel? Strzyga Alosza Mara? Saba Aurelia Miron? Serafina Adolfina Martina? Samoobrona Arogancja Milena? Sabrina Andromeda Milenia? Nie? To jak?
-Samantha Ann Michelle Search.
-Jak?
-Samantha Anna Michelle.
-Ładnie. – przyznał Snape.
-Ma jeszcze kilka innych imion.
-Jakich?
-Samira na czwarte, a dalej Salomea Halka Konstancja Viktoria Iga Kalista Honorata Alicja Łucja Julia Małgorzata Krystyna Mira Mina Selena.
-Bardzo ładnie. – powiedział Snape.

***

Sam rozejrzała się, czy aby nikt nie patrzy. Nie patrzył, więc się telepnęła.


189
-Ale po co ja tu miałem przyjść? – spytał Snape.
-Czy masz wobec Samanthy Anny Michelle Salomei Halki Konstancji Viktorii Igi Kalisty Honoraty Alicji Łucji Julii Małgorzaty Krystyny Miry Miny Seleny Search uczciwe zamiary?
-To znaczy? – odpowiedział nieco nieprzytomnie Severus.
-Posłuchaj, młody człowieku. – zaczęła Babcia. – Pozwoliliśmy jej tu przyjechać tylko i wyłącznie dlatego, że musiała się oderwać od tego środowiska, które źle na nią wpływało.
-Na nią? – Snape niedowierzał.
-Zakochała się w jakimś swoim mugolskim rówieśniku, który całkiem nie zwracał na nią uwagi. Była w depresji. Młody człowieku, ona miała takiego doła, że gdy wrzuciłbyś do niego kamień z rana, to byś cały tydzień czekał i się plusku nie doczekał.
-Który to?! – wywarczał Snape.
-Nieważne. Chodzi o to, byś ty czegoś podobnego nie zrobił. Nie pozwolę, byś ją krzywdził, a jeśli ty wyrządzisz jej krzywdę pod jakąkolwiek postacią, to…
-Wiem.
-Czy masz więc zamiar…

***

-Czego chcesz? – spytała Sam, materializując się tuż przed Voldemortem, który stał w tej chwili na schodach prowadzących do holu.
-Jesteś…
-Czego? – wywarczała Mierzeja.
-Sam, ja naprawdę nie wiedziałem.
-To twój problem!
-Jak śmiesz?!
-Normalnie!
-Jesteś moja jedyną kochaną wnuczką. Moją dziedziczką, tą, która przejmie moje imperium.
-Kicham na twoje imperium! – wypaliła Sam. – Zasłużyłeś na wieczny ogień!
-Wiem, ale zdaję sobie sprawę, że twoją matkę utraciłem bezpowrotnie, o Mariannie nie wspominając. Chcę ci wszystko pokazać. Chcę cię odzyskać.
-Nigdy mnie nie miałeś, chyba się więc zapominasz.
-Ja naprawdę cię kocham.
-Nie cukrz głupot, dziadku. – wypaliła Mierzeja.
-Ale ja naprawdę was kocham. Wszystkie.
-Tak?
-Naprawdę. Nigdy nie pomyślałem nawet o innej kobiecie.
W tej chwili otworzyły się drzwi i do środka wtarabaniła się dziewczyna wraz z lodowatym podmuchem wiatru. Dziewczyna była ubrana adekwatnie do mroźnej, lodowatej zawiei. Pod pachą miała parę nart, w drugiej ręce trzymała wielką torbę podróżną. Otrzepała kurtkę i poinformowała:
-Dziadku, wróciłam!
Sam spojrzała na Voldemorta wzrokiem pełnym nienawiści i zawodu.
-Kłamca! – wycedziła i zbiegła po schodach. Minęła dziewczynę i wyszła.
-Kim ona jest i dlaczego nazwała cię kłamcą, dziadku?
-Och, Lady, ona ma rację.
-Mówiłam, byś tak mnie nie nazywał. Musiałeś ją nieźle wkurzyć. – to powiedziawszy, nazwana „Lady” wyszła za Sam.

***

-Czekaj!
Mierzeja już przesadzała żywopłot. Śnieg najwyraźniej przeszkadzał Jungfrau.
-Czego?! – warknęła Sam, lewitując tuż nad żywopłotem.
-Mogłabyś mi wytłumaczyć…
-O co chodzi? – dokończyła za nią Mierzeja. – To tłumaczę. On nie jest tylko mordercą, on jest kłamcą. To jest najgorsze.
-?
-No, ale czegóż się mogłam spodziewać po wielkim lordzie Voldemorcie? Szumowina! – dodała dla podkreślenia swych słów.
-Jeśli jesteś nową kandydatką na Śmierciożercę, to się spóźniłaś. Poza tym postępujesz sprzecznie z regulaminem.
-Kicham na Śmierciożerców i ten cukrzony regulamin. I kim ty do stu ton cukru jesteś?
-Czyżbyś nie wiedziała? Jestem jedyną wnuczką lorda Voldemorta, a ty jesteś niedoinformowana.
-Zdaje mi się, że nie tylko ja. – Sam uśmiechnęła się paskudnie, poczym dodała: - Okłamał nie tylko mnie, ale i ciebie.
-?
-To dość skomplikowane. Jak ty się nazywasz?
-Flora Riddle.
-Lady Voldemort, gratuluję. – powiedziała Sam.
-A kim ty…
-Sam, Mierzeja, Jungfrau, Allein, Dziewica Slytherinu.
-Ale co ty powiedziałaś dziadkowi, że miał minę, jakby chciał się do czegoś przyznać? – Lady była zaciekawiona.
-O… nic nadzwyczajnego. Po prostu wyłuskałam całą prawdę, czyli moje wątpliwości, a twój kochany i mój kochany dziadek Tom próbował wcisnąć mi jakiś kit.
-Dziadek? – Flora niedowierzała.
-Idź go zapytaj. – Sam przestała lewitować i stanęła tuż przed panną Riddle.
-Jakoś mi się nie chce…
-To całkowicie zrozumiałe.
-Ale dlaczego ja nic nie wiedziałam?
-Ja nic nie wiedziałam tak mniej więcej przez większość mojego życia.
-A czy eee… tobie nie jest zimno w tej szacie?
-Przepraszam. – tu Sam wymamrotała „Accio płaszcz” i ten się zmaterializował.
-Ale jak on mógł? – podjęła Flora.
-Nie sądzisz, że on po prostu nie mógł się zdecydować? Może miał wyrzuty sumienia, ale jest kłamcą.
-Ale on…
-Chcesz soku dyniowego? – spytała Sam.
-Chętnie.
Sam telepnęła skądś stolik, dzbanek z sokiem i dwie szklanki. Szklanki były z niebieskiego, dziwnego szkła, a sok wyglądał zachęcająco. Lady patrzyła ze zdziwieniem na poczynania Mierzei.
-Niezła jesteś.
-Dzięki.
-Ale w jaki sposób możliwe jest, że ty i ja…
-„Czas nie jest granicą
tylko pticą
Która lata wkoło
gdy jest niewesoło” – stwierdziła Sam.
-?
-Nie przejmuj się. Czasem jakiś niezrozumiały dla mnie samej cytat ciśnie mi się na usta. – wyjaśniła Sam.
-Ale dlaczego mi nie powiedział? – Flora nie rozumiała. – Zrozumiałabym.
-To musiałabyś być bardzo wyrozumiała. – powiedziała Sam.
-Dlaczego?
-Bo ma wiele na sumieniu. – oznajmiła Mierzeja. – O jasny cukier. Trochę mi to tu za dużo czasu zajęło. – Jungfrau zaczęła się zbierać.
-Ale gdzie ty idziesz? – Lady Voldemort nie rozumiała.
-Mamy dziś ucztę w Hogwarcie.
Flora miała przez chwilę dziwny wyraz twarzy, a potem się uśmiechnęła.
-W tej budzie?
Sam wytrzeszczyła oczy.
-Co?
-Dziadek posłał mnie do Durmstrangu, mimo że ci z Hogu wysłali mi list. To dziura. Niczego by mnie tam nie nauczyli.
Sam roześmiała się całkiem szczerze, prezentując 28 zębów (bo akurat tyle miała do dyspozycji).
-Dziura? – wydusiła w końcu.
-Nie rozumiem, co w tym śmiesznego.
-Dziadek Tom wydusił maleńką przepowiednię z wieszczki w greckiej świątyni. Przewidziała, że kiedyś my dwie się spotkamy. Chciał temu zapobiec, więc wysłał cię daleko. Miał nadzieję, że…
-Daleko do tego Hogwartu? – spytała Flora.
-Jedno telepnięcie.
-Idę z tobą. Chcę zobaczyć tą dziurę albo i nie dziurę, ale ucztę.
-Czyżbyś chciała zmienić szkołę?
-Lady! – Voldemort stał w drzwiach.
-Kłamca! – wydarły się obydwie, poczym Sam i Flora telepnęły się.
Voldemort westchnął.
Mierzeja
PostWysłany: Śro 20:57, 05 Sie 2009    Temat postu:

186
Snape poszedł do Sam i…
-Co pana tu sprowadza? – spytała Andromeda Black.
-Kim jesteś, że pozwalasz sobie na tego typu wybryki, niewiasto! – zza ramienia Snape’a wychylił się Syriusz.
-O co ci chodzi? – spytała podejrzliwie Black z niepokojem przyglądając się swojemu bratu.
-Jak śmiesz przeszkadzać temu tu… - kontynuował Łapa, wskazując na Snape’a, ale nie dane mu było dokończyć.
-Czy na pewno się dobrze czujesz, Syriuszu? – Andromeda chwyciła go za przegub i zaczęła sprawdzać puls.
-Nie jestem małym dzieckiem, byś… - w tej chwili Black zauważyła coś, co wydało jej się niezwykle interesujące, a czego do tej pory nie zauważyła, więc wykrzyknęła:
-Umyłeś włosy!
Miszczunio nie zwracał na nią uwagi. Był bardzo zajęty.

***

-Zatańczysz? – spytał z nadzieją w głosie.
-Chętnie.
Poprowadził ją na parkiet.
W gruncie rzeczy nie lubił walców, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie?

***

Syriusz był nieco zdziwiony, obserwując „to”. A „to” okazało się ni mniej, ni więcej, tylko tym, czym było. A było… hm… no właśnie…
-Jak on mógł! – wypalił w końcu Syriusz.
-Czy zauważyłeś, że twoje wrzaski, a tym bardziej moje wrzaski nie dają oczekiwanego efektu? – Andromeda poprawiła lok, który wysunął jej się zza ucha.
-Jak on mógł? – powtórzył Syriusz.
-Co mógł? – Black nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi.
-On ją uwiódł. – powiedział Syriusz, zaciskając pięści.
-Kiedy? – spytała z zainteresowaniem.
-Ślepa białogłowo! Pewnie podał jej jakiś eliksir i… i…
-I co? – Andromeda popatrzyła na Syriusza, niezwykle ciekawa, jakąż to głupotę palnie on tym razem.
-I niecnie wykorzystał…
-Chwileczkę. – przerwała mu bezceremonialnie Andromeda. – Chwileczkę. – powtórzyła. Syriusz zamarł z półotwartymi ustami. – O czym ty do jasnego cukru cukrzysz?! Przecież doskonale wiesz, że Severus Snape kieruje się w życiu pewnymi zasadami, które mówią wyraźnie, że czegoś takiego się nie robi. Skłonna jestem powiedzieć, że ty byś te zasady złamał 6824 razy szybciej niż on. Zapewne nie ograniczyłbyś się do…
-Co ty insynuujesz? – spytał podejrzliwie Łapa.
-Że on jest zakochany w małolacie i ty jesteś zakochany w małolacie. Problem w tym, że jest to ta sama małolata, do tego Dziewica Slytherinu. Obydwaj jesteście po prostu beznadziejnymi przypadkami. Dołączę do tej listy jeszcze Malfoya, Pottera i jeszcze paru młodocianych adoratorów, otrzymując w ten sposób bardzo ciekawy zbiór osób zainteresowanych Sam. Zrozum, jesteś jednym z wielu, a to ona może wybierać. Tobie może dostać się tylko złamane serce. Tylko proszę, nie wyj do księżyca, bo normalni ludzie chcieliby spać. – to powiedziawszy, Andromeda poszła sobie.

***

-Dlaczego nic nie mówisz? – spytał Severus.
-A dlaczego mam mówić cokolwiek? – spytała. – Przecież nie mam nic do powiedzenia.
-Nie mam nic na swoją obronę.
-Mi też jest przykro.

***

Syriusz obserwował, kto obserwuje Sam. Każdy z tych ludzi mógł być Dziewiecem. Wyciągnął pergamin i zaczął notować.


187
Selise rozmawiała z Sharkiem i nie było w tym nic niezwykłego. Morris pokazywał jej sklepienie i objaśniał, jakiego zaklęcia użyto, by wyglądało tak, a nie inaczej. Okazuje się, że nie tylko Hermiona Granger przeczytała tę książkę.

***

Ukłon.
Dyg.
Ukłon.
Dyg.
Ukłon.
Dyg.
-Chyba wystarczy. – powiedziała Sam.
-Jak sobie życzysz.

***

Syriusz miał pokaźną listę. Zaczynała się od „ten wredny Ślizgon” (co tyczyło się Severusa), przez „nierozważnego Harry’ego”, „pechowych bliźniaków”, po „syna tego oślizgłego Malfoya”. W sumie lista miała 26 pozycji.

***

Snape patrzył w oczy Sam, które dziś miały kolor jak najbardziej niezwykły: jasnobłękitny z ciemną, niemal granatową obwódką. „Dlaczego ja się w nią wpatruję?” – zastanawiał się. Doskonale wiedział, że coś jest nie tak. Po pierwsze: do tej pory traktowała go tylko jako nauczyciela, a teraz patrzyła inaczej.
On też patrzył na nią inaczej.

***

Syriusz widział to, co widział, i w tej chwili żałował, że widzi.

***

Lupin był zadowolony. Bu, z którą przyszedł na bal, po polonezie nie zwracała na niego uwagi, co mu bardzo odpowiadało.

***

Shark patrzył na Selise, ta z kolei nie przejawiała zainteresowania jego osobą. W tej chwili rozmawiała z Hermioną o historii Hogwartu.

***

-Sam!!! – wydarła się Mirtle.
Mierzeja spojrzała w kierunku, z którego dobiegł ją dźwięk jej własnego imienia.
-Czego?! – spytała.
-Dlaczego drzecie się przez całą salę? – spytał Dumbledore, stojący obok Andy.
-Bo ją wołam. – wyjaśniła Gryfonka.

***

-Chodź. – Mirtle wykorzystała atak z zaskoczenia, który do tej pory był domeną Mierzei. – Zaśpiewasz coś.
-Nie!
-Tak.
-Nie!!
-Tak.
-Nie!!!
-A jak zaśpiewam z tobą? – spytała z nadzieją w głosie.
Sam zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem i poszła za Mirtle w kierunku bliżej niezidentyfikowanej sceny.

***

-Zgubiłeś ją? – spytał Syriusz, nie wierząc, że zna Snape’a na tyle, by przewidzieć jego reakcję.
Severusowi nawet nie drgnęła brew.
-Cha! Nie wiesz! – kontynuował Łapa już nieco mniej pewnie.
Snape wskazał dłonią odległy kraniec sali i scenę. W tej chwili Chomik podskakiwała wokół Mierzei i Mirtle, poprawiając jakieś niesforne kłaki Sam (czytaj: WSZYSTKIE). Tiara przekrzywiła się i Jungfrau wyglądała nadzwyczaj interesująco, szczególnie dla Snape’a i pozostałych osób z listy Syriusza z nim samym na czele.

***

-Ehem! Ehem! – zaczęła Chomik. – Z przyczyn oczywistych, choć może nie dla wszystkich, obecny tu zespół eee… jak wy się nazywacie? Aaa… Prince of Morgen będzie akompaniować obecnym tu dziewczynom. Zaśpiewają „Let it be” oraz „Yesterday”, a potem się zobaczy.

***

-Mugolska muzyka?! – spytał Shark. – Jak tak można?! – oburzenie w jego głosie było jak najbardziej realne.
Sam i Mirtle stanęły przy mikrofonach, przy czym magiczne mikrofony mają kilka wad i jeszcze kilka wad, więc…
Sam przestawiła mikrofon.
-To jest Sam. – powiedziała Selise, nieelegancko wskazując palcem. – A kim jest ta druga? Nikt jej nie przedstawił.
-To jakaś Gryfonka. – Wyjaśnił Morris. – Andy Mirelt czy jakoś tak.
-Aha.

***

Mikrofon był zbędny. Sam doskonale o tym wiedziała, dlatego nie skorzystała z tego sprzętu.

***

Snape i połowa sali wykonali zgodnie jedną czynność – stali z otwartymi ustami, a reszta zaczęła poruszać się w rytmie wybijanym przez prymitywny zestaw perkusyjny.

***

Ślizgoni darli się „SAM górą!!!”, a cała reszta biła brawo, po wykonaniu dwóch utworów. Syriusz był pod wrażeniem. Mirtle schowała się za zespół, a następnie, szepnąwszy coś do ucha perkusiście, zbiegła ze sceny. Mierzeja również zaczęła się wycofywać, gdy zabrzmiały pierwsze tony. Sam nie miała wyjścia i zaśpiewała.

***

Gdy zabrzmiały ostatnie tony „My heart will go on”, tynk posypał się z sufitu. Sam uśmiechnęła się i zbiegła ze sceny wśród gromkich braw i owacji na stojąco z powodu braku krzeseł.
Mierzeja
PostWysłany: Śro 20:57, 05 Sie 2009    Temat postu:

184
Snape nie rozumiał idei tańca i nie było ważne, co to za taniec. Severus oczywiście otrzymał wykształcenie, które gwarantowało mu również w standardzie naukę tańca. Taki chodzony nie był wyzwaniem dla Miszczunia. Taniec polega wszak na odpowiednim stąpaniu i nienadeptywaniu partnerce na palce, więc nie wymaga specjalnych zdolności. Bardzo nie podobało mu się jednak to, że wraz z Sam zostali wypchnięci na pierwszą parę, jeszcze bardziej nie był zadowolony z faktu, że za nim stał Syriusz, a za nim Lupin, a za nim Potter.
„Ciekawe z kim przyszedł” – zainteresował się Severus.
-Z Hanną Abbot. – powiedziała Sam.
-Dlaczego mnie czytasz?!
-A dlaczego ty na nią krzyczysz?! – spytał Syriusz.
Dało się słyszeć westchnienie i…
-A oni znowu się kłócą?!?! – Andromeda stanęła obok Sam.
-Oni dyskutują, pani profesor. – odparła Mirtle.
-Macie się zachowywać! – to powiedziawszy, Black poszła sobie.

***

Snape ujął dłoń Sam. Zanim to zrobił, etykiecie musiało stać się zadość (czytaj: on się jej kłania, a ona dyga, więc on się znów kłania itd.). I poprowadził (albo tak mu się zdawało) poloneza.
Raz! Dwa. Trzy. Raz! Dwa. Trzy.
-Uwaga, zwolnienie. – powiedziała Sam.
Raz! Dwa. Trzy
-Skąd wiesz?
Dwa. Trzy
-To polonez Ogińskiego „Pożegnanie ojczyzny”. – powiedziała Sam w sposób sugerujący, iż wie wiele na ten temat.
Snape milczał.
-Crescendo.
Severus przyspieszył kroku.
-Diminuendo.
Zwolnił.
Raz! Dwa. Trzy. Raz! Dwa. Trzy
-Końcówka!

***

Gdy zabrzmiały ostatnie tony, etykiecie po raz kolejny stało się zadość. Dumbledore podszedł do Snape’a, który cały czas trzymał Sam za rękę (z nieznanych nikomu przyczyn).
-Czy mogę porwać twą partnerkę? – spytał, poczym poprowadził Mierzeję na parkiet. Snape nie protestował, bo czy miałoby to jakikolwiek sens?

***

-On tu jest, prawda? – Dumbledore starał się prowadzić i nawet czasem mu to wychodziło, choć Sam nie przejawiała większego zainteresowania ani tańcem, ani tym bardziej partnerem. Teraz zamrugała lekko zdziwiona i spytała:
-Pan mnie czyta, dyrektorze?! – oburzenie w jej głosie było jak najbardziej prawdziwe.
-Nie. Nie odważyłbym się. – odparł zgodnie z prawdą. – Ale nietrudno zauważyć, jak się rozglądasz.
-O którego „Onego” panu chodzi, dyrektorze? – spytała.
-Jak to: o którego? O Dziewieca!
-Jeśli o Niego chodzi, to czy zadowoli pana informacja, że On tu jest? Przecież na tej sali jest obecnie większość uczniów. A jeśli chodzi panu o to, czy wiem, kto to, to nie wiem.

***

-Zazdrosny? – spytał Syriusz, stając obok Severusa, który przyglądał się Sam tańczącej z Dumbledorem. Snape spiorunował go spojrzeniem, które Black zignorował.
-Nie próbuj mi wmawiać, że to rodzicielska miłość. – Syriusz uśmiechnął się, gdy Miszczunio po raz kolejny spiorunował go wzrokiem. – Jeśli pozwolisz, to ja teraz z nią zatańczę. – kontynuował Black.
-A jeśli nie pozwolę? – wysyczał Severus.
-I tak z nią zatańczę. – odparł hardo Black.
-Jestem jej opiekunem i… - w tej chwili Syriusz pociągnął Snape’a za rękaw i nieelegancko wskazał palcem w kierunku pewnej pary.
-Ty jesteś nie tylko opiekunem Sam, ale całego Slytherinu, więc powinieneś i nią się zajmować.
-Kto to? – spytał Severus, pełen niepokoju.
-To Pansy Parkinson i nią powinieneś się bardziej przejmować.
-?
-Nie widzisz, człowieku?! – oburzył się Syriusz. – Przecież ona napastuje tego biednego Puchona, a ty nic nie robisz!

***

-Szkoda. – powiedział dyrektor.
-Mi też jest przykro. – to powiedziawszy, poszła sobie.

***

-Jesteś beznadziejnie zakochany. – oznajmił Syriusz i zwiał, zanim Snape zdążył cokolwiek powiedzieć.


185
-Mirtle, zatańcz z nim. – Sam wcisnęła dłoń Gryfonki w rękę Malfoya, poczym oddaliła się pospiesznie, powiewając kłakami i suknią. Andy popatrzyła na Malfoya.
-Czego?!
-Jej życzenie jest dla mnie rozkazem. – stwierdził Draco nieco nieprzytomnym głosem.
Mirtle nie opierała się i zatańczyła.

***

Sam stanęła przy stole, odetchnęła głęboko i wychyliła puchar soku dyniowego.
-Co robisz? – spytał Syriusz, nieoczekiwanie stając obok Mierzei. (Ach, nierozważny! – dop. Aurora).
-? – Dziewica uniosła znacząco brew i spojrzała na Łapę we właściwy sobie sposób.
-Zatańczysz? – spytał z nadzieją w głosie.
-Nie.
-Ale…
-Nie powinieneś nalegać. – Andromeda Black podeszła niezauważona i stwierdziła to, co miała do stwierdzenia.
-Dlaczego…?
-Bo to wbrew etykiecie.
-Ale dlaczego ty się wtrącasz?
-Bo mam pewne podejrzenia, a ty nie.
-Ale ty nie tańczysz, więc się nie odzywaj.
-Zatańcz z nią. – Black wskazała dłonią na wchodzącą do sali profesor Trelawney, która najwyraźniej zmierzała w kierunku Blacka.
Andromeda i Sam wycofały się i zajęły się sałatką owocową, jakby była najbardziej interesującą rzeczą na świecie.

***

-Jesteś jedyną osobą, która może otworzyć tą księgę.
-Nie teraz. – powiedziała Sam, pałaszując sałatkę.

***

-Mój drogi. Twoja linia życia jest niezwykle interesująca. Ten mały punkt, o tutaj, świadczy o tym, że albo umarłeś, albo jesteś w więzieniu.
-Jestem tutaj. – zauważył chłodno Black.
-Och, jedno nie wyklucza drugiego. – powiedziała Trelawney. – Masz jednak dziwnie zakrzywioną linię serca i linię głowy. Czyżbyś myślał o swojej miłości, a ona cię nie zauważała?
Syriusz westchnął.

***

-Ten bal jest o wiele lepszy od tego poprzedniego. – powiedział Dumbledore, kołysząc się w tańcu.
-Dlaczego?
-Ależ Minerwo! To oczywiste!
-Tak?
-Muzyka jest muzyką, a nie dudnieniem. Poza tym nikt z tu obecnych nie domaga się zmiany zespołu.
-Jakiego zespołu?
-Tego w rogu, koło kolumny.
-Aaa… A co to za zespół?
-Zdobyli pierwsze miejsce na Konkursie Muzyki Dawnej. Nazywają się Prince of Morgen.
-To wszystko wyjaśnia. – powiedziała McWiadomoKto.

***

W rzeczywistości nikt nie domagał się zmiany zespołu z kilku prostych przyczyn
1)nikt nie wiedział, gdzie jest ten zespół
2)Puchoni nie chcieli się narażać, a Krukonom obojętna była muzyka pod każdą postacią
3)Gryfoni nie chcieli się narażać na podejrzane spojrzenie kogokolwiek (czytaj: Miszczunia) bo:
a)nie chcieli dostać szlabanu
b)nie mieli ochoty tłumaczyć się dlaczego
c)życie jest zbyt piękne, by tracić czas na wyjaśnienia, że nie jest się Dziewiecem
d)udowadnianie, że nie jest się Dziewiecem, zajmuje dużo czasu, a bal w gruncie rzeczy nie był zły
e)każda muzyka to muzyka
f)zwracanie na siebie uwagi w tej sytuacji nikomu nie wyszłoby na dobre
g)ktoś najprawdopodobniej podejrzewał, że to Dziewiec w jakiś cudowny sposób spowoduje zmianę rytmu, więc wszyscy cierpliwie czekali na ten dar niebios (gdyż Prince of Morgen prezentował jako zespół całkiem niezłe umiejętności, ale dużo gorszy repertuar, zaczynający się gdzieś w okolicach piątego wieku naszej ery, a kończący się w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku).
4)Ślizgoni patrzyli wyczekująco na Sam, która z błyskiem w oku obserwowała, jak to profesor Trelawney znęca się nad Syriuszem. Najprawdopodobniej oczekiwali, że to ona coś zrobi.
Nawet najodważniejszy Ślizgon nie śmiałby dzisiaj wygłosić swojego o tym, co mu nie odpowiada, z bardzo prostej przyczyny – jutro wszyscy mogli być martwi, a to nie podobało się nikomu, więc każdy chciał spokojnie spędzić być może ostatni wieczór w swoim życiu.
Mierzeja
PostWysłany: Śro 20:56, 05 Sie 2009    Temat postu:

181
-Masz szczotkę? – spytała Sam Chomika. Obydwie były w pracowni skrzatów.
-Mam, ale po co ci ona? – Chomik nie mogła ukryć zdziwienia.
-Zrobimy cię na bóstwo. – poinformowała Gryfonkę Mierzeja.
-Sam! Ty znowu popadasz w obłęd i mówisz o sobie w liczbie mnogiej. – Mirtle weszła do pomieszczenia i oznajmiła ten fakt.
-Jak sobie życzysz. – odparła Dziewica Slytherinu. – My, Mierzeja, zrobimy ciebie na bóstwo. A tak na marginesie to co ty tu robisz? My, Mierzeja, też cię mamy uczesać?

***

Draco był zdołowany. Sam poinformowała go, że z nim nie pójdzie. Na korytarzu było cicho. Gdzieś w oddali majaczyła sylwetka profesora Snape’a. Malfoy usiadł na parapecie. Severus zatrzymał się, widząc swego ucznia nie tam, gdzie ten powinien się znajdować.
-Co ty tu robisz? Miałeś być w skrzydle szpitalnym.
-Ona powiedziała, że już z kimś idzie. – powiedział Draco, jakby nie dosłyszawszy nauczyciela. – Mam nadzieję, że ten drań będzie przynajmniej dobrze wyglądał i umyje włosy. – poczym pospiesznie dodał: - Co nie znaczy, że mam coś przeciwko pańskim włosom, panie profesorze.
Snape popatrzył na Draco nieco zdziwiony.
Malfoy poszedł sobie, zostawiając Snape’a, który przyglądał się swej fryzurze w szybie okiennej.

***

Piecek łaził za Chomikiem. Cel był wiadomy. Gryfonka, ujrzawszy Malfoya gdzieś w oddali, niezwłocznie pobiegła w jego kierunku. Draco popatrzył na Chomika i nadciągającego Piecka i spytał:
-Nie chcesz z nim iść na bal?
-Zgadnij. – wycedziła.
-A ze mną?
-Co z tobą?
-Pójdziesz?
Chomik oceniła sytuację i odparła:
-Ale ja mam jeszcze inne wyjście!

***

-Nie przejmuj się. – pocieszała Piecka Mirtle. – Mam dla ciebie partnerkę.

***

Potter spotkał Piecka. Ron się przypałętał. Ogólnie rzecz ujmując: żaden z nich nie miał partnerki.


182
19.50 nadeszła. Severus stał przed Wielką Salą i wszyscy się mu przyglądali.

***

Pierwsza pojawiła się Chomik. Jej szatę stanowiła suknia koloru zielonego, która eksponowała i uwypuklała wszystko, co było do wyeksponowania lub uwypuklenia przeznaczone. Na ramionach miała szeroki biały szal haftowany zieloną nicią i zieloną tiarę.
Wygląda całkiem atrakcyjnie. – ocenił Severus.

***

Chomik, gdy spostrzegła Snape’a, stanęła jak wryta.

***

Malfoy spostrzegłszy Snape’a podszedł do niego i powiedział:
-Czyli to jednak pan!!! Jak pan mógł?!

***

Mirtle zobaczyła Chomika, która patrzyła na jakiegoś faceta. Facet wyglądał dziwnie znajomo. Andy stanęła obok koleżanki i też zaczęła się przyglądać.
-Jest pan przypadkiem profesorem Snapem? – spytała Mirtle po chwili.
Facet utkwił wzrok w Gryfonkach (nie dostając przy tym zeza).
-Całkiem go pan przypomina. – kontynuowała Mirtle. – Ma pan tylko inne włosy. Takie jakby… - zaczęła się zastanawiać. – O mam! Umyte!
Chomik dźgnęła Mirtle łokciem, ale było już za późno.
-Mirtle! Gryffindor traci piętnaście punktów.
-Czyli to jednak pan! – ucieszyła się Andy. – Jakiego szamponu pan użył?
-Mirtle! Zaraz stracisz kolejne punkty! – ostrzegł Snape.
-Ale co to za szampon?
-Gryffindor traci kolejne piętnaście punktów.
-Tylko trzydzieści?
-Masz szlaban. – wycedził Snape.
-A ja też dostanę? – spytała Chomik.
Severus popatrzył na nią karcąco, poczym utkwił wzrok nad głową Chomika.


183
To, co spowodowało, że Severus Snape utkwił wzrok ponad głową Gryfonki, całkowicie mu się nie spodobało. Syriusz Black podał ramię Sam i właśnie schodzili do Holu. Syriusz ubrany był w nienagannie skrojoną czarną szatę. Sam – w granatową szatę z rozszerzanymi rękawami i dekoltem (który zdecydowanie się Severusowi nie podobał) okalanym haftem, przedstawiającym dwa srebrne węże. Włosy Mierzei zdawały się jarzyć jakimś dziwnym blaskiem, a ona się uśmiechała, co z kolei w ogóle się już Severusowi nie podobało.
Gdy Sam podeszła (wraz z Blackiem) do Snape’a, podziękowała mu i podała dłoń Snape’owi, który miał w oczach żądzę mordu. Mirtle znacząco chrząknęła.
-Tak? – spytał nieprzytomnie Black.
-Dobrze się pan czuje? – spytała Gryfonka.
-Raczej tak. – odparł Syriusz ze wzrokiem utkwionym w oddalającej się sylwetce Mierzei.

***

-Co to jest?!!?!! – spytał Snape.
-O które konkretnie „to” ci chodzi, Severusie? – spytała Sam, rozglądając się w poszukiwaniu Chomika i Bu.
-Czy ty mnie słuchasz?! – Severus starał się ograniczyć swoją osobą pole widzenia Mierzei, co mu zresztą nie wychodziło.
-O co chodzi? – spytała, poczym przeanalizowała spojrzenie Snape’a, aktualnie spoczywające gdzieś w okolicy mostka i westchnęła. – Ma pan jakieś zastrzeżenia, prawda?
-Ta szata nie jest odpowiednia. – powiedział w końcu Snape.
-Masz na myśli, że nie jest wystarczająco skromna. – podsunął Black, który przyciągnął aż tu z Mirtle uczepioną swego ramienia.
-Nie! Tak! A co ci do tego, wredny pchlarzu! – wypalił w końcu Severus.
-Nic, ale nie będziesz na nią krzyczał, ty podły szatański pomiocie!
Dało się słyszeć głuche uderzenie. Dźwięk był na tyle głuchy, by wibrować w powietrzu długo po tym, jak Syriusz wrzasnął:
-Co robisz?!
-To, na co mam ochotę. – odparła zgodnie z prawdą Andromeda Black, próbując wyprostować pogięty wachlarz.
-Na co sobie pozwalasz?! – kontynuował w dalszym ciągu obrażony Łapa.
-Nie będziecie się kłócić! – oświadczyła stanowczo Andromeda, patrząc z nieskrywanym wyrzutem na Snape’a i własnego brata.
-On się jej czepia! – powiedział Syriusz, zupełnie nie zwracając uwagi na uwieszoną jego ramienia Mirtle, która teraz dopiero postanowiła zaznaczyć swoją obecność.
-Ehm! – odchrząknęła znacząco. Zadowolona z efektu, kontynuowała: - Panie profesorze Black, nie powinno się przeszkadzać zakochanym.
Andy zbytnio nie przejęła się wzrokiem Łapy, który mówił ni mniej ni więcej, tylko „CO TY CUKRZYSZ?!”. Nie zwracała również uwagi na wzrok Andromedy („ONI?! RAZEM?! TO NIEMORALNE!”), Sam („JAK MOGŁAŚ?!”) i Snape’a („GRYFFINDOR TRACI DWADZIEŚCIA PUNKTÓW, A TY MASZ SZLABAN!”), po prostu odciągnęła bezceremonialnie Syriusza. Niespodziewanie pomogła jej Andromeda, popychając Łapę z odpowiednią siłą. Black odszedł (a raczej odciągnięto go), cały czas oglądając się za siebie.
-Czego chcesz? – warknął Snape na Andromedę.
-Może chciałabym ci powiedzieć coś ważnego? – odparła lodowato.
-To się streszczaj. Bal zaraz się zacznie.
-Tu jest odpowiedź na większość pytań. – pokazała księgę, która zmaterializowała się jej w dłoni. – Tylko ja jej nie otworzę.
-To masz problem. – i Snape odszedł, odciągając Sam.

***

Andromeda pokręciła głową, patrząc na oddalającą się parę. We własnej głowie usłyszała: „Chętnie obejrzę tą książkę po balu”. Nie miała wątpliwości, kto wysłał jej tą wiadomość.

***

Na salę wchodziły wyczytywane pary. Lee Jordan przedstawiał, kto przyszedł z kim, ale nie mówił dlaczego, przez co nie zaspokajał ciekawości niektórych ludzi.
-Panna Sam, Slytherin, Dziewica Slytherinu, wnuczka Voldemorta, Dziedziczka Mocy, Córa Wszelkiego Zła, Niezwyciężona Pani Ciemności…
Dało się słyszeć warknięcie profesor McGonagall:
-Jordan, co chcesz osiągnąć takim zachowaniem?!
Poczym Lee kontynuował:
-…zaproszona przez – tu w głosie Gryfona pojawiła się fałszywa słodycz – naszego kochanego i niezastąpionego profesora eliksirów Severusa Snape’a, który dla swej Sam umył nawet włosy. Szczerze mówiąc, nigdy go takim nie widziałem. Jest to niezwykle interesujące zja… AUŁ! Pani profesor!
-Jordan, zamknij się i zajmij się inną parą.

***

-Panna Chomik, Gryffindor i Pan Michał zwany Pieckiem, również Gryffindor.
-Panna Andy Mirtle, Gryffindor i pan Syriusz Black. Prosimy o oklaski!!!
-Jordan!
-Tak, pani profesor?
-Kontynuuj!
-Panna Bu, Gryffindor i pan profesor Remus Lupin.
-Pan Draco Malfoy, Slytherin zaciągnięty tu przemocą przez pannę Pansy Parkinson. Jest to nadzwyczaj interesująca para, zmontowana na poczekaniu tylko i wyłącznie na ten bal, bo pan Malfoy kocha inną…
-Jordan!
-Już kontynuuję, pani profesor. Nie jestem w stanie stwierdzić, kto tu jest kim, więc sami zgadujcie: pan Fred Weasley, Gryffindor, panna Parvati Patil, Gryffindor, pan George Weasley, Gryffindor i panna Padma Patil, Ravenclaw.

***

Gdy przedstawiono już wszystkich, Dumbledore wyszedł na środek sali (która była przemeblowana i udekorowana adekwatnie do sytuacji), wyciągnął z kieszeni kartkę i przeczytał (wielce zdziwiony):
-Poloneza czas zacząć?
Mierzeja
PostWysłany: Śro 20:56, 05 Sie 2009    Temat postu:

179
Zaklęcie tłumaczące było jak najbardziej na miejscu.
-Ale może kupiłaby pani ten. – sprzedawca wskazał na purpurową belę jedwabiu. Cały czas zwracał się do Sam, jakby Chomik nie istniała, co bardzo irytowało Gryfonkę.
-Czy już panu mówiłam, że nie?! – Mierzeja uniosła znacząco brew.
-Ależ łaskawa pani. – sprzedawca skłonił się głęboko.
-To co kupujemy? – Sam popatrzyła na Chomika.
-Łaskawa pani raczy spojrzeć tutaj. – sprzedawca zignorował fakt, że Sam popatrzyła nań wilkiem i poszedł do drzwi prowadzących najprawdopodobniej na zaplecze.
-A może to? – Chomik przecisnęła się między zwojami materiału i wskazała na bardzo interesujący materiał.
-W zielonym ci do twarzy. – oceniła Mierzeja. – Czyli weźmiemy sześć metrów tego zielonego. Nie, nie tego! Tego tamtego!
Sprzedawca nie był skory do współpracy, co najwyraźniej zirytowało Mierzeję.
-Jeśli za chwilę nie dostanę towaru, to nie ręczę za siebie!
Sklepikarz wziął sobie do serca ostrzeżenie Sam, gdyż po chwili odmierzony materiał został zapakowany i leżał na ladzie.
-Trzy metry tego cienkiego, białego z górnej półki. – kontynuowała Sam. – Sześć metrów tego granatowego. Nie, nie tego! Nie grubego, tylko cienkiego. Tego grubszego dwa. I jeszcze tego grubszego zielonego.
Paczek było całkiem sporo. Sam zapłaciła, zapakowała zakupy i wyszła. Chomik udała się za Mierzeją. Po chwili były już w Hogwarcie.

***

-Jak masz zamiar to zrobić? – spytała Chomik.
-Najnormalniej w świecie. – odparła zgodnie z prawdą Mierzeja, prowadząc Gryfonkę korytarzem. – Zamierzam to uszyć jeszcze dziś w nocy.
-Ale… - próbowała protestować Chomik, lecz nie mogła dokończyć, bo Jungfrau wepchnęła ją do bliżej niezidentyfikowanego pomieszczenia.
-Lumos. – mruknęła Sam.
Pomieszczenie okazało się nadzwyczaj interesującym pomieszczeniem z masą różnobarwnych szpul nici na półkach.
-Pracownia krawiecka skrzatów domowych. – wyjaśniła Mierzeja, wskazując Gryfonce taboret. – Stań na tym.
Chomik wykonała polecenie i Sam zabrała się do upinania szaty. Chomika denerwował centymetr krawiecki, który zmierzył jej chyba wszystkie możliwe obwody. Po dwóch godzinach to Sam stanęła na stołeczku, a Chomik, złorzecząc i kłując się w palce szpilkami, zaczęła upinać granatowy jedwab.

***

-Gdzie ona jest? – zastanawiał się Malfoy. Nie był jedyną osobą, która tej nocy zadawała sobie to pytanie.

***

-Idź spać. – powiedziała Sam, ziewając. – Rano przymierzysz i wprowadzimy ewentualne poprawki.
-Po(ziew)prawki(ziew)?
-Telepnę cię do dormitorium. – Sam położyła rękę na ramieniu Chomika.


180
-Chyba nie sądzisz, że ja to założę?! – oburzyła się Chomik.
-Myślę, że to zrobisz. – powiedziała Sam i uśmiechnęła się tajemniczo.

***

-Co będziemy tańczyć?! – spytał z niedowierzaniem Snape.
-Chłodzonego.
-Chodzonego. – poprawiła Sam, która z nieznanych nikomu przyczyn pojawiła się w gabinecie dyrektora.
-A co ty tu…? – zaczął Severus i zapomniał o dalszym ciągu pytania. Mierzeja wyglądała niby normalnie, ale inaczej w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
-Nic. – odparła Sam i zniknęła.
-O co chodziło? – zainteresował się Albus.
-Nie mam pojęcia. – odparł zgodnie z prawdą Severus.
-Ale nieźle wygląda.
-Aha.

***

Syriusz Black miał dylemat (niekoniecznie moralny) – w tej chwili trwał otoczony przez zgraję Gryfonek, które chciały go zaprosić na bal. Łapa, ujrzawszy Mierzej ę na horyzoncie, zakrzyknął (Och, jakież to romantyczne!):
-Sam! – tu przepchnął się między dziewczynami i dopadłszy do niej, spytał: - Pójdziesz ze mną na bal?
Mierzeja popatrzyła nań karcąco i powiedziała, wyciągając z otaczającego ich tłumku Mirtle:
-Może pan pójść z nią. – to oznajmiwszy, poszła sobie (Mierzeja się znaczy).

***

-Nie pójdę na ten cukrzony bal. – oznajmiła Bu.
-Dlaczego? – spytały jednocześnie Andy i Chomik.
-Bo nie mam partnera. – odparła Bu całkowicie szczerze.
-Nie martw się. – powiedziała Mirtle, poklepując Bu po prawym ramieniu (bo akurat to było najbliżej).

***

O godzinie 17.00 Sam zaczęła podążać w kierunku Pracowni Krawieckiej Skrzatów Domowych. Nadzwyczaj interesującym zrządzeniem losu Snape czekał na nią przy drzwiach. Mierzeja popatrzyła nań z nieskrywanym zaciekawieniem malującym się na obliczu (und nicht nur).
-Ehm… - zaczął Snape, wiedząc, iż nie jest to najlepszy początek, o czym świadczyło drgnienie brwi Sam. – Chciałbym zaprosić cię na bal.
Cisza.
Zaraz powie „Niestety, już z kimś idę” albo „Z panem na sto procent nie pójdę” – myślał gorączkowo.
Mierzeja popatrzyła nań podejrzliwie, poczym oświadczyła:
-Mam nadzieję, że zaproszenie nie obejmuje żadnych podejrzanych spacerów przy blasku księżyca po skończonym balu.
Severusa zamurowało, ale zanim zdążył odtajeć, Mierzeja poinformowała skołowanego Miszczunia:
-Tego typu spacery przywodzą mi na myśl tylko kiepski romans w jeszcze gorszym tłumaczeniu.
Snape stał z otwartymi ustami.
-O 19.50 przed Wielką Salą. – poinformowała go ni z tego ni z owego Sam, poczym sobie poszła.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group